Biel-sko - Bia-ła
Czę-sto-cho-wa
Kra-ków
War-sza-wa
Wro-cław
Autor: Marek Rosiński
Wygląda na to,
że zaczęła się nowa era polskiego
buddyzmu, po zbudowaniu Stupy Cudów
nie ma już od niej odwrotu. "Urośliśmy jak
trawa", jesteśmy samodzielni i
potrafimy wspólnie robić duże
rzeczy. Jedną z nich była Przestrzeń Umysłu,
seria imprez z okazji 25-lecia buddyzmu
Diamentowej Drogi w Polsce.
Wystawa w Zamku
Ujazdowskim w Warszawie była centralnym
wydarzeniem. Po raz pierwszy urządziliśmy
imprezę na taką skalę inspirowaną
buddyzmem. Nie tylko w Polsce, ale w ogóle
w historii Kagyu na Zachodzie (tak
powiedziała Caty). Pokazaliśmy na niej
portrety autorstwa Tomka Sikory z
instalacją dźwiękową, instalację
z Kandziurem Lesia Dobruckiego i tanki
tybetańskie z Muzeum Azji i Pacyfiku.
Skakaliśmy na bungee, przyjechało
ośmiu nauczycieli z wykładami oraz
zagrało dla nas dwadzieścia zespołów
w trzech klubach muzycznych. Wszyscy
występowali/pomagali w
organizacji za darmo. Jeszcze raz
wielkie dzięki!
Przestrzeń Umysłu
była dość rzadką mieszanką filozoficznych
wywodów o naturze rzeczywistości
i niezależnej muzyki, nowoczesnej
zachodniej i tradycyjnej tybetańskiej
sztuki oraz skoków bungee.
Eksperymentowanie z przestrzenią
i w przestrzeni na wszystkich poziomach:
ciała, mowy i umysłu.
W samej Warszawie
nad Przestrzenią Umysłu pracowało
ponad sześćdziesiąt osób. Pospolite
ruszenie ochotników-idealistów.
Praca z ludźmi na takich zasadach, typowa
dla projektów sangowych, może wiele
nauczyć. Przede wszystkim cierpliwości i
braku oczekiwań. Jeżeli tylko założy
się skuteczność działania mniej więcej na
poziomie 30 procent, wówczas można tylko
się cieszyć, że wszystko idzie jak z płatka. Jednak
na finiszu nie można już było sobie
pozwolić na taki luksus. Syndrom
nadmiernego rozluźnienia, będący
efektem ubocznym praktyki, musiał ustąpić,
czasami nieco zbyt nerwowemu, ale bądź
co bądź skutecznemu działaniu.
Przestrzeń Umysłu
okazała się idealną formułą dla wielu
ludzi, którzy interesują się
buddyzmem, ale nie na tyle by zainwestować
jeden wieczór ze swojego życia i
przyjść do ośrodka buddyjskiego. Chętnie
natomiast wpadli do Zamku Ujazdowskiego,
gdzie i tak bywają i przy okazji móc przyjrzeć
się czym jest buddyzm.
Lama Ole spytany
przez nas pod koniec 2001 roku jak powinna
wyglądać Przestrzeń Umysłu, odpowiedział,
że byłoby dobrze, gdyby udało nam się na
niej pokazać naszą "historię, styl i
wpływ na Polskę". Myślę, że się udało.
Pod hasłem
"Przestrzeń Umysłu" odbyły się
również imprezy w Krakowie i
Wrocławiu (koncerty i wykłady).
Wystawa z Zamku Ujazdowskiego w
Warszawie pojechała do Częstochowy
i była wystawiona w Bielsku - Białej i
Wrocławiu. Wydaliśmy również płyty z
muzyką z koncertów Przestrzeni
Umysłu.
Kalendarium
Odsłona 1.
Lato 2001, Kuchary. Pewnego letniego
popołudnia w czasie kursu w Kucharach
podczas luźnej pogawędki z Caty
uświadomiliśmy sobie, że buddyzm w
Polsce ma 25 lat. Leniwie przemknęła
wówczas pierwsza myśl, że dobrze byłoby
to jakoś uczcić.
Odsłona 2.
