Musimy zawładnąć całą przestrzenią
Autor: Zsuzsa Koszegi
Tłumaczenie: Kasia Biała
To, że mogliśmy się spotkać tutaj jest bardzo istotne. Kiedy się spotykamy ważne jest, byśmy byli otwarci na siebie nawzajem. W ten sposób zachodzi pewna wymiana. To jest właściwie moje nowe odkrycie. Na przykład kiedy dyskutujemy, ważne jest, żebyście wiedzieli, że ja nie zawsze muszę mieć rację. Naukami, o których będę mówić zajmuję się w gruncie rzeczy od niedawna. Tak naprawdę pochodzą więc one od kogoś innego...
Co jest esencją nauk Buddy? Powiedzcie mi.


Głos z sali: "Zdrowy rozsądek".


Ciepło. Jeszcze jakieś opinie? Tak naprawdę to jest bardzo proste. Budda oferuje naukę, która pozwala nam być szczęśliwymi tu i teraz. Nie wczoraj, nie mówi o raju, z którego nas wypędzono, i nie jutro, ponieważ jutro jest niepewne, trudno tu o jakieś gwarancje. Esencją nauk Buddy jest radość obecna tu i teraz. Szczerze mówiąc, nie widzę żadnej innej religii, która oferowałaby to samo. Wszystkie inne sklepy proponują jedynie uwarunkowane szczęście, co oznacza, że ich klienci muszą za nie zapłacić. Jestem buddystką, ponieważ nie mam ochoty tego robić. Buddyzm oferuje coś naprawdę szczególnego.
Gdzie jesteście w tej chwili?


Głos z sali: "Tutaj".


Nie sądzę. Dopóki nie jesteśmy oświeceni, zawsze jesteśmy gdzieś indziej niż tam, gdzie jesteśmy. Dlatego cierpimy. I jeżeli już o tym mówimy: ostatnio Lama Ole stara się nie używać za często słowa "cierpienie", w nowych tekstach medytacyjnych zręcznie je omija. Robi to, gdyż stara się podkreślać przede wszystkim możliwości. Żadna sytuacja jako taka nie jest ani dobra, ani zła. Dopiero to, co z nią zrobimy decyduje o tym, czy jest dobra czy zła. Jeżeli nagle widzimy wyjście z jakiegoś dziwnego położenia, jest to rzeczywisty rezultat medytacji. W większości sytuacji tak silnie identyfikujemy się z rzeczami, że w naszych umysłach nie ma wystarczająco dużo przestrzeni na znalezienie właściwego wyjścia. Pierwszym rezultatem praktyki jest to, że wszędzie pojawia się więcej przestrzeni. Ale to jest tylko pierwszy krok. W rzeczywistości buddyzm to pogląd, który jest metodą. Na przykład naturą tego kubka nie jest bycie dobrym albo złym. Jeśli myślimy, że jest dobry, chcemy go mieć. Jeśli myślimy, że jest kiepski, wtedy chcemy się go pozbyć. To my decydujemy, oto cały mechanizm, bardzo prosty. Tak naprawdę wszystko, co widzimy jest naszym własnym filmem. Skoro tak jest, to dlaczego ten film nam się nie podoba? Co jest nie w porządku? Przecież to my jesteśmy reżyserami. W nową sytuację zawsze wchodzimy z jakimś określonym bagażem, mamy określone oczekiwania, nadzieje, obawy i problemy. Nie przeżywamy jej w świeży sposób. Zawsze blokujemy przestrzeń. Tak naprawdę musimy pozbyć się tego bagażu i nauczyć się być tu i teraz.
