Musimy zawładnąć całą przestrzeniąAutor: Zsuzsa KoszegiTłumaczenie: Kasia Biała
To, że mogliśmy
się spotkać tutaj jest bardzo istotne. Kiedy
się spotykamy ważne jest, byśmy byli
otwarci na siebie nawzajem. W ten sposób
zachodzi pewna wymiana. To jest właściwie
moje nowe odkrycie. Na przykład kiedy
dyskutujemy, ważne jest, żebyście
wiedzieli, że ja nie zawsze muszę mieć rację.
Naukami, o których będę mówić
zajmuję się w gruncie rzeczy od niedawna.
Tak naprawdę pochodzą więc one od kogoś
innego...
Co jest esencją
nauk Buddy? Powiedzcie mi.
Głos z sali:
"Zdrowy rozsądek".
Ciepło. Jeszcze
jakieś opinie? Tak naprawdę to jest bardzo
proste. Budda oferuje naukę, która
pozwala nam być szczęśliwymi tu i teraz.
Nie wczoraj, nie mówi o raju, z którego
nas wypędzono, i nie jutro, ponieważ
jutro jest niepewne, trudno tu o jakieś
gwarancje. Esencją nauk Buddy jest radość
obecna tu i teraz. Szczerze mówiąc, nie
widzę żadnej innej religii, która
oferowałaby to samo. Wszystkie inne
sklepy proponują jedynie
uwarunkowane szczęście, co oznacza, że
ich klienci muszą za nie zapłacić. Jestem
buddystką, ponieważ nie mam ochoty tego
robić. Buddyzm oferuje coś naprawdę
szczególnego.
Gdzie jesteście
w tej chwili?
Głos z sali:
"Tutaj".
Nie sądzę. Dopóki
nie jesteśmy oświeceni, zawsze jesteśmy
gdzieś indziej niż tam, gdzie jesteśmy. Dlatego
cierpimy. I jeżeli już o tym mówimy:
ostatnio Lama Ole stara się nie używać za często
słowa "cierpienie", w nowych
tekstach medytacyjnych zręcznie je
omija. Robi to, gdyż stara się podkreślać
przede wszystkim możliwości. Żadna
sytuacja jako taka nie jest ani dobra, ani
zła. Dopiero to, co z nią zrobimy decyduje
o tym, czy jest dobra czy zła. Jeżeli nagle
widzimy wyjście z jakiegoś dziwnego
położenia, jest to rzeczywisty
rezultat medytacji. W większości
sytuacji tak silnie identyfikujemy
się z rzeczami, że w naszych umysłach nie ma
wystarczająco dużo przestrzeni na
znalezienie właściwego wyjścia.
Pierwszym rezultatem praktyki jest to,
że wszędzie pojawia się więcej przestrzeni.
Ale to jest tylko pierwszy krok. W rzeczywistości
buddyzm to pogląd, który jest metodą.
Na przykład naturą tego kubka nie jest
bycie dobrym albo złym. Jeśli myślimy,
że jest dobry, chcemy go mieć. Jeśli myślimy,
że jest kiepski, wtedy chcemy się go pozbyć. To
my decydujemy, oto cały mechanizm,
bardzo prosty. Tak naprawdę wszystko, co
widzimy jest naszym własnym filmem. Skoro
tak jest, to dlaczego ten film nam się nie podoba?
Co jest nie w porządku? Przecież to my jesteśmy
reżyserami. W nową sytuację
zawsze wchodzimy z jakimś określonym
bagażem, mamy określone oczekiwania,
nadzieje, obawy i problemy. Nie
przeżywamy jej w świeży sposób.
Zawsze blokujemy przestrzeń. Tak naprawdę
musimy pozbyć się tego bagażu i
nauczyć się być tu i teraz.
Jestem
przekonana, że nie oczekiwaliście
tego, co się tutaj teraz dzieje.
Oczekiwaliście czegoś innego.
Zgadza się? Ja też. Tak naprawdę oczekiwania
zawsze zabijają świeżość przeżywania.
Nigdy nie jesteśmy naprawdę
usatysfakcjonowani tym, co akurat
dzieje się wokół nas. Nasz umysł chce zawsze
czegoś innego. Przez cały czas pracuje.
