O tym, jak Polak, Rosjanka i Niemiec przyjmowali Schronienie...Autor: Ania Karasińska
Przyjmowanie
schronienia jest aktywnością właściwą
wszystkim istotom, niezależną od tego,
ile mądrości te istoty posiadają. Wie
to każdy, bo każdy kilka razy w życiu
szukał oparcia w czymś, co było dla niego
niezwykle ważne i wydawało się pewne,
a potem musiał czuć się "jako cymbał
brzmiący", kiedy to coś po prostu się
rozpadło. Tego rodzaju przykra
sytuacja, powtórzona odpowiednią
ilość razy, powinna, jeśli oczywiście nie
zawiedzie nas inteligencja,
doprowadzić do wniosku o nieistnieniu
w uwarunkowanym świecie obiektu
mogącego stać się trwałym schronieniem.
Można wtedy odnaleźć się w religiach
obiecujących lepszy świat lub zostać jednym
z wielu gatunków pesymistów.
Jeśli zaś wystarczająco dobrze
zrozumie się fakt, że przyjmowanie
schronienia w rzeczach przemijających
przypomina strzelanie do samego
siebie z coraz to innego rodzaju
broni, można zostać buddystą i spróbować
nie powtarzać ciagle tego samego
błędu.
Poprosiliśmy
kilku przyjaciół o odpowiedź na
pytanie, co zmieniło się w ich życiu po
przyjęciu Schronienia. Niespodziewanie
okazało się, jak wielu jest wśród nas poetów
sypiących metaforami: "przejście
na drugą stronę lustra", "nasiono,
które potem wykiełkowało",
"kompas w życiu wyznaczający
azymut na trwałe wartości", "dołączyłem
do takiej drużyny, która zawsze
wygrywa", "moje życie pojaśniało
i pojawiła się prosta droga naprzód".
Mimo pewnych różnic w poetyckim
sposobie obrazowania, w kwestii
najważniejszej wygląda na to, że jesteśmy
klonami; po przyjęciu schronienia u
wszystkich zmieniło się najczęściej...
wszystko.
Przesłuchania
ujawniły, że większość z nas trafiła na
wykład Lamy Ole przez przypadek. Często
były to jednak przypadki "nieprzypadkowe",
ktoś miał w sandze brata, ktoś przyjaciół,
ktoś inny natomiast długo szukał dla siebie
drogi, a ponieważ był już w kościele i u
zenistów, wykład buddyzmu
Diamentowej Drogi był kolejną
możliwością do sprawdzenia. Pewien
młodzieniec pojechał do Kuchar, by
odwiedzić piękną buddystkę i zapytany
o schronienie z dumą wskazał na właśnie
rozbity namiot, a potem chciał zrozumieć,
dlaczego wszyscy się z niego śmieją i
poszedł na wykład. Były osoby, dla których
wykład Lamy Ole był pierwszym kontaktem z
buddyzmem. Inni po lekturze kilku
książek długo wyczekiwali na
spotkanie z Lamą i udali się na nie z głową
pełną koncepcji, które potem i tak
tysiąc razy się zmieniły. Byli i tacy,
którzy musieli borykać się z własną
katolicką nieufnością i uspokajali
się tym, że schronienie nie powoduje
buddyjskich stygmatów w
nieoczekiwanych miejscach, ani innych
skutków ubocznych i w razie czego zawsze
można się wycofać. Ktoś inny jeszcze był
przerażony jak dotąd nigdy w życiu, a
ponieważ był odważną kobietą,
pomyślał: "skoro się boję, to znaczy,
że muszę to zrobić". Zwłaszcza, że drogę
ucieczki odcinał Wojtek Tracewski z
nożyczkami. W Rosji czasami
dopatrywano się w ceremonii
schronienia kolejnego podstępu
totalitarnego reżimu...
A co było potem?
"Powiedziałem
moim rodzicom: teraz znalazłem coś, co
zostanie ze mną na resztę życia. Wtedy
pomyśleli: tak, tak, ciekawe co będzie
następne... Ale od tamtej pory dharma jest
rzeczywiście jedyną rzeczą, co do
której jestem pewien, że ze mną zostanie,
chociaż zwykle w życiu nie można przewidzieć,
co się będzie myślało jutro. Sądzę, że jest
życie przed i po schronieniu. Dla mnie był to skok w
inną rzeczywistość. Rozpuściło się
wiele pomieszania, wszystko się uprościło,
nabrało nowego znaczenia."
