Nauczyciel i uczeń w buddyzmie
Autor: Lama Ole Nydahl
Tłumaczenie: Kasia Biała
Jak świadczą historyczne teksty i współczesne, zachodnie ośrodki buddyjskie, związek pomiędzy nauczycielem a uczniem stanowi bogaty surowiec potężnego rozwoju. Często jednak staje się też powodem pikantnych skandali. Rola nauczyciela rośnie wraz z ilością guzików, które uczeń pragnie przycisnąć. Jeśli po prostu chce on spokojnego życia z niewielką ilością ekscytujących doświadczeń, wystarczyć mu może dobra książka o przyczynie i skutku. "Słowa starszych zakonu" czyli nauki Therawady zawierają dobre wyjaśnienia wskazówek, których Budda udzielił mnichom i mniszkom oraz ludziom im podobnym.
Jeśli ludzie mają większe zaufanie do przestrzeni i pragną bogatego życia wewnętrznego dzięki zrównoważeniu współczucia i mądrości, rośnie znaczenie nauczyciela. Pomaga on uczniowi uniknąć sentymentalizmu związanego z nadmiarem współczucia oraz sztywności, wynikającej z przerostu mądrości. Dlatego też właśnie jego przykład podkreśla się bardzo w przypadku "Wielkiej Drogi" czy Mahajany.
Niezwykłym zatem i niewiarygodnym darem jest wprowadzenie w esencję umysłu, w doświadczenie, że postrzegający i wytwórca wszystkich rzeczy jest bezczasowym, przejrzystym światłem, niezniszczalnym i wszechprzenikającym. Ponieważ świadomość umysłu jest w swej esencji niestworzoną przestrzenią, jej doświadczenie zaś jest spontaniczną, samopowstałą radością, wreszcie jej wyrazem jest aktywna, wybiegająca w przyszłość miłość - co w sumie stanowi doskonałe oświecenie - to nie ma niczego cenniejszego niż nauczyciel, który jest w stanie to pokazać.
Właśnie z tego powodu zrealizowany mistrz ma tak ogromne znaczenie w Diamentowej Drodze czyli Wadżrajanie. Czasami przekaz ów bywa bezforemny, jak ma to miejsce w chińskim czan czy japońskim zen. Czasami łączy najwyższy pogląd buddy z metodami pozwalającymi pozostawać w błogiej przestrzeni poprzez stopienie się z umysłem lamy. Oba warianty sprawiają, że uczeń dojrzewa na najgłębszych, pozapojęciowych poziomach i z tego to powodu funkcja lamy ma tak zasadnicze znaczenie w naukach trzech "starych" czy też "jogicznych" szkół buddyzmu tybetańskiego. W tradycjach "czerwonych czapek" - liniach Njingma, Sakja i Kagyu, lama reprezentuje ostateczne schronienie - stan Buddy, podczas gdy w tradycji "żółtych czapek" (w Gelugpie czyli w szkole cnotliwych) podejście jest inne. Ponieważ w szkole żółtych czapek rozwój następuje głównie dzięki intelektualnemu zrozumieniu i dysputom, głównym schronieniem musi być tu dharma - nauka Buddy. Podążając raczej za naukami niż za inspiracją nauczyciela, cel osiąga się tu przy mniejszym ryzyku, ale też i wolniej.
Jeśli więc nasza dobra karma dojrzała, znaleźliśmy dobrego nauczyciela, któremu możemy zaufać i cała "chemia" naszego związku z nim działa, to jak możemy sprawić, aby rzeczywiście stał się on tak potrzebnym nam zwierciadłem dla naszej twarzy?
Przede wszystkim powinniśmy zabezpieczyć fundament - musimy zrozumieć, że owo wspaniałe promieniowanie nauczyciela w świetle naszej głębokiej wdzięczności to właśnie jego ponadosobiste właściwości, które posiadają trwałe znaczenie. Nie ma żadnego znaczenia, czy jest on gruby czy chudy, ekstrawertyczny czy raczej wycofany, mniej lub bardziej atletyczny. Dojrzewać pozwala nam dzierżony przez niego przekaz - strumień doświadczenia, który przejął od swoich nauczycieli, nauki, które praktykował, zrealizował i którymi dzieli się teraz z innymi. Kiedy dobrze to zrozumiemy, będziemy mogli cieszyć się całą magią wewnętrznego bogactwa, które w sobie odkryjemy - poznamy całe nieograniczone znaczenie, które teraz się ujawni.