Jestem przekonana, że nie oczekiwaliście tego, co się tutaj teraz dzieje. Oczekiwaliście czegoś innego. Zgadza się? Ja też. Tak naprawdę oczekiwania zawsze zabijają świeżość przeżywania. Nigdy nie jesteśmy naprawdę usatysfakcjonowani tym, co akurat dzieje się wokół nas. Nasz umysł chce zawsze czegoś innego. Przez cały czas pracuje. Zawsze szukamy szczęścia na zewnątrz, a to oznacza wysiłek. Szukamy go tam, gdzie go nie ma, a nasz umysł nigdy nie spoczywa w sobie samym. Nigdy nie jesteśmy naprawdę "w domu". Tymczasem najnormalniejszym stanem naszego umysłu jest stan Buddy. Budda jest przez cały "w domu". Wszystko inne nie jest naturalnym stanem. Mówiąc klasycznym językiem, jak być może wiecie byłam studentką Instytutu Karmapy w Delhi, istnieją dwie zasłony, które przesłaniają nasz umysł. Pierwsza to przeszkadzające uczucia, z ich powodu wszystko się dzieje z nami, bez nas albo przeciwko nam. Jeśli coś się dzieje z nami, to jest to problem, a jeśli bez nas, to także jest problem. Na tym polega zasłona przeszkadzających uczuć, wszystko odbieramy osobiście. Odbieramy osobiście rzeczy, których nie powinniśmy odbierać osobiście, natomiast tego, co powinniśmy brać osobiście, osobiście nie bierzemy. Na przykład, gdy 49 osób na 50 mówi nam, że to co robimy nie jest dobre, nie bierzemy tego do siebie, a właśnie to prawdopodobnie powinniśmy zrobić. Natomiast wszystko inne traktujemy bardzo personalnie. Na przykład jeżeli sklep jest zamknięty, moja matka myśli, że ktoś chce jej zrobić na złość. Przy okazji muszę was ostrzec co do pewnej rzeczy, musimy być bardzo ostrożni jeśli chodzi o naszych krewnych, ponieważ możemy się stać tacy sami jak oni. Powiem wam dlaczego. Jeśli myślimy, że nie chcemy być tacy jak ktoś, kogo znamy, dlatego że nie podoba nam się to, co robi, właśnie wtedy stajemy się dokładnie takimi, jak te osoby. Dlaczego? Ponieważ niechęć jest też pewnym rodzajem przywiązania. Jeśli więc mówimy, że naprawdę nie chcemy być tacy, jak ona czy on, oznacza to, że wkładamy w to bardzo dużo energii i stajemy się właśnie tacy jak ona czy on. Czasami oznacza to również brak współczucia. Bądźcie więc ostrożni, ja też nie będę już używać przykładu mojej matki.
Zasłona przeszkadzających uczuć polega więc na tym, że wszystko bierzemy osobiście. Czujemy się celem, więc jesteśmy celem. Kiedy na przykład udzielam jakichś nauk, wy zaczynacie zasypiać, myślę że muszę trochę popracować nad sobą, że nudzę. Proszę więc, nie zasypiajcie.
Druga zasłona to zasłona o nazwie "moje - jego", czyli sztywne poglądy. Jedna koncepcja polega na tym, że istnieje jakieś "ja", a druga na tym, że istnieje coś innego, coś czego to "ja" doświadcza. Na przykład jeśli stłuczemy ten kubek, to nikt się nie przejmie. Jeżeli natomiast będzie to nasz kubek, pojawi się cierpienie. Tak naprawdę przyczyną cierpienia jest jedna rzecz, pragnienie, przywiązanie. Jak już wspomniałam wcześniej, niechęć też jest formą przywiązania. Cokolwiek się więc pojawia, natychmiast się do tego przywiązujemy i znowu musimy wykonywać jakąś pracę. Nasz umysł nie potrafi teraz funkcjonować inaczej, nie wie, że jest to możliwe, że istnieje stan całkowitej wolności od wysiłku. Dlaczego wam opowiadam te wszystkie rzeczy? Dlatego, że chcę żebyście byli dobrymi biznesmenami, żebyście nie inwestowali w coś, co wymaga nieustannej pracy i nigdy nie przyniesie zysku. Powinniśmy wszyscy odnaleźć stan, który jest przez cały czas obecny, stan którego tak naprawdę nie musimy nigdzie szukać, zdobywać i osiągać. Właśnie to oferuje nam Budda. To co oferują nam inni jest zawsze uwarunkowane. Co to znaczy "uwarunkowane"? To, że każde zjawisko potrzebuje wielu warunków, żeby zaistnieć. Nie zdajemy sobie często nawet sprawy, jak wiele okoliczności musi się zejść razem, żeby cokolwiek zaistniało. Jeśli jednego z nich