MedytacjaAutor: Tadeusz Uchto
Trudno jest przy
pomocy krótkiego wyjaśnienia
oddać w pełni istotę medytacji. Można
do tego tematu podchodzić z różnych
stron. Bardzo ważne jest to, że medytacja
jest nieoddzielna od poglądu. Nie istnieje
medytacja, która sama z siebie
i, tylko dlatego że jest doskonała i
została przekazana przez Buddę,
doprowadzi nas do Oświecenia. Nie
powinniśmy myśleć, że jeżeli zrobimy
odpowiednią liczbę pokłonów, coś
sobie wiele razy wyobrazimy i
wymamroczemy trochę mantr, automatycznie
osiągniemy urzeczywistnienie. W
buddyzmie niezwykle istotna jest
świadomość. Powinniśmy naprawdę
zdawać sobie sprawę z tego, iż praktykujemy
po to, żeby w naszym umyśle coś zmieniło się
na lepsze. Możemy wykonywać dużo
formalnych praktyk i nawet zostać uznanym
praktykującym, jeżeli jednak w
naszym umyśle nic się na skutek tego nie
zmieniło, niczego tak naprawdę nie
osiągnęliśmy. Medytacja przypomina
ostre narzędzie w rękach chirurga, za
pomocą którego świadomie
dokonuje on różnych cięć, cięć w umyśle.
Pewne rzeczy usuwa, a coś innego
wprowadza. Żebyśmy mogli w ten sposób
świadomie pracować z umysłem, musimy
najpierw bardzo dobrze zrozumieć buddyjski
pogląd, pojąć, o co tak naprawdę chodzi w
naszej praktyce.
Pogląd jest
zbiorem różnych koncepcji i idei. Nie
powinniśmy po prostu przyjmować ich na
wiarę, musimy najpierw sprawdzić, czy
sprawdzają się w naszym życiu. Dopiero
wtedy możemy przejść do medytacji,
której zadaniem jest sprowadzenie
owego zespołu idei z poziomu głowy na
poziom serca, ma ona doprowadzić do tego,
by stały się one częścią naszego charakteru,
częścią nas samych. Jeżeli nam się to uda,
wówczas zupełnie intuicyjnie i
spontanicznie będziemy w stanie
"spocząć" w różnych sytuacjach,
zrobimy w nich dokładnie to, co będzie
najwłaściwsze. Zauważymy, że chociaż
starym zwyczajem chcielibyśmy znowu
zareagować gniewem lub podążyć za
zazdrością, nagle przypominamy
sobie, że nie ma to żadnego sensu i ostatecznie
reagujemy w dobry, właściwy sposób.
Medytacja
nie istnieje sama dla siebie, zawsze
realizuje ona jakiś pogląd, nigdy
żadna medytacja nie zrealizuje
innego poglądu niż ten, który
założyliśmy na poczatku. Wszyscy
mamy oczywiście bardzo piękny, ogólny
buddyjski pogląd, posiadamy zaufanie,
że możemy w pełni zrealizować
nieograniczony potencjał umysłu,
dopowadzić do całkowitego
rozkwitu wszystkie nasze doskonałe
właściwości, rozumiemy również,
że zjawiska nie są rzeczywiste.
Jednocześnie chociaż bardzo podoba
nam się informacja, że wszystko jest podobne
do snu, ilu z nas próbuje naprawdę
zrozumieć, co to oznacza? Możemy z tym
poglądem chodzić do znajomych i opowiadać
im, że buddyzm jest naprawdę czymś niezwykłym,
ponieważ Budda nauczał, że wszystkie
zjawiska przypominają sen. Możemy
powiedzieć: "Wy jeszcze tego nie wiecie,
ale my już powoli do tego dochodzimy"
i poczuć się kimś lepszym. Nie o to jednak przecież
chodzi.