Jesień 2001, zebranie Zarządu. Na zebraniu
tym przedstawiłem absolutnie wyssaną
z palca, utopijną wizję obchodów
25-lecia buddyzmu Diamentowej Drogi
w Polsce. Składała się zaledwie z
wystawy tanek i kilku wykładów,
które miały się odbyć w Zamku
Ujazdowskim. Tanki miałoby nam wypożyczyć
Muzeum Azji i Pacyfiku. Wszyscy uznali
to za zbyt ryzykowne, pospadali z
krzeseł ze śmiechu i zabronili mi nawet
o tym myśleć.
Odsłona 3.
Zima 2001, działalność konspiracyjna.
Kilka grup, które pragną zachować
anonimowość sprawdza możliwość
urządzenia wystawy w Zamku Ujazdowskim
oraz wypożyczenia tanek z Muzeum Azji i
Pacyfiku. Tym w Zamku mówią, że mamy
tanki, a tym w Muzeum, że rzecz odbędzie się w
Zamku. Klasyk. Pierwsze haki zaczynają
łapać obręcze. Pojawia się LOT jako
sponsor fundujący bilety
wykładowcom.
Odsłona 4.
Wiosna 2002, wyjście z podziemia. Wybieramy
logo i hasło, opracowujemy program
imprezy, budżet i zaczynamy szukać
sponsorów. Powstaje strona
internetowa i znajdujemy dużych
patronów medialnych. Zamek
Ujazdowski po nieznośnie długiej grze
wstępnej potwierdza w końcu zgodę na
imprezę.
Odsłona 5.
Lato 2002, maszyna pracuje pełną parą.
Powstaje pierwsza ulotka z programem,
która jest rozdawana podczas kursu
w Kucharach. Ponosimy totalną
porażkę na polu szukania sponsorów.
Zmusza nas to do okrojenia programu, aby
zmniejszyć koszty. Strasznie nam głupio.
Wychodzą wszystkie materiały do
mediów.
Odsłona 6.
Wrzesień 2002, finisz. Rozprowadzamy
pocztówki, plakaty, sprawdzamy
czy media publikują nasze materiały.
Organizujemy wernisaż i wystawę.
Dogadujemy szczegóły
techniczne z muzykami i producentami
płyty. Do ostatniej chwili walczymy z
uzyskaniem zgody na ustawienie dźwigu
do skoków bungee w pobliżu Zamku.
Po raz pierwszy na
Przestrzeni Umysłu...
... urządziliśmy
tak dużą buddyjską imprezę sami, nie
"wisiała" ona jak zwykle na Lamie.
Zebraliśmy w jednym miejscu ośmiu
podróżujących nauczycieli,
którzy wygłosili publiczne
wykłady. Na każdym z nich było około dwustu
osób. W weekendy przez Zamek przewijało
się ponad tysiąc osób.
... przyjechała
do Polski Caty nie-przy-okazji-wizyty-Olego.
Ot tak, po prostu, na luzie, towarzysko.
Było to bardzo miłe i mieliśmy trochę
czasu, żeby pogadać o życiu. Przyjechali
też inni specjalni goście: Sasza
Koibagarow i Lena Leontiewa z
Rosji, Goerge i Zsuzsa z Węgier oraz Maria i
Jacob z Austrii.
spotkaliśmy
się z tak dużym zainteresowaniem
mediów. Mimo że Lama Ole przyjeżdża
do Polski co roku od 25 lat, okazuje się, że dla
mediów dużo ciekawsze są imprezki
w Zamku Ujazdowskim. Ukazały się spoty
w Radiu Zet, kampania w Wirtualnej
Polsce, materiały w WIK-u,
Aktiviście, City, Focus, Gazecie
Wyborczej, zapowiedź w MTV i dwugodzinna
relacja w TV 4.
poznawaliśmy
smak przestrzeni skacząc bungee na buddyjskiej
imprezie w Polsce.
dzięki biletom
ufundowanym przez LOT nauczyciele i
specjalni goście mogli przylecieć za
darmo z kilku krajów w Europie.