zabraknie, całe zjawisko zniknie. Chociaż rzeczy są tak bardzo kruche, to właśnie w nie tak wiele inwestujemy. To bardzo ryzykowny interes, ponieważ nigdy nie wiemy, co się stanie. Możemy powiedzieć, że Tilopa nauczał Naropę, iż tak naprawdę nie ma niczego negatywnego w tym co się pojawia, problemy przychodzą dopiero wraz z naszym przywiązaniem do zjawisk. Co to znaczy? Cały czas właśnie o tym mówię. Przywiązanie towarzyszy nam od nie mającego początku czasu. Jest tak silne, że gdy np. ktoś zadzwoni do nas cztery razy pod rząd, a piątego dnia nie zadzwoni, od razu wariujemy. To samo dzieje się kiedy medytujemy. Kiedy w medytacji pojawia się jakaś myśl, zauważamy ją i zaczynamy być niezadowoleni. Myślimy: "Już nie medytuję". W ten sposób mamy już dwie myśli. Następnie chcemy pozbyć się tego, sprawić, by myśli odeszły. Zaczynamy się przywiązywać do tego, że musimy przestać się przywiązywać - to absurd. Tymczasem jeśli pozwolimy się rzeczom pojawiać, rozgrywać i znikać, wszystko będzie w porządku. To właśnie jest esencja medytacji. Po prostu pozwalamy zjawiskom być.
W stopniowej ścieżce, mahajanie, dowiadujemy się, że na drodze do oświecenia jest wiele rzeczy, które musimy rozwinąć i wiele takich, których musimy się pozbyć. Jeśli natomiast wkroczymy na wyższy poziom, dowiemy się, że w gruncie rzeczy nie ma niczego, co moglibyśmy rozwinąć, ani niczego, czego moglibyśmy się pozbyć. Na najwyższym poziomie nie chodzi o to, żeby zamieniać złe obrazki na dobre - to oznaczałoby, że zamieniamy żelazny łańcuch na złoty.
Jeśli dokładnie przyjrzymy się poglądom różnych szkół filozoficznych, okaże się, że niektóre z nich uważają, że rzeczy istnieją. Jeśli coś rzeczywiście istnieje, wówczas nie może zniknąć. Jeśli coś istnieje, to istnieje przez cały czas. Nie może się pojawić i nie może zniknąć. Natomiast jeśli coś nie istnieje, no to... nie istnieje. Żadna z tych dwóch koncepcji nie daje pełnego obrazu tego, jakimi rzeczy są, Dlatego, że zjawiska pojawiają się rozgrywają i znikają. To jest ich natura. Wszystkie te rzeczy pojawiają się w przestrzeni. Bycie "w domu" oznacza identyfikowanie się z samą przestrzenią. My nigdy nie identyfikujemy się z tym, w czym zjawiska się pojawiają. Zawsze identyfikujemy się z poszczególnymi rzeczami, które przychodzą i odchodzą. Np. myślimy: "Jestem najlepszy" lub: "Jestem najgorszy", "Ona jest głupia", "On jest fajny" itd. Przez cały czas jesteśmy bardzo biurokratyczni. Nawet jeśli w danym momencie coś wydaje nam się dobre, może się okazać, że w chwilę później ta rzecz już nie będzie nam się tak podobała, trudno jest nam utrzymać tutaj jakąś ciągłość.
Czym jest więc ta przestrzeń, w której wszystko się pojawia? Dzięki niej wszystko jest możliwe, ona sama nie zależy jednak od czegokolwiek. Przestrzeń nie ma żadnego początku ani końca, istnieje zawsze i wszędzie. Jest tak bardzo wszędzie, że jest częścią wszystkiego. Nie jesteśmy w stanie jej doświadczać, ponieważ jest aż tak oczywista. Niezależnie od tego, w którą stronę spojrzymy lub pójdziemy, wszędzie obecna jest przestrzeń. Jest dosłownie przed naszym nosem - tak blisko, że nie jesteśmy w stanie jej zobaczyć. Tak naprawdę nie wiemy, czym jest. Nie możemy tego uchwycić. Np. jeśli powiem, że tutaj jest przestrzeń, wówczas kiedy zamknę okno, to będzie tu więcej przestrzeni czy mniej? Co się stanie, jeśli otworzę okno? Przestrzeń jest czymś szczególnym, niepodobnym do jakiegokolwiek innego zjawiska. Zanim zostałam buddystką, miałam zawsze na jej temat jakieś koncepcje, zawsze próbowałam ją upchnąć w jakimś pudełku, nazwać i ocenić. Tymczasem tak naprawdę nigdy nie będziemy w stanie intelektualnie pojąć jej natury. To tak jakbyśmy wzięli jakąś ramę i powiedzieli, że wewnątrz niej znajduje się przestrzeń, później postawili tę ramę w innym miejscu i powiedzieli to samo itd.