Zdarza się, że owo
buddyjskie zrozumienie "ślizga"
się tylko po powierzchni naszego umysłu
i nawet nie zdajemy sobie sprawy, czym
naprawdę kierujemy się w życiu. Być
może jest to zupełnie inny, samsaryczny
pogląd, ukryty w umyśle na głębokim
poziomie naszych silnych nawyków
i tendencji. Może się zdarzyć, że jeśli
tego nie zauważymy, praktykowanie
skomplikowanych medytacji w
subtelny sposób jeszcze bardziej
pogrąży nas w uwarunkowaniach, od
których próbujemy się uwolnić.
Najgłębszym
nawykiem jaki mamy w umyśle jest uważanie
zjawisk za prawdziwe. Przypisujemy
ogromną moc i realność strumieniom swoich
myśli, depresjom, atakom zazdrości,
chorobom - praktycznie wszystkiemu,
co przeżywamy na zewnętrznym i wewnętrznym
poziomie. Jesteśmy również
przekonani, iż przyjemne doświadczenia
mogą dać nam trwałe szczęście. Oczywiście
intelektualnie być może rozumiemy,
iż wszystko jest przemijające i że
opieranie się na rzeczach, które
przychodzą i odchodzą nie ma sensu, jednak
już w chwilę później znowu przeżywamy
kolejne emocje, sytuacje i inne
zjawiska w sposób nawykowy,
zaczynamy je oceniać. Myślimy: "To
lubię, a tego nie lubię. To jest przyjemne,
a to nieprzyjemne. Tego chcę, a tego nie
chcę" itd. Następnie próbujemy
schwytać to, co przyjemne, a kiedy już nam się to
uda, ciągle nie jesteśmy usatysfakcjonowani,
albo zaczynamy poszukiwać czegoś
lepszego, albo boimy się, że stracimy
to, co już posiadamy. Jedne z podstawowych
doświadczeń samsary to przeżywanie
utraty i brak satysfakcji.
Podobnie
dzieje się z rzeczami i przeżyciami,
które oceniliśmy jako
nieprzyjemne, nie chcemy tego bólu
czy depresji, nie chcemy przeżywać
przykrych sytuacji i wciąż jesteśmy mniej
albo bardziej zniecierpliwieni i
sfrustrowani, ponieważ doświadczenia
te wciąż przychodzą i w żaden sposób nie
możemy się ich pozbyć.
Świat jest
spontaniczny, w rzeczywistości
niczego nie można na nim wymusić, nie
jesteśmy w stanie ani zatrzymać ani
odepchnąć zjawisk. Możemy jedynie
nauczyć się we właściwy sposób przeżywać
wszystkie doświadczenia. To jak na nie
reagujemy zależy od naszej karmy,
od nawyków zapisanych w naszej
podświadomości. Medytacja zmienia
te przyzwyczajenia, przekształca nasz
sposób reagowania. Dzięki niej
uczymy się rozluźnienia, pozwalania,
by przeżycia i doświadczenia przychodziły
i odchodziły, spoczywania w tym, co się
wydarza. Na skutek medytacji
uzyskujemy również zaufanie do
samego umysłu, do przestrzeni, w której
pojawiają się i rozpuszczają wszelkie
zewnętrzne i wewnętrzne zjawiska. To
właśnie owo zaufanie jest jednym z
najważniejszych "produktów"
medytacji. Jeżeli je rozwiniemy,
będziemy rzeczywiście potrafili
uwolnić się od wysiłku i wszelkiego
napięcia, dzięki czemu nasz umysł stanie się
niewzruszony, głęboki i całkowicie
spokojny. Wtedy zobaczymy świat na
nowo, jako czysty i doskonały, taki,
jakim jest naprawdę.
Rozwinięcie
właściwego poglądu oznacza po prostu
odstąpienie od oceniania zjawisk.