Zawsze szukamy szczęścia na zewnątrz, a to
oznacza wysiłek. Szukamy go tam, gdzie go
nie ma, a nasz umysł nigdy nie spoczywa w sobie
samym. Nigdy nie jesteśmy naprawdę "w
domu". Tymczasem najnormalniejszym
stanem naszego umysłu jest stan Buddy.
Budda jest przez cały "w domu". Wszystko
inne nie jest naturalnym stanem. Mówiąc
klasycznym językiem, jak być może wiecie
byłam studentką Instytutu Karmapy
w Delhi, istnieją dwie zasłony, które
przesłaniają nasz umysł. Pierwsza to
przeszkadzające uczucia, z ich powodu
wszystko się dzieje z nami, bez nas albo
przeciwko nam. Jeśli coś się dzieje z nami,
to jest to problem, a jeśli bez nas, to także jest
problem. Na tym polega zasłona
przeszkadzających uczuć, wszystko
odbieramy osobiście. Odbieramy
osobiście rzeczy, których nie
powinniśmy odbierać osobiście,
natomiast tego, co powinniśmy brać
osobiście, osobiście nie bierzemy. Na
przykład, gdy 49 osób na 50 mówi nam, że to
co robimy nie jest dobre, nie bierzemy tego
do siebie, a właśnie to prawdopodobnie
powinniśmy zrobić. Natomiast wszystko
inne traktujemy bardzo personalnie.
Na przykład jeżeli sklep jest zamknięty,
moja matka myśli, że ktoś chce jej zrobić na
złość. Przy okazji muszę was ostrzec co do pewnej
rzeczy, musimy być bardzo ostrożni jeśli
chodzi o naszych krewnych, ponieważ możemy
się stać tacy sami jak oni. Powiem wam dlaczego.
Jeśli myślimy, że nie chcemy być tacy jak
ktoś, kogo znamy, dlatego że nie podoba
nam się to, co robi, właśnie wtedy stajemy
się dokładnie takimi, jak te osoby.
Dlaczego? Ponieważ niechęć jest też pewnym
rodzajem przywiązania. Jeśli więc
mówimy, że naprawdę nie chcemy być
tacy, jak ona czy on, oznacza to, że wkładamy w
to bardzo dużo energii i stajemy się
właśnie tacy jak ona czy on. Czasami oznacza
to również brak współczucia. Bądźcie
więc ostrożni, ja też nie będę już używać przykładu
mojej matki.
Zasłona
przeszkadzających uczuć polega więc na
tym, że wszystko bierzemy osobiście.
Czujemy się celem, więc jesteśmy celem.
Kiedy na przykład udzielam jakichś nauk, wy
zaczynacie zasypiać, myślę że muszę
trochę popracować nad sobą, że nudzę.
Proszę więc, nie zasypiajcie.
Druga zasłona
to zasłona o nazwie "moje - jego",
czyli sztywne poglądy. Jedna koncepcja
polega na tym, że istnieje jakieś "ja",
a druga na tym, że istnieje coś innego, coś
czego to "ja" doświadcza. Na przykład
jeśli stłuczemy ten kubek, to nikt się nie
przejmie. Jeżeli natomiast będzie to
nasz kubek, pojawi się cierpienie. Tak
naprawdę przyczyną cierpienia jest
jedna rzecz, pragnienie, przywiązanie.
Jak już wspomniałam wcześniej, niechęć też jest
formą przywiązania. Cokolwiek się więc
pojawia, natychmiast się do tego
przywiązujemy i znowu musimy
wykonywać jakąś pracę. Nasz umysł nie
potrafi teraz funkcjonować inaczej,
nie wie, że jest to możliwe, że istnieje stan
całkowitej wolności od wysiłku.
Dlaczego wam opowiadam te wszystkie rzeczy?
Dlatego, że chcę żebyście byli dobrymi
biznesmenami, żebyście nie
inwestowali w coś, co wymaga
nieustannej pracy i nigdy nie przyniesie
zysku. Powinniśmy wszyscy odnaleźć
stan, który jest przez cały czas obecny, stan
którego tak naprawdę nie musimy
nigdzie szukać, zdobywać i osiągać. Właśnie
to oferuje nam Budda. To co oferują nam
inni jest zawsze uwarunkowane. Co to
znaczy "uwarunkowane"? To, że
każde zjawisko potrzebuje wielu
warunków, żeby zaistnieć. Nie
zdajemy sobie często nawet sprawy, jak
wiele okoliczności musi się zejść razem,
żeby cokolwiek zaistniało. Jeśli
jednego z nich zabraknie, całe zjawisko
zniknie. Chociaż rzeczy są tak bardzo kruche,
to właśnie w nie tak wiele inwestujemy.