Jak hartowała
się stal, czyli parę historyjek o
Przestrzeni i Umyśle
Udało nam się
namówić Radio Zet na kampanię
reklamową o dużej wartości. Po kilku
seriach burz mózgów wymyśliliśmy
treść spotu i dogadaliśmy media plany.
Namówiliśmy Piotra Jankowskiego,
aby został lektorem, poza seksownym
barytonem dysponował możliwościa
nagrania w studiu, w którym
uczestniczyła cała opolska sanga.
Przedstawiliśmy spot do akceptacji.
Po dwóch tygodniach ciszy Zetka
odrzuciła nagranie na dzień przed
planowanym rozpoczęciem kampanii.
Po paru nieprzespanych nocach i kolejnych
zmodyfikowanych propozycjach
spotu, okazało się, że przeszkodą nie do
ominięcia jest słowo "przestrzeń",
które w wersji Piotra rzekomo
brzmiało jak "pszeszczeń". Było to trzy
dni po planowanym rozpoczęciu
kampanii. Adrenalina lała się
strumieniami, zaczynaliśmy
zupełnie od nowa. Trzy dni później leciał
w radiu kompletnie inny spot, nagrany
od nowa w Warszawie.
Gazeta
Wyborcza opublikowała zaproszenie
na naszą imprezę polecając ją jako
interesującą wystawę "tynków
tybetańskich".
Na dwa tygodnie
przed imprezą rozpoczął się remont i
zostały rozebrane gigantyczne
żelbetonowe schody prowadzące
z Zamku Ujazdowskiego do parku na
Agrykoli, którymi można się było
dostać do dźwigu do skoków bungee. Nikt
nie remontował tych schodów przez
ostatnie trzydzieści lat.
Kampania
reklamowa na portalu Wirtualna
Polska właśnie się rozpoczynała, gdy
otrzymałem umowę do podpisania.
Wynikało z niej, że grożą nam kary umowne
kilkadziesiąt tysięcy złotych, za nie
zamieszczenie logo WP na naszych
materiałach lub zamieszczenie logo
konkurencyjnego portalu.
Sprawdzam. Otwieram WiK i natychmiast widzę
logo konkurencyjnego Independent.pl.
Dzwonię do Rupiecia i pytam czy umieścił
logo patronów na pocztówkach.
"Nie, bo się nie zmieściły", słyszę.
Czuję migotanie przedsionków.
Urok osobisty Marcinka i parę zręcznych
zmian umowy utrzymały nas na powierzchni.
Informację
o imprezie, która ukazała się w MTV,
udało się "nagrać" podczas
przyjacielskiej pogawędki na stacji
benzynowej w Ostródzie, gdzie spotkałem
dawno nie widzianą znajomą.
Projekt graficzny
programu Przestrzeni Umysłu miał być
opublikowany przez wszystkich patronów
medialnych. W rezultacie niewiele
wyszło z tego pięknego planu, tylko WiK
opublikował go w całości. W Aktiviście
pojawił się reklamodawca, który
zajął nasze miejsce, a e-mail wysłany
do Fluidu zaginął. Gdy w ostatniej chwili
(mieliśmy parę godzin do zamknięcia
numeru) próbowaliśmy go
odtworzyć, okazało się, że Rafał, autor
projektu, jest na Krecie, a jedyna kopia
jest na twardym dysku, który Parys wiezie
w samochodzie jadącym do Wrocławia.
Instalacja
audio, która wydawała się na
początku dość niegroźna, pochłonęła
wiele krwi potu i łez. Zebranie dwudziestu
osób z całej Polski na sesję fotograficzną
oraz nagranie tekstu, który sami
mieli przygotować okazało się tylko
rozgrzewką. Obróbka dźwięku, wybór
najlepszego rozwiązania technicznego
czy logistyka zebrania w jednym
miejscu dwudziestu odtwarzaczy CD w
ciągu jednego dnia, bo ktoś nie zrobił tego
wcześniej, też nie było proste. Jednak
najtrudniejszy okazał się techniczny
montaż. Wymagał położenia ponad
dwóch kilometrów kabli. Dość
powiedzieć, że na pół godziny przed
rozpoczęciem wernisażu
zrezygnowaliśmy z położenia
wykładziny i nie wszystko całkiem sprawnie
działało.