Życie dostarczy nam mnóstwa okazji do
ćwiczenia się w tym podejściu. W każdej
nowej sytuacji będziemy ścierać się ze
starymi nawykami, z ukrytym,
samsarycznym poglądem. Byśmy mogli
wyjść z tego obronną ręką, potrzebujemy
zarówno tworzywa, jakiego
dostarcza nam codzienne życie, jak też
medytacji formalnej.
Dalajlama
powiedział kiedyś, że można się uczyć w
codziennych sytuacjach do 7 stopnia
bodhisattwy, lecz dalszy postęp jest już
możliwy tylko w medytacji. Wygląda
na to, że pogląd ten bardzo pasuje do różnych
historii z życia dawnych mistrzów
Kagyu, wielu z nich odchodziło na 10-12 lat
w góry, tam osiągali Oświecenie, po
czym wracali do świata i nauczali innych.
Lama Ole też mówi żartem, że pod koniec
życia jako nagi jogin spędzi kilka lat
na medytacji. Dlaczego? Dlatego,
że ostatnie zasłony umysłu, których
musimy się pozbyć, są bardzo, bardzo
subtelne. Wydawałoby się, że im
subtelniejsze są te splamienia, tym łatwiej
je usunąć, w rzeczywistości jest jednak
odwrotnie, najłatwiej jest pozbyć się
najgrubszych zasłon, na przykład
przeszkadzających uczuć. Stosunkowo
łatwo jest osiągnąć w ciągu jednego życia
stan wyzwolenia, ale usunąć nawyki
wynikające z niewiedzy jest bardzo
trudno. By tego dokonać, trzeba naprawdę
przez cały czas być świadomym tego, co dzieje
się w umyśle. Dopiero wtedy można w pełni
doświadczyć jego esencji.
Jak już wspomniałem
wcześniej, medytacja wprowadza
pozytywne nawyki do umysłu. Pierwszym
z nich jest bycie zawsze przytomnym i uważnym.
Chodzi po prostu o to, żeby nasz umysł był świadomy
sam siebie. Kiedy zauważamy, że podąża
on znowu za starym nawykiem, za jakimś
obiektem, emocją lub myślą, i zaczyna coś
kreować, "puszczamy" to zjawisko
i kierujemy umysł znowu ku przedmiotowi
koncentracji. Tego typu doświadczenia
trudno byłoby nam przeprowadzić w
codziennym życiu, potrzebujemy do
tego formalnej medytacji. Bez niej
niełatwo nam będzie zauważyć, jak naprawdę
funkcjonuje umysł. Możemy oczywiście
przyjąć pogląd Wielkiej Pieczęci mówiący,
że wszystko, co wydarza się w umyśle jest
doskonałe - wszystkie myśli o
zabiciu teściowej są doskonałe,
ponieważ wyrażają bogactwo
umysłu, nasz gniew jest doskonały, bo ma naturę
buddy, nasza zazdrość jest doskonała
itd. Przecież Budda powiedział, że wszystko
jest doskonałe, więc my również zawsze
jesteśmy doskonali. Oczywiście z
jednej strony ten pogląd jest prawdziwy, ale
z drugiej, jeżeli po prostu tylko
przyjmiemy go w ten sposób, być może tak
naprawdę niczego to nie zmieni, ponieważ
w rzeczywistości niczego nie
przekształciliśmy w swoim umyśle.