Po drugie, powinniśmy sprawdzić, co stoi za nauczycielem i jakie jest jego życiowe doświadczenie, jak daleko będzie potrafił nas zaprowadzić i jaki przykład daje światu. Powinniśmy zobaczyć, do jakiego stopnia wyraża on nasze własne ambicje i potencjał. W przypadku lamów tybetańskich i buthańskich nie jest to takie ważne. Tak czy siak reprezentują oni inną kulturę, toteż zwykle odruchowo oddzielamy osobę od informacji. Natomiast zasadnicze staje się to w przypadku nauczyciela pochodzącego z Zachodu. Jeśli zachodni lama posiada niewzruszoną pewność co do natury umysłu (co sprawia, iż jest właściwym dla nas zwierciadłem) , to powinniśmy przyjrzeć się również jego stylowi. Chodzi zatem o to, by mieć pewność, że nie kupujemy kota w worku, warto więc wcześniej do niego zajrzeć. Gdyby uczniowie mieli możność od samego początku poznać i rozważyć takie czynniki jak motywacja i ślubowania swych nauczycieli, uniknąć by można większości głośnych skandali i wstydu - począwszy od Osela Tenzina, poprzez Sangarakszitę, a na Sai Babie skończywszy.
Muszą się zatem zejść dwa czynniki, które wymagają dużej dojrzałości. Uczeń zdecydowanie powinien widzieć nauczyciela na wysokim poziomie. W przeciwnym razie po prostu nie będzie się uczył. Jeśli uważamy, że nasz nauczyciel niczego nie wie, nie będziemy słuchać, myśleć ani używać metod, a co za tym idzie, nie będziemy się również rozwijać. Z drugiej strony, jeśli oczekujemy od nauczyciela będącego mnichem, że usunie nasze zahamowania wobec płci przeciwnej lub nauczy nas w życiu dobrze się bawić, to z pewnością daleko nas to nie zaprowadzi.
Dlatego nauczyciele od początku powinni otwarcie mówić o swojej orientacji seksualnej, o tym, co według nich sami mogą przekazać i o religijnych obietnicach, które złożyli. Jeśli nie są w stanie żyć według tego, co głoszą, powinni szybko wyjawić to publicznie. W zachodnich społeczeństwach nikt nie będzie miał im tego za złe, a prawdopodobnie niewielu ludzi w ogóle zwróci na to uwagę. W przeciwnym bowiem razie wszyscy na tym cierpią, gdy skandale wychodzą na jaw, a później wykorzystani przez nich młodzi mężczyźni, którzy zaufali ich religijnemu autorytetowi, skarżą się w prasie.
Ogólnie można powiedzieć, że w buddyzmie istnieją trzy rodzaje żeńskich i męskich nauczycieli dla różnych rodzajów uczniów. Dobrze widoczni, również z powodu szat, są mnisi i mniszki wraz z odpowiednio 254 i 350 rzeczami, których obiecali nie robić. Budda przekazał te ślubowania, aby utrzymywali je dla samych siebie, pozostając z dala od pokus, za murami klasztorów. Po ich naukach można spodziewać się tego, że naznaczone będą poszukiwaniem spokoju niemal za wszelką cenę oraz unikaniem ekscytujących doświadczeń i konfrontacji.
Nauczyciele świeccy noszą ubrania, które są po prostu praktyczne. Budują społeczeństwa, zakładają rodziny, konkurują z innymi oraz chronią swój kraj i przyjaciół. Z powodu zaangażowania w codzienne życie, bardziej koncentrować się muszą na motywacji niż na przyczynie i skutku. Są często świetnymi przykładami pokazującymi, jak zrównoważyć współczucie dla innych i niesentymentalną mądrość, która patrzy daleko w przód. Można oczekiwać, że będą ekspertami w praktycznym podejściu do życia i sprawdzą się w większości sytuacji. Są filarami społeczeństwa, klasztory zaś żyją dzięki ich wsparciu. Uwolnienie mocy tych przedsiębiorczych ludzi to wielkie i rosnące bogactwo, jakie wnosi nowoczesny buddyzm Diamentowej Drogi.
Trzeci rodzaj buddyjskich nauczycieli to jogini lub urzeczywistnieni mistrzowie, którzy także zwykli odróżniać się wyglądem. Mieli zazwyczaj długie lub splątane włosy, niewiarygodnie długie paznokcie, nosili białe ubrania itd. Na szczęście na Zachodzie większość tych zewnętrznych form szybko przejęta została przez rozmaitych muzyków rockowych, dzięki czemu jogini mogą skoncentrować się na tym, co jest ich - naszym, w przypadku większości moich uczniów i moim - prawdziwym darem: czystym widzeniem potencjału czujących istot i promieniującej nowości sytuacji we wszystkich zdarzeniach i przemianach. Ktokolwiek potrafi tego uczyć innych, daje im dar najcenniejszy.
Tak sensowny styl życia i taką przejrzystość miło jest dzielić ze swoim nauczycielem. Cóż jednak dzieli się w sytuacji odwrotnej? Iluż dzierżawców różnych praktyk traci wiarygodność? Do upadku nauczyciela może dojść w różny sposób w zależności od głównego poziomu jego zobowiązań. Mnichów i mniszki dyskwalifikuje złamanie ślubowania celibatu.