Przestrzeń nigdy się nie zmienia. Cokolwiek się w niej pojawia, sama przestrzeń pozostaje nietknięta i niewzruszona. Brzmi to trochę abstrakcyjnie, ale ma dla nas w gruncie rzeczy bardzo praktyczne znaczenie.
Jeśli przyjrzymy się przeszkadzającym emocjom, okaże się że możemy nad nimi pracować na trzy sposoby. Pierwszy polega na tym, że mówimy, iż przeszkadzające emocje są złe. Wiecie co to znaczy, musimy ich unikać, to wymaga wiele pracy itd. Skoro przeszkadzające uczucia są złe, oznacza to, że istnieją naprawdę, mamy więc problem.
Możemy również przyjąć, że przeszkadzające emocje są dobre. To jest trochę trudniejsze, trudno jest na przykład myśleć, że zazdrość jest bardzo dobra... Z drugiej strony Budda nie może nauczać w wielu światach, ponieważ w niektórych z nich nie ma wystarczającej ilości przeszkadzających uczuć, ludzie są zbyt szczęśliwi. Dlatego nie są otwarci na nauki. Powinniśmy więc czuć się bardzo szczęśliwi, ponieważ mamy odpowiednią ilość przeszkadzających emocji. To jest wspaniałe. To jest surowiec oświecenia. Jednocześnie szczerze przyznam, że jest to dla mnie dosyć trudne do strawienia, nie potrzebuję aż takiej dużej ilości surowca.
Na czym, w tym kontekście polega najwyższy pogląd? Mówi on, że rzeczy wyzwalają się same z siebie. To bardzo proste: zjawiska pojawiają, rozgrywają i znikają. To jest natura wszystkiego, co się pojawia. Praktycznie oznacza to, że nie musimy niczego robić, by to, co nam nie odpowiada, zniknęło, ponieważ naturą każdego zjawiska jest przemijanie. To podejście wydaje mi się najsensowniejsze. Po prostu próbuję nie karmić problemów własną energią, bo jeśli oceniamy rzeczy jako dobre albo złe, wzmacniamy je własną energią.
Powróćmy jednak do przestrzeni i do kubka. Wiemy że należy do kolegi Krzysztofa, więc rozbijmy go i zobaczmy jak on zareaguje. Jeśli zastanowimy się nad naturą tego kubka, okaże się, że jest złożony z atomów. Atom można podzielić na tak małe cząstki, że w końcu materia zniknie całkowicie, powróci do przestrzeni. Tak więc naturą wszystkiego jest przestrzeń. Możemy wziąć inny przykład. Tu jestem ja, a tutaj jest moja kawa. Teraz wypiję tą kawę, już ją wypiłam i gdzie jest w takim razie kawa, a gdzie jestem ja. Co się stało? To prosta magia. A co się stanie z tą kawą później? Chyba coś wiecie na ten temat. Chcę wam pokazać, że idee i koncepcje zawsze blokują przestrzeń. To my sami tworzymy nasze własne więzienie. Nie ważne jakiego rodzaju jest to więzienie, czy jest najlepsze, czy najgorsze. Kiedy jemy pyszne jedzenie, w momencie kiedy je spożywamy jest wspaniałe, kiedy jednak przedostanie się już je się przez nasze święte ciało i wydostaje się na zewnątrz, uważamy je za wstrętne. To jest żart, dopóki nie doświadczymy natury umysłu, wszystko pozostaje relatywne.