Manfred Maier
"Wraz z
przyjęciem schronienia zakończył się w
jednej chwili bardzo trudny okres w moim
zyciu. Miałam wrażenie, że błogosławieństwo
Olego zlikwidowało całą rozpaczliwą
sytuację, w jakiej wtedy tkwiłam. Wpadłam
w stan totalnej euforii, który
wkrótce minął, ale całe wrażenie
uwolnienia od problemów utrzymało
się. Oczywiście później bywałam w
trudnym położeniu, ale już nigdy w takiej
mierze, w jakiej to było przed schronieniem.
Po tym doświadczeniu, po przyjęciu
schronienia, chociaż jeszcze wtedy nie
wiedziałam prawie nic o dharmie, zrozumiałam,
że właśnie znalazłam coś, czego całe życie
szukałam, że tym przede wszystkim chcę się teraz
zajmować."
Klaudia Żerebiec
"Zawsze w
jakiś sposób obawiałem się, że po prostu
coś w moim życiu źle się ułoży, że zdarzy się
jakaś katastrofa, a nie ma niczego, co
mogło by mnie ochronić. Kiedy przyjąłem
schronienie, poczułem, że tego zagrożenia
już nie ma i to, co się ze mną dzieje, nie jest już teraz
kwestią czystego przypadku, że dołączyłem
do grupy ludzi, którzy są po prostu
wygrani albo raczej "pod ochroną".
Razem z tym pojawiło się niesamowite
poczucie szczęścia, że coś takiego
znalazłem. Byłem całkowicie
przekonany, że chcę zaraz robić nyndro,
ucieszyłem się, że mając schronienie
wreszcie będę mógł zacząć medytować."
Marcin Barański
"Poczułam,
że mam w życiu ochronę, która nie pochodzi
z zewnątrz, lecz z tego, że posiadam pogląd,
wreszcie mogłam zacząć się cieszyć tym, że
jestem szalona."
Zsuzsa Koszegi
"Najważniejsi
wtedy stali się nowi przyjaciele,
wszystko odczuwałam przez przyjaźń, przez
sangę. Po przyjęciu schronienia przez parę
lat nie wiedziałam, czym tak naprawdę jest cel,
czym jest droga. Po prostu mi się podobało,
czułam wyraźny związek i dlatego
praktykowałam."
Lena Leontieva
"Od kiedy
przyjąłem schronienie upłynęły dwa lub
trzy lata, zanim te wrażenia dojrzały i
zacząłem praktykować. Dopiero
potem moje życie nabrało prędkości
i zacząłem przeżywać świat w coraz
pełniejszy sposób."
Rafał Olech
"Przez wiele
lat po przyjęciu schronienia, nadal mniej
lub bardziej świadomie, przyjmowałem
schronienie w tym, w czym przyjmują je wszyscy:
w partnerce, pieniądzach, fascynującej
pracy zawodowej. Oczywiście
medytowałem, starałem się pracować
dla dharmy, ale te dwa nurty: praktyka i
"normalne życie", płynęły jakby
obok siebie. Dopiero kiedy straciłem
pracę, zacząłem się zastanawiać i
podsumowałem te 10 lat. Zrozumiałem,
jak wiele energii wkładałem w rozmaite
sytuacje, po których nic nie zostało.
Jedynym trwałym elementem mojego
życia okazała się praktyka dharmy,
przekonanie o tym, że wszystkie istoty mają
naturę buddy, rzeczywiście prawdziwe
okazały się związki z sangą i nauczycielem,
czyli właśnie schronienie! Wygląda na
to, że te lata były potrzebne, aby wrażenia
zasiane w czasie formalnego aktu
przyjęcia schronienia "przebiły
się" do codziennej świadomości i
przeniknęły większość aspektów
życia."
Włodek Wiszka
"Jeśli
chodzi o przyjmowanie schronienia to
dla mnie wydarza się to przez cały czas. Nie
pamiętam dokładnie wrażeń z chwili,
kiedy przyjąłem schronienie po raz
pierwszy, ale myślę, że było dokładnie tak
jak teraz. Teraz, to znaczy za każdym razem,
kiedy Ole udziela schronienia i kiedy
pstryka palcami, a my odpowiadamy
"rozumiem", mam wrażenie, że to
zrozumienie opada gdzieś niżej w kierunku
serca."
Porucznik Adam
Jankiewicz