Dlaczego, gdy pojawiają się nieprzyjemne
okoliczności, bardzo trudno jest nam ze
szczerą radością wykrzyknąć: "Co za
wspaniała sytuacja!". Dzieje się tak,
ponieważ dla nas jest to jeszcze tylko pogląd,
pewna koncepcja. Żeby mogła stać się naszym
żywym doświadczeniem, potrzebujemy
formalnej medytacji, laboratorium,
w którym po prostu w spokoju możemy
badać umysł, wolni od zewnętrznych przeszkód
i rozproszeń. Jeżeli uspokoimy
strumień umysłu, będziemy w stanie
dostrzec, że pewne myśli pojawiają się
w nim w sposób niezamierzony, jakby
spontanicznie, nie są ani efektem naszych
obaw, ani nie wynikają z oczekiwań. Nie
pojawiają się dlatego, iż intensywnie
planujemy, co musimy zrobić jutro,
albo zastanawiamy się dlaczego coś
się wydarzyło wczoraj. W medytacji
jesteśmy w stanie np. zobaczyć, jak
kolejne myśli pojawiają się i
znikają, dostrzegamy też przerwy
pomiędzy myślami które właśnie
odchodzą i tymi, które następują
po nich. Widzimy także otwartą przestrzeń,
która ukazuje się pomiędzy myślami
i obserwujemy, jak umysł natychmiast
podąża za nimi i zaczyna je rozwijać
oraz komentować. Postrzegamy całe
strumienie "dodatkowych",
"sztucznych" myśli, które
wypełniają całą przestrzeń pomiędzy
"głównymi" myślami i
uczuciami.
Jeżeli w
jakiejś codziennej sytuacji ktoś powie
nam, że istnieje przestrzeń, to prawdopodobnie
spojrzymy do góry na niebo, żeby ją
zobaczyć. Bez medytacji być może nie
zrozumiemy, że jest to o wiele szersze
pojęcie - nie zobaczymy naszej
"wewnętrznej "przestrzeni, wolnej
od jakiegokolwiek stanu emocjonalnego
lub mentalnego. W wyniku praktyki
dostrzeżemy jednak, że przestrzeń istnieje
zarówno pomiędzy myślami, jak
też przenika je same. Przestrzeń jest wszędzie.
Dzięki tego typu doświadczeniom
przekonamy się, jak funkcjonuje umysł i
w ten sposób łatwiej zrozumiemy, jak
powinniśmy z nim pracować w codziennych
sytuacjach.
Ostatecznym
celem medytacji jest doprowadzenie
do tego, by nasz umysł "spoczął sam w sobie".
Chodzi o to, byśmy zrozumieli, że wszystko
inne jest iluzją, że jedynym osatecznie
prawdziwym wydarzeniem jest umysł
spoczywający sam w sobie. Medytacja
pozwala nam uwolnić się od wszelkich koncepcji
i ograniczeń typu "Tym jestem, a tym nie
jestem", "To potrafię, a tego nie
potrafię", "To jest dobre, a to jest złe"
itd.
Dzięki praktyce
zaczynamy czuć się w otwartej przestrzeni
jak u siebie w domu. Stopniowo to
doświadczenie przenika nas tak głęboko,
że towarzyszy nam w każdej sytuacji -
jesteśmy w stanie spoczywać we własnym
centrum niezależnie od tego, co się
wydarza. Niczego nie odpychamy i
niczego nie chwytamy, nie negujemy
i nie poprawiamy - potrafimy po
prostu być. Naturalnie i bez wysiłku.
Chociaż często
myślimy że jest inaczej, w medytacji
nie chodzi w gruncie rzeczy o to, by cos przeżyć,
by doświadczyć czegoś niezwykłego, lecz
o to by całkowicie się rozluźnić. Dzieki
temu treningowi będziemy w stanie
powtórzyć owo "spoczywanie"
w kolejnych życiowych sytuacjach -
kiedy pojawi się zazdrość, agresja albo
pomieszanie. W ten sposób będziemy
potrafili świadomie i z pozycji
wolnego wyboru kształtować swoje
życie.
Umysł spoczywający
w sobie samym nie jest czarną otchłanią,
lecz nieograniczona, promieniującą
świadomością. Jest sam w sobie radością
- nie tą zależna od warunków,
której najczęściej doświadczamy
w codziennym życiu, lecz spontaniczną i
zawsze obecną.