Naturą naszego umysłu jest przestrzeń, zawsze przejrzysta i świadoma. To są bardzo ładne słowa, nauczyłam się ich od Lamy Ole. Co one jednak oznaczają? Oznaczają one, że zjawiska są nieoddzielne od przestrzei, w której się pojawiają. Coś jest doświadczane. Naprawdę jest tak, że nasz umysł widzi wszystko na zewnątrz, ale nie dostrzega siebie samego. To z tego powodu pojawiają się różne schizofreniczne idee, które utrudniają nam życie. Myślimy że coś jest nami, a coś innego innymi. To tutaj zaczyna się nasz film. Nie zapominajcie o tym. Jeżeli widzicie ludzi, którzy wydają wam się nieprzyjemni albo głupi, to jest wasz film. Różnica pomiędzy nami a nauczycielem polega na tym, że on zawsze widzi w ludziach coś pozytywnego, dostrzega ich prawdziwy potencjał. Nigdy nie zwraca uwagi na jakieś przejściowe "zachmurzenia", ponieważ wie, że nie są rzeczywiste. My zawsze myślimy, że nasz film jest najlepszy, natomiast nauczyciel widzi, że chociaż jeden film jest zielony, drugi czerwony, a trzeci niebieski, tak naprawdę żaden z nich nie jest lepszy niż inne, gdyż wszystkie są tylko manifestacjami przestrzeni. Gdybyśmy potrafili to zapamiętać, bylibyśmy szczęśliwsi. Nie jest to łatwe, gdyż tak naprawdę nie mamy zaufania do nauk. Trochę je rozumiemy, ale ponieważ nie jesteśmy w stanie ich na razie doświadczyć i pojmujemy je tylko intelektualnie, nie do końca im ufamy. Jeśli ufalibyśmy im rzeczywiście, nie chcielibyśmy robić w życiu niczego innego poza praktyką, nie chcielibyśmy jedynie pracować po to, by konsumować przemijające przyjemności. Wtedy nasze życie zmieniłoby się w jednej chwili, naprawdę byśmy się rozwinęli.
Sama na przykład zauważyłam kiedyś, że cokolwiek robię, robię to dla siebie. I posmutniałam. Pomyślałam sobie, że w jakiś sposób muszę nauczyć się współczucia. I pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę współczucie nie jest czymś, co jest na zewnątrz nas. To nie było coś, co musiałam dodać do siebie samej. To jest natura mojego umysłu, naturą mojego umysłu jest nieustraszoność, spontaniczna radość i nieuwarunkowane współczucie. Słowo "nieuwarunkowane" oznacza w tym przypadku, że kochamy innych niezależnie od tego, czy nam się podobają czy też nie. Nie chodzi też o to, że kogoś nam jest żal, jeśli czujemy, że kogoś nam żal, myślimy być może, iż ta osoba nie jest w stanie nic więcej zdziałać, a to jest litość, a nie współczucie. Chociaż na razie nie wiemy, czym naprawdę jest współczucie, im więcej przestrzeni pojawia się wokół nas, tym mniej zajmujemy się naszym własnym nędznym stanem i tym więcej mamy współczucia.