To bardzo ryzykowny interes, ponieważ
nigdy nie wiemy, co się stanie. Możemy
powiedzieć, że Tilopa nauczał Naropę,
iż tak naprawdę nie ma niczego negatywnego
w tym co się pojawia, problemy przychodzą
dopiero wraz z naszym przywiązaniem do
zjawisk. Co to znaczy? Cały czas właśnie o tym
mówię. Przywiązanie towarzyszy
nam od nie mającego początku czasu.
Jest tak silne, że gdy np. ktoś zadzwoni do nas
cztery razy pod rząd, a piątego dnia nie
zadzwoni, od razu wariujemy. To samo
dzieje się kiedy medytujemy. Kiedy
w medytacji pojawia się jakaś myśl,
zauważamy ją i zaczynamy być
niezadowoleni. Myślimy: "Już
nie medytuję". W ten sposób mamy
już dwie myśli. Następnie chcemy pozbyć się
tego, sprawić, by myśli odeszły. Zaczynamy
się przywiązywać do tego, że musimy
przestać się przywiązywać - to absurd.
Tymczasem jeśli pozwolimy się rzeczom
pojawiać, rozgrywać i znikać, wszystko
będzie w porządku. To właśnie jest esencja
medytacji. Po prostu pozwalamy
zjawiskom być.
W stopniowej
ścieżce, mahajanie, dowiadujemy
się, że na drodze do oświecenia jest wiele
rzeczy, które musimy rozwinąć i
wiele takich, których musimy się
pozbyć. Jeśli natomiast wkroczymy na
wyższy poziom, dowiemy się, że w gruncie
rzeczy nie ma niczego, co moglibyśmy
rozwinąć, ani niczego, czego moglibyśmy
się pozbyć. Na najwyższym poziomie nie
chodzi o to, żeby zamieniać złe obrazki
na dobre - to oznaczałoby, że zamieniamy
żelazny łańcuch na złoty.
Jeśli dokładnie
przyjrzymy się poglądom różnych szkół
filozoficznych, okaże się, że niektóre
z nich uważają, że rzeczy istnieją. Jeśli
coś rzeczywiście istnieje, wówczas
nie może zniknąć. Jeśli coś istnieje, to
istnieje przez cały czas. Nie może się pojawić
i nie może zniknąć. Natomiast jeśli coś nie
istnieje, no to... nie istnieje. Żadna z
tych dwóch koncepcji nie daje pełnego
obrazu tego, jakimi rzeczy są,
Dlatego, że zjawiska pojawiają się
rozgrywają i znikają. To jest ich natura.
Wszystkie te rzeczy pojawiają się w
przestrzeni. Bycie "w domu" oznacza
identyfikowanie się z samą
przestrzenią. My nigdy nie identyfikujemy
się z tym, w czym zjawiska się pojawiają.
Zawsze identyfikujemy się z
poszczególnymi rzeczami, które
przychodzą i odchodzą. Np. myślimy:
"Jestem najlepszy" lub: "Jestem
najgorszy", "Ona jest głupia", "On
jest fajny" itd. Przez cały czas jesteśmy
bardzo biurokratyczni. Nawet jeśli
w danym momencie coś wydaje nam się dobre,
może się okazać, że w chwilę później ta
rzecz już nie będzie nam się tak podobała,
trudno jest nam utrzymać tutaj jakąś ciągłość.
Czym jest więc ta
przestrzeń, w której wszystko się pojawia?
Dzięki niej wszystko jest możliwe, ona sama
nie zależy jednak od czegokolwiek.
Przestrzeń nie ma żadnego początku ani
końca, istnieje zawsze i wszędzie. Jest tak
bardzo wszędzie, że jest częścią wszystkiego.
Nie jesteśmy w stanie jej doświadczać,
ponieważ jest aż tak oczywista. Niezależnie
od tego, w którą stronę spojrzymy lub
pójdziemy, wszędzie obecna jest
przestrzeń. Jest dosłownie przed naszym nosem
- tak blisko, że nie jesteśmy w stanie jej
zobaczyć. Tak naprawdę nie wiemy, czym jest.
Nie możemy tego uchwycić. Np. jeśli powiem,
że tutaj jest przestrzeń, wówczas kiedy
zamknę okno, to będzie tu więcej przestrzeni
czy mniej? Co się stanie, jeśli otworzę okno?