Jeżeli
nauczymy się naprawdę "spoczywać"
w zazdrości lub gniewie, uzyskamy jakby
dodatkową moc, z którą będziemy
mogli coś zrobić. Oczywiście jeśli np.
pojawia się jakieś napięcie, lęk, albo
niepokój to trudno jest nam czasami
zapanować nad pewnymi fizjologicznymi
reakcjami - drżą nam ręce, mamy
trudności z mówieniem itd.
Jednocześnie, mimo że trawi nas właśnie
niepokój, gdzieś "pod nim" nadal
doświadczamy głębokiego spokoju,
jakbyśmy tkwili w oku cyklonu. W
rezultacie nie wpadniemy w panikę,
będziemy w stanie znaleźć wyjście z
sytuacji i właściwie zadziałać. Jeśli
natomiast podążymy za samym lękiem,
prawdopodobnie popełnimy masę
błędów. Spokój budzi w umyśle
pewną inteligencję, pewną mądrość,
która poza myśleniem potrafi
natychmiast zobaczyć i zrozumieć całe
położenie, w jakim się znajdujemy.
Jeżeli będziemy przytomni w różnych
sytuacjach, zobaczymy, czy potrafimy
w nich spoczywać, czy też nie chcemy się na nie
zgodzić i jesteśmy z ich powodu
sfrustrowani.
W medytacji
buddyjskiej chodzi o to, żeby nasz umysł
przekonał się, że jest doskonały. To jest
naprawdę bardzo ważne. Medytacja
jest rozluźnieniem, uwalnianiem umysłu
od koncepcji, ograniczeń, wymyślonych
poglądów na temat samego siebie
lub na temat innych istot. Oznacza to po prostu, że
"puszczamy" ego, do którego
jesteśmy tak bardzo przywiązani.
Zwykle lgniemy do naszych doświadczeń,
nawet do naszego rozwoju duchowego.
Niełatwo jest nam nauczyć się lekceważyć
swoje ja - jest to bolesny proces,
ponieważ tak bardzo kochamy samych
siebie. Żeby to było łatwiejsze, musimy
zrozumieć, że ego jest czymś sztucznym i do niczego
nie jest nam potrzebne. Prawdziwe jest tylko
spoczywanie umysłu samego w sobie.
Chodzi o to, by nasz umysł zrozumiał, że chociaż
ciągle chce się na czymś oprzeć, tak naprawdę nie
musi się na niczym opierać, że otwarta
przestrzeń, którą jest, nie stanowi
unicestwienia świadomości. Nie jest
zniknięciem w jakiejś kosmicznej otchłani,
lecz nieograniczoną wolnością,
doskonałością i bogactwem. W
medytacji chodzi również o to, by
nasz umysł nauczył się być świeży, by postrzegał
zjawiska spontanicznie i bezpośrednio.
Każda chwila i każde doświadczenie
zawiera w sobie pewien potencjał, jest
jakaś zamrożoną możliwością,
posiada określoną moc. Im skuteczniej
medytujemy, tym więcej posiadamy
zaufania do przestrzeni, pozwalamy
rzeczom wydarzać się i znikać, jesteśmy
spontaniczni i wolni od wysiłku.
Owo przekonanie
umysłu, że jest doskonały, jest bardzo
przydatne w chwili śmierci. Chociaż
stosując metody Buddy koncentrujemy
się przez cały czas na tu i teraz, a oświecenie
możemy osiągnąć już w ciągu życia,
najprawdopodobniej najwyrażniejszych
efektów praktyki doświadczymy
właśnie w chwili śmierci i w przyszłych
odrodzeniach. Medytacja formalna,
a szczególnie jej faza rozpuszczenia,
jest tak skonstruowana, że przypomina
doświadczenie śmierci. Gdy umieramy i
nasze ciało powraca do przestrzeni,
ważne jest, żeby umysł miał zaufanie do tego,
że to on sam w sobie jest już wszystkim, że jest jasnym
światłem, najwyższą radością i najgłębszym
znaczeniem. Dla jogina śmierć jest największym
podarunkiem. Gdy przychodzi, ego
rozpuszcza się samo na pewien moment i
jeśli rozpoznamy, że to, co zostało
jest absolutną prawdą, nie przestraszymy
się owej otwartej przestrzeni i osiągniemy
stan Buddy.