Naturą naszego umysłu jest przestrzeń, całkowicie niezniszczalna. Podam wam bardzo praktyczny przykład. Nauki mówią, że to, czego teraz doświadczamy jest po prostu snem. Ale co to znaczy? Na przykład ja śnię, że wpadam w kupę gówna (śmiech). Czuję się bardzo źle. I nagle w tym śnie zdaję sobie sprawę że, mogę wziąć prysznic, biorę go i zaczynam się czuć trochę lepiej. W tym samym śnie mogę również usiąść do medytacji, zrobić coś duchowego, i poczuć się jeszcze lepiej. O co chodzi w tym przykładzie? Kiedy śniłam, że tkwię w całej tej trudnej sytuacji, moja prawdziwa natura się nie zmniejszyła, natomiast gdy śniłam, że robię coś duchowego, moja prawdziwa natura się nie powiększyła. To bardzo praktyczny przykład. Niezależnie od tego o czym śnimy, nasza prawdziwa natura się nie zmienia. To sprawia, że możemy odetchnąć, że stajemy się nieustraszeni. Wyobraźcie sobie stan, w którym w ogóle niczym się nie martwimy. Teraz przez cały czas coś jest nie tak, coś nie działa. Jeśli nie martwimy się już o rzeczy, wtedy wokół nas i w nas pojawia się bardzo dużo przestrzeni. W rezultacie cokolwiek się pojawia naprawdę jest tylko swobodną grą naszego umysłu. Nie musimy niczego pilnować, nikogo nie ograniczamy ani nie naklejamy na zjawiska żadnych etykietek, ponieważ cokolwiek się pojawia wyraża tylko naturę naszego umysłu. Jeśli tego nie blokujemy, wówczas naprawdę wszystko jest radością. Radością, która nie ma żadnej przyczyny. Pomyślcie, ile pracy wkładamy w to, żeby osiągnąć jakieś drobne szczęście. Przez cały dzień pracujemy na te dwie minuty, to wielki wysiłek. Nie doświadczamy żadnych radości, które nie mają przyczyn. Cały czas ciężko na nie pracujemy. Tymczasem dopiero kiedy nie mamy już żadnych zmartwień, kiedy nie staramy się już zablokować przestrzeni naszego umysłu nieustannym ocenianiem rzeczy jako dobrych albo złych, możemy naprawdę rozkoszować tym, co się wydarza. To jest bogactwo naszego umysłu. Ponieważ dzielimy wszyscy tą samą przestrzeń, powinniśmy być w stanie razem się nią cieszyć. To właśnie na tym polega współczucie, na myśleniu, że razem rozkoszujemy się przestrzenią. Nie ma ono nic wspólnego z sentymentalizmem i nie jest wymuszone. To jest zupełnie niezwykła sytuacja - właśnie w nią próbujemy inwestować. Mówiąc bardzo prosto, próbujemy być szczęśliwi tu i teraz. To jest esencja nauk Buddy. To jest stan, którego doświadczają oświecenie. Jest on też nazywany prawdziwym stanem, ponieważ istnieje w każdej sytuacji i w każdym czasie. To w tym stanie przyjmujemy schronienie. To jest cel. Nigdy nie znajdziemy go na zewnątrz siebie. Przestrzeń przenika wszystko, nie sposób jest od niej uciec. Dlatego mądrze jest się z nią zaprzyjaźnić i zidentyfikować. Budda wie wszystko dlatego, że mu się to udało, nie blokuje przestrzeni ideami i koncepcjami. Amerykańscy uczeni odkryli, że 80 procent naszych doświadczeń to koncepcje, a dopiero pozostałe 20 procent to to, co się naprawdę wydarzyło. Każdy widzi rzeczy ze swojej perspektywy. Ole zawsze mówi, że piekło i niebo rozgrywają się pomiędzy naszymi uszami. Osiągnięcie stanu Buddy to najlepsza rzecz jaką możemy dla siebie zrobić. Wszystko inne stanie się kiedyś rozczarowaniem. Nasze życie powinno mieć sens, to co w nim robimy powinno mieć jakieś znaczenie. Powoli musimy nad tym pracować. Sensem naszego życia jest to, że zaczynamy inwestować w prawdziwy stan. W ciągu dnia robimy mnóstwo rzeczy, ale bardzo niewiele z nich ma prawdziwe znaczenie. Mówiąc o znaczeniu mam na myśli działania, które zbliżają nas do całkowitej wolności, do naturalnego stanu, w którym umysł spoczywa sam w sobie. Czasami myślimy, że gdy staniemy się oświeceni, wszystko się zatrzyma, że nie bedzie już nic do zrobienia. Tymczasem jest przeciwnie. Oświeceni spontanicznie i bez wysiłku pracują