Przestrzeń jest czymś szczególnym,
niepodobnym do jakiegokolwiek
innego zjawiska. Zanim zostałam
buddystką, miałam zawsze na jej temat
jakieś koncepcje, zawsze próbowałam
ją upchnąć w jakimś pudełku, nazwać i ocenić.
Tymczasem tak naprawdę nigdy nie będziemy
w stanie intelektualnie pojąć jej
natury. To tak jakbyśmy wzięli jakąś
ramę i powiedzieli, że wewnątrz niej
znajduje się przestrzeń, później
postawili tę ramę w innym miejscu i
powiedzieli to samo itd.
Przestrzeń nigdy
się nie zmienia. Cokolwiek się w niej pojawia,
sama przestrzeń pozostaje nietknięta
i niewzruszona. Brzmi to trochę abstrakcyjnie,
ale ma dla nas w gruncie rzeczy bardzo praktyczne
znaczenie.
Jeśli przyjrzymy
się przeszkadzającym emocjom, okaże się
że możemy nad nimi pracować na trzy
sposoby. Pierwszy polega na tym, że
mówimy, iż przeszkadzające
emocje są złe. Wiecie co to znaczy, musimy
ich unikać, to wymaga wiele pracy itd.
Skoro przeszkadzające uczucia są złe,
oznacza to, że istnieją naprawdę, mamy
więc problem.
Możemy
również przyjąć, że przeszkadzające
emocje są dobre. To jest trochę trudniejsze,
trudno jest na przykład myśleć, że zazdrość jest
bardzo dobra... Z drugiej strony Budda nie
może nauczać w wielu światach, ponieważ
w niektórych z nich nie ma wystarczającej
ilości przeszkadzających uczuć, ludzie
są zbyt szczęśliwi. Dlatego nie są otwarci
na nauki. Powinniśmy więc czuć się bardzo
szczęśliwi, ponieważ mamy odpowiednią
ilość przeszkadzających emocji. To jest
wspaniałe. To jest surowiec oświecenia.
Jednocześnie szczerze przyznam, że jest to
dla mnie dosyć trudne do strawienia, nie
potrzebuję aż takiej dużej ilości
surowca.
Na czym, w tym
kontekście polega najwyższy pogląd?
Mówi on, że rzeczy wyzwalają się
same z siebie. To bardzo proste: zjawiska
pojawiają, rozgrywają i znikają.
To jest natura wszystkiego, co się pojawia.
Praktycznie oznacza to, że nie musimy
niczego robić, by to, co nam nie odpowiada,
zniknęło, ponieważ naturą każdego
zjawiska jest przemijanie. To podejście
wydaje mi się najsensowniejsze. Po
prostu próbuję nie karmić problemów
własną energią, bo jeśli oceniamy rzeczy
jako dobre albo złe, wzmacniamy je własną
energią.
Powróćmy
jednak do przestrzeni i do kubka. Wiemy że
należy do kolegi Krzysztofa, więc
rozbijmy go i zobaczmy jak on zareaguje.
Jeśli zastanowimy się nad naturą
tego kubka, okaże się, że jest złożony z
atomów. Atom można podzielić na tak małe
cząstki, że w końcu materia zniknie
całkowicie, powróci do przestrzeni.
Tak więc naturą wszystkiego jest przestrzeń.
Możemy wziąć inny przykład. Tu jestem ja, a
tutaj jest moja kawa. Teraz wypiję tą
kawę, już ją wypiłam i gdzie jest w takim razie
kawa, a gdzie jestem ja. Co się stało? To prosta
magia. A co się stanie z tą kawą później?
Chyba coś wiecie na ten temat. Chcę wam pokazać,
że idee i koncepcje zawsze blokują
przestrzeń. To my sami tworzymy nasze
własne więzienie. Nie ważne jakiego
rodzaju jest to więzienie, czy jest najlepsze,
czy najgorsze. Kiedy jemy pyszne jedzenie,
w momencie kiedy je spożywamy jest
wspaniałe, kiedy jednak przedostanie
się już je się przez nasze święte ciało i wydostaje
się na zewnątrz, uważamy je za wstrętne. To jest
żart, dopóki nie doświadczymy
natury umysłu, wszystko pozostaje
relatywne.