Medytacja
w życiu codziennym polega natomiast
na utrzymywaniu, utrwalaniu i stosowaniu
poglądu, że wszystko jest doskonałe.
Rozumiemy że wszystkie istoty są buddami
i idąc ścieżką identyfikacji staramy
się zachowywać tak, jak zachowują się
buddowie. Oczywiście jest to bardzo trudne,
dlatego próbujemy przynajmniej
działać równie nieosobiście i z taką
samą mądrością i współczuciem, jak
nasz nauczyciel. Na przykład wkraczamy w
sytuację, którą dawniej omijaliśmy
szerokim łukiem, i dzięki temu osłabiamy
w umyśle stare nawyki i uczymy się czegoś
nowego. Oczywiście powinniśmy być
również świadomi swoich możliwości,
ale jeżeli mamy dobrą motywację i
czysty związek z nauczycielem, wówczas
krok po kroku bedziemy pięli się skutecznie
do oświecenia dzięki codziennym
doświadczeniom.
Dlaczego owo
uczenie się z życia ma dla nas takie duże
znaczenie? W Tybecie sytuacja
praktykujących była zupełnie inna
- w ich życiu czas płynął znacznie wolniej,
znacznie mniej się również działo, świat
przeżyć Tybetańczyków nie był tak
intensywny. Ludzie mogli długo patrzeć
patrzeć na okoliczne góry i doliny
i prawdopodobnie, żeby coś się
rzeczywiście zaczęło dziać, musieli
pójść na długoletnie odosobnienie
medytacyjne. My żyjemy w zupełnie
odmiennej sytuacji - nasze
społeczeństwa są bardzo dynamiczne.
Żyjemy bardzo blisko siebie, korzystamy
z szybkiego i bogatego przepływu
informacji, łatwo podróżujemy,
zdobywamy wiedzę i doświadczamy
coraz to nowych sytuacji, stawiamy
sobie jakieś cele i po prostu je realizujemy.
W ten sposób rozwinęła się nasza
cywilizacja, która jest co prawda
przede wszystkim cywilizacją techniczną,
ale jednocześnie jest bardzo dynamiczna
i pełna energii. Jesteśmy wykształceni,
potrafimy dobrze się koncentrować,
lubimy być niezależni, stosunkowo
łatwo zdobywamy środki na utrzymanie.
To wszystko stanowi doskonały
surowiec do rozwoju - co chwila
pojawiają się nowe sytuacje, które
zmuszaja nas do podejmowania decyzji
i właściwego działania. Po prostu
trzeba być cały czas musimy być przytomni
i uważni, nie możemy sobie pozwolić na
rutynę czy lenistwo. To stanowi
doskonały trening dla umysłu, a na tym
właśnie polega sens buddyzmu - na
świadomej pracy z umysłem, zgodnej ze
sprawdzonym poglądem i zmierzającej
w określonym kierunku.
Medytacja
formalna jest przede wszystkim pomocą w
praktyce w codziennym życiu. Oczywiście
bardzo trudno jest nieprzerwanie
utrzymywać w swoich działaniach radość,
świeżość i spontaniczność. Bardzo pomaga
nam w tym inspiracja linii przekazu,
błogosławieństwo Karmapy i Rdzennego
Lamy, natomiast najskuteczniejszą
metodą otwarcia się na tę inspirację
jest medytacja na nauczyciela.
Dlatego to właśnie ona jest dla nas najważniejsza.
Wszystkie inne medytacje wykonujemy
po to, byśmy byli w stanie lepiej praktykować
Guru Jogę i dzięki niej bez wysiłku
spoczywać w umyśle, niezależnie od
tego, co się wydarza.