dla dobra innych, bez przerwy. Możecie sobie wyobrazić, że można pracować bez wysiłku, że rzeczy po prostu się wydarzają i to w taki sposób, że przynoszą maksymalna ilość pożytku? W tej chwili wszystko co robimy, wymaga od nas ogromnego wysiłku. Nic nie dostajemy za darmo. Dzieje się tak, ponieważ istnieje oddzielenie pomiędzy nami a innymi. Co to znaczy "spontaniczny" albo "nie spontaniczny"? Na przykład to, że przed pierwszą randką piszemy zwykle setkę sztuk Szekspira. Myślimy: "Ja będę stała tutaj i powiem mu to i to, potem on spojrzy na mnie itd". Wreszcie kiedy już spotkamy się z tą osobą, wszystko toczy się zupełnie inaczej. To nie ma sensu. Nie jesteśmy spontaniczni, przez cały czas dźwigamy na plecach olbrzymi bagaż. Aktywność Buddy jest spontaniczna. Po prostu wydarza się. Nie możemy sobie nawet wyobrazić ciągłej aktywności, bardzo szybko się męczymy. Męczy nas nawet osiąganie oświecenia. Możemy to zmienić dzieki identyfikowaniu się z przestrzenią. Jeżeli myślimy o sobie samych, będziemy zawsze nieszczęśliwi. Im więcej natomiast myślimy o innych, tym więcej rzeczy mamy do zrobienia, i co za tym idzie, mniej czasu na roztrząsanie własnych problemów. Czasami kiedy wpadam w depresję to zaczynam dzwonić do innych ludzi i pytam jak im się powodzi - oni zawsze mają jakieś problemy, więc zaczynam pracować nad ich problemami. To naprawdę działa. Jeśli myślimy tylko o sobie samych to nasz cały dramat nigdy się nie skończy. To, co rozgrywa się w naszym umyśle, nie ma żadnego znaczenia. Czasami początkujący buddyści mówią mi, że zanim zaczeli praktykować buddyzm, byli dobrymi ludźmi, ale teraz myślą, że stali się straszni. Tymczasem po prostu teraz zaczęli zaglądać do swojego umysłu. Przedtem nie uświadamiali sobie tego, jak wiele przeszkadzających uczuć pojawia się w ich umyśle i popycha ich do różnych dziwnych działań. Chociaż często na początku praktyki bardzo wiele od niej oczekujemy, zmiany, które w nas zachodzą nie są zbyt wielkie. Nasza osobowość nie zmieni się nagle w swoje przeciwieństwo - tak naprawdę pozostanie mniej więcej taka sama przez całą drogę. Określone energie, które w nas tkwią, pozostaną w nas, nie bedą nas jedynie wiecej chwytać i ograniczać. Ja na przykład nie wyobrażam sobie, że mogłabym się stać powolną i spokojną osobą. Mam nadzieje, że te cechy charakteru, które mam teraz będą coraz bardziej przydatne dla innych. Nie wyobrażajcie sobie, że gdy zaczniemy medytować, to zaraz się pojawią jakieś olbrzymie zmiany. Z drugiej strony jeżeli zaczniemy dostrzegać, co się dzieje w naszym umyśle, nie będziemy się tak tego obawiać, a to oznacza wielką wolność. Medytacja daje nam przestrzeń, która pozwoli nam uporać się z zazdrością i gniewem, pomieszaniem i dumą, ze wszystkimi tymi przeszkadzającymi uczuciami, które nie pozwalają nam być szczęśliwymi. Najpierw zaczniemy sobie z nimi radzić, potem nauczymy się je przekształcać, a później nawet będziemy w stanie je zaprząc do pomagania innym. Jednocześnie przez cały czas to będzie ta sama energia. Nie jest tak łatwo się zmienić, gdyż przedtem pracowaliśmy tylko dla siebie, a teraz zaczynamy pracować dla innych. Jeśli pracujemy dla wszystkich, to znaczy, że wszyscy pracują dla nas, to jest bardzo dobry biznes.
Istnieje pewien doskonały sposób, który może pomóc nam "przestawić się" na innych, są nim silne życzenia. Powinniśmy przez cały czas wyrażać życzenia dla pożytku innych, chociaż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, tak naprawdę jesteśmy rezultatem naszych dawniejszych życzeń. Jeśli pracujemy tylko dla swojego własnego pożytku, w najlepszym przypadku osiągniemy wyzwolenie, wolność od własnego cierpienia. To dobry stan, ale nie jest ostatecznym doświadczeniem. Żeby osiągnąć oświecenie, musimy zawładnąć całą przestrzenią.