Naturą
naszego umysłu jest przestrzeń, zawsze
przejrzysta i świadoma. To są bardzo ładne
słowa, nauczyłam się ich od Lamy Ole. Co one
jednak oznaczają? Oznaczają one, że
zjawiska są nieoddzielne od przestrzei,
w której się pojawiają. Coś jest
doświadczane. Naprawdę jest tak, że nasz
umysł widzi wszystko na zewnątrz, ale nie dostrzega
siebie samego. To z tego powodu
pojawiają się różne schizofreniczne
idee, które utrudniają nam życie.
Myślimy że coś jest nami, a coś innego
innymi. To tutaj zaczyna się nasz film. Nie
zapominajcie o tym. Jeżeli widzicie
ludzi, którzy wydają wam się
nieprzyjemni albo głupi, to jest wasz film.
Różnica pomiędzy nami a
nauczycielem polega na tym, że on zawsze
widzi w ludziach coś pozytywnego,
dostrzega ich prawdziwy potencjał.
Nigdy nie zwraca uwagi na jakieś przejściowe
"zachmurzenia", ponieważ wie, że
nie są rzeczywiste. My zawsze myślimy,
że nasz film jest najlepszy, natomiast
nauczyciel widzi, że chociaż jeden film jest
zielony, drugi czerwony, a trzeci
niebieski, tak naprawdę żaden z nich nie
jest lepszy niż inne, gdyż wszystkie są tylko
manifestacjami przestrzeni.
Gdybyśmy potrafili to zapamiętać,
bylibyśmy szczęśliwsi. Nie jest to łatwe,
gdyż tak naprawdę nie mamy zaufania do
nauk. Trochę je rozumiemy, ale ponieważ
nie jesteśmy w stanie ich na razie doświadczyć
i pojmujemy je tylko intelektualnie,
nie do końca im ufamy. Jeśli ufalibyśmy
im rzeczywiście, nie chcielibyśmy
robić w życiu niczego innego poza
praktyką, nie chcielibyśmy jedynie
pracować po to, by konsumować
przemijające przyjemności. Wtedy
nasze życie zmieniłoby się w jednej
chwili, naprawdę byśmy się rozwinęli.
Sama na przykład
zauważyłam kiedyś, że cokolwiek robię,
robię to dla siebie. I posmutniałam.
Pomyślałam sobie, że w jakiś sposób
muszę nauczyć się współczucia. I pewnego
dnia zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę
współczucie nie jest czymś, co jest na zewnątrz
nas. To nie było coś, co musiałam dodać do
siebie samej. To jest natura mojego
umysłu, naturą mojego umysłu jest
nieustraszoność, spontaniczna radość
i nieuwarunkowane współczucie.
Słowo "nieuwarunkowane"
oznacza w tym przypadku, że kochamy innych
niezależnie od tego, czy nam się podobają
czy też nie. Nie chodzi też o to, że kogoś nam jest żal,
jeśli czujemy, że kogoś nam żal, myślimy
być może, iż ta osoba nie jest w stanie nic więcej
zdziałać, a to jest litość, a nie współczucie.
Chociaż na razie nie wiemy, czym naprawdę
jest współczucie, im więcej przestrzeni
pojawia się wokół nas, tym mniej zajmujemy
się naszym własnym nędznym stanem i tym więcej
mamy współczucia.
Naturą
naszego umysłu jest przestrzeń, całkowicie
niezniszczalna. Podam wam bardzo
praktyczny przykład. Nauki mówią, że
to, czego teraz doświadczamy jest po prostu
snem. Ale co to znaczy? Na przykład ja śnię, że wpadam
w kupę gówna (śmiech). Czuję się bardzo
źle. I nagle w tym śnie zdaję sobie sprawę że,
mogę wziąć prysznic, biorę go i zaczynam się
czuć trochę lepiej. W tym samym śnie mogę
również usiąść do medytacji, zrobić
coś duchowego, i poczuć się jeszcze lepiej.
O co chodzi w tym przykładzie? Kiedy śniłam,
że tkwię w całej tej trudnej sytuacji, moja
prawdziwa natura się nie zmniejszyła,
natomiast gdy śniłam, że robię coś duchowego,
moja prawdziwa natura się nie
powiększyła. To bardzo praktyczny
przykład. Niezależnie od tego o czym śnimy,
nasza prawdziwa natura się nie zmienia.
To sprawia, że możemy odetchnąć, że stajemy
się nieustraszeni. Wyobraźcie sobie
stan, w którym w ogóle niczym się nie
martwimy. Teraz przez cały czas coś jest nie tak,
coś nie działa. Jeśli nie martwimy się już o
rzeczy, wtedy wokół nas i w nas pojawia
się bardzo dużo przestrzeni. W rezultacie
cokolwiek się pojawia naprawdę jest
tylko swobodną grą naszego umysłu. Nie
musimy niczego pilnować, nikogo
nie ograniczamy ani nie naklejamy na
zjawiska żadnych etykietek, ponieważ
cokolwiek się pojawia wyraża tylko
naturę naszego umysłu. Jeśli tego
nie blokujemy, wówczas naprawdę
wszystko jest radością. Radością, która
nie ma żadnej przyczyny. Pomyślcie, ile
pracy wkładamy w to, żeby osiągnąć jakieś
drobne szczęście. Przez cały dzień pracujemy
na te dwie minuty, to wielki wysiłek. Nie
doświadczamy żadnych radości, które
nie mają przyczyn. Cały czas ciężko na nie
pracujemy. Tymczasem dopiero
kiedy nie mamy już żadnych zmartwień, kiedy
nie staramy się już zablokować przestrzeni
naszego umysłu nieustannym ocenianiem
rzeczy jako dobrych albo złych, możemy
naprawdę rozkoszować tym, co się wydarza.
To jest bogactwo naszego umysłu. Ponieważ
dzielimy wszyscy tą samą przestrzeń,
powinniśmy być w stanie razem się nią
cieszyć. To właśnie na tym polega współczucie,
na myśleniu, że razem rozkoszujemy
się przestrzenią. Nie ma ono nic wspólnego
z sentymentalizmem i nie jest wymuszone.
To jest zupełnie niezwykła sytuacja -
właśnie w nią próbujemy inwestować.
Mówiąc bardzo prosto, próbujemy
być szczęśliwi tu i teraz. To jest esencja nauk
Buddy. To jest stan, którego doświadczają
oświecenie. Jest on też nazywany prawdziwym
stanem, ponieważ istnieje w każdej
sytuacji i w każdym czasie. To w tym stanie
przyjmujemy schronienie. To jest cel. Nigdy
nie znajdziemy go na zewnątrz siebie. Przestrzeń
przenika wszystko, nie sposób jest od niej
uciec. Dlatego mądrze jest się z nią zaprzyjaźnić
i zidentyfikować. Budda wie wszystko
dlatego, że mu się to udało, nie blokuje
przestrzeni ideami i koncepcjami.
Amerykańscy uczeni odkryli, że 80
procent naszych doświadczeń to koncepcje,
a dopiero pozostałe 20 procent to to,
co się naprawdę wydarzyło. Każdy widzi
rzeczy ze swojej perspektywy. Ole zawsze
mówi, że piekło i niebo rozgrywają
się pomiędzy naszymi uszami. Osiągnięcie
stanu Buddy to najlepsza rzecz jaką możemy
dla siebie zrobić. Wszystko inne stanie się
kiedyś rozczarowaniem. Nasze życie
powinno mieć sens, to co w nim robimy powinno
mieć jakieś znaczenie. Powoli musimy
nad tym pracować. Sensem naszego życia
jest to, że zaczynamy inwestować w
prawdziwy stan. W ciągu dnia robimy mnóstwo
rzeczy, ale bardzo niewiele z nich ma prawdziwe
znaczenie. Mówiąc o znaczeniu mam na
myśli działania, które zbliżają
nas do całkowitej wolności, do
naturalnego stanu, w którym
umysł spoczywa sam w sobie. Czasami
myślimy, że gdy staniemy się oświeceni,
wszystko się zatrzyma, że nie bedzie już nic do
zrobienia. Tymczasem jest przeciwnie.
Oświeceni spontanicznie i bez wysiłku
pracują dla dobra innych, bez przerwy.
Możecie sobie wyobrazić, że można
pracować bez wysiłku, że rzeczy po prostu
się wydarzają i to w taki sposób, że
przynoszą maksymalna ilość pożytku?
W tej chwili wszystko co robimy, wymaga
od nas ogromnego wysiłku. Nic nie dostajemy
za darmo. Dzieje się tak, ponieważ istnieje
oddzielenie pomiędzy nami a innymi.
Co to znaczy "spontaniczny" albo
"nie spontaniczny"? Na przykład to,
że przed pierwszą randką piszemy zwykle
setkę sztuk Szekspira. Myślimy: "Ja
będę stała tutaj i powiem mu to i to, potem
on spojrzy na mnie itd". Wreszcie kiedy już
spotkamy się z tą osobą, wszystko toczy się
zupełnie inaczej. To nie ma sensu. Nie jesteśmy
spontaniczni, przez cały czas dźwigamy
na plecach olbrzymi bagaż. Aktywność
Buddy jest spontaniczna. Po prostu wydarza
się. Nie możemy sobie nawet wyobrazić
ciągłej aktywności, bardzo szybko się
męczymy. Męczy nas nawet osiąganie
oświecenia. Możemy to zmienić dzieki
identyfikowaniu się z przestrzenią.
Jeżeli myślimy o sobie samych,
będziemy zawsze nieszczęśliwi. Im
więcej natomiast myślimy o innych, tym
więcej rzeczy mamy do zrobienia, i co za tym
idzie, mniej czasu na roztrząsanie własnych
problemów. Czasami kiedy wpadam
w depresję to zaczynam dzwonić do innych
ludzi i pytam jak im się powodzi - oni
zawsze mają jakieś problemy, więc zaczynam
pracować nad ich problemami. To naprawdę
działa. Jeśli myślimy tylko o sobie
samych to nasz cały dramat nigdy się nie
skończy. To, co rozgrywa się w naszym umyśle,
nie ma żadnego znaczenia. Czasami
początkujący buddyści mówią
mi, że zanim zaczeli praktykować
buddyzm, byli dobrymi ludźmi, ale teraz
myślą, że stali się straszni. Tymczasem po
prostu teraz zaczęli zaglądać do
swojego umysłu. Przedtem nie uświadamiali
sobie tego, jak wiele przeszkadzających
uczuć pojawia się w ich umyśle i popycha ich
do różnych dziwnych działań. Chociaż
często na początku praktyki bardzo
wiele od niej oczekujemy, zmiany, które
w nas zachodzą nie są zbyt wielkie. Nasza
osobowość nie zmieni się nagle w swoje
przeciwieństwo - tak naprawdę
pozostanie mniej więcej taka sama przez
całą drogę. Określone energie, które
w nas tkwią, pozostaną w nas, nie bedą nas
jedynie wiecej chwytać i ograniczać. Ja
na przykład nie wyobrażam sobie, że mogłabym
się stać powolną i spokojną osobą. Mam
nadzieje, że te cechy charakteru,
które mam teraz będą coraz bardziej
przydatne dla innych. Nie wyobrażajcie
sobie, że gdy zaczniemy medytować, to
zaraz się pojawią jakieś olbrzymie
zmiany. Z drugiej strony jeżeli zaczniemy
dostrzegać, co się dzieje w naszym umyśle,
nie będziemy się tak tego obawiać, a to oznacza
wielką wolność. Medytacja daje nam
przestrzeń, która pozwoli nam uporać
się z zazdrością i gniewem, pomieszaniem
i dumą, ze wszystkimi tymi przeszkadzającymi
uczuciami, które nie pozwalają
nam być szczęśliwymi. Najpierw zaczniemy
sobie z nimi radzić, potem nauczymy się
je przekształcać, a później nawet
będziemy w stanie je zaprząc do pomagania
innym. Jednocześnie przez cały czas to
będzie ta sama energia. Nie jest tak łatwo się
zmienić, gdyż przedtem pracowaliśmy
tylko dla siebie, a teraz zaczynamy
pracować dla innych. Jeśli pracujemy
dla wszystkich, to znaczy, że wszyscy pracują
dla nas, to jest bardzo dobry biznes.
Istnieje
pewien doskonały sposób, który
może pomóc nam "przestawić się"
na innych, są nim silne życzenia. Powinniśmy
przez cały czas wyrażać życzenia dla
pożytku innych, chociaż nie zawsze zdajemy
sobie z tego sprawę, tak naprawdę jesteśmy
rezultatem naszych dawniejszych
życzeń. Jeśli pracujemy tylko dla
swojego własnego pożytku, w
najlepszym przypadku osiągniemy
wyzwolenie, wolność od własnego
cierpienia. To dobry stan, ale nie jest ostatecznym
doświadczeniem. Żeby osiągnąć oświecenie,
musimy zawładnąć całą przestrzenią.