Osoba świecka traci swą wiarygodność, gdy popada w uzależnienie, publicznie zachowuje się dziwacznie, wyłudza od innych pieniądze lub ogólnie nie funkcjonuje dobrze w życiu. Jeśli ich dzieci żebrzą, a partnerzy samotnie błądzą, ludzie ci nie przynoszą pożytku ani innym, ani sobie i nie stanowią dobrego przykładu.
"Urzeczywistniający" - jogini - mają największą swobodę w doświadczaniu pełni życia i obserwują umysł we wszelkich sytuacjach. Dopóki nie rani się innych, własne sumienie jest naszym nauczycielem i ma się większą wolność od zwyczajowych ograniczeń społecznych. Całonocne imprezy, zmieniający się (zdrowi) partnerzy, szybkie motocykle, skoki ze spadochronem są świetne tak długo, jak praktykujący utrzymuje jasną świadomość i uczy się czegoś o umyśle. Ścieżka ta faktycznie nie ma nic wspólnego z byciem libertynem lub złym przykładem, przy czym metoda przekraczania ograniczeń w celu poznania umysłu jest drogą najszybszą i najbardziej niebezpieczną. Dlatego też zasadnicze jest posiadanie solidnej podstawy na dwóch poprzednich poziomach nauk; wtedy trudności sprawiać istotom będziemy tylko dla ich dobra, świat zaś rozumieć będziemy jako zbiorowy, współzależny sen, w którym pracujemy dla dobra innych.
Tyle o nauczycielach. Co zatem w ten związek wnieść powinien nowoczesny uczeń?
Przede wszystkim dojrzałość, krytyczny umysł oraz pragnienie uczenia się dla pożytku innych. W Diamentowej Drodze powinien on sprawdzić nauczyciela szczególnie dokładnie, rozumiejąc, iż z pewnością przejmie wiele jej lub jego właściwości. Właśnie dlatego powinien się upewnić, że nauczyciel jest rzeczywiście niewzruszony i naprawdę godny zaufania na całej drodze. Uważać trzeba na oznaki jego słabości. Wyjdą one kiedyś na wierzch i mogą zniszczyć życiowe dokonania. Najgorsze jest mieszanie religijnych poglądów i metod, tchórzliwe uleganie poprawności politycznej i zmienianie nauk Buddy po to, by zadowolić słuchaczy - takie rzeczy pozbawione są właściwie sensu, ponieważ religie, które nie uciskają kobiet i nie kaleczą ludzi, uznaje się za szereg koniecznych kroków dla ludzi, którzy ich potrzebują.
Uczniowie powinni też być w stanie przyjrzeć się sobie w trakcie swej nauki. W późnych latach sześćdziesiątych, gdy Hannah i ja uczyliśmy się w centralnych i wschodnich Himalajach, często słyszeliśmy następujący przykład pedagogiczny: uczeń nie powinien być jak (1) filiżanka odwrócona dnem do góry, (2) dziurawa filiżanka, ani jak (3) filiżanka z trucizną. Oznacza to, że otrzymując nauki, uczeń powinien (1) być na nie otwarty, (2) zapamiętywać je oraz (3) nie powinien mieszać ich z negatywną motywacją - na przykład z pragnieniem ranienia innych. Jeśli zdecydowalibyśmy się kupić od nauczyciela używany samochód, zasadniczo mu zaufać i związać się z nim, trzeba być świadomym wymienionych punktów.
Jak już wspomniałem, absolutny pogląd przekazywany jest tylko wtedy, gdy nauczyciele reprezentują określony poziom urzeczywistnienia. Intelektualna wiedza tu nie wystarcza.
Największym wśród dziesiątek wysoko zrealizowanych i nieżyjących już lamów, od którego oboje z Hannah mieliśmy zaszczyt się uczyć, był bez wątpienia nasz nauczyciel XVI Karmapa, Rangdziung Rigpe Dordże. Jesteśmy przekonani, że był buddą. Od 1969 roku, kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy go w Nepalu, aż do jego śmierci w 1981 roku, wciąż robił rzeczy, które sprawiały, że ludzie chcieli zwrotu pieniędzy za swoją edukację. Czynił cuda i ukazywał swoją nadzmysłową moc w codziennym życiu. Cuda zacierają się w pamięci, ale nigdy nie przestawał zdumiewać nas fakt, że wszystko to działo się tak swobodnie i bez jakiejkolwiek dumy. By istoty mogły się rozwijać, wprowadzał je we wszystkie trzy aspekty nauczyciela. Na poziomie zewnętrznym głęboko inspirował ludzi i prosił nas, byśmy zakładali ośrodki i pisali książki po to, by inni również mogli się uczyć. Jego moc nie pozostawiała miejsca na jakiekolwiek wątpliwości, że lama jest jak księżyc odbijający się wszędzie tam, gdziekolwiek otwartość ucznia przypomina taflę wody. Jako wewnętrzny nauczyciel kładł nacisk na wystarczającą ilość prawdziwych buddyjskich nauk - tak różnych od hinduizmu i New Age - oraz na zrozumienie świata przyczyny i skutku. W końcu moc i radość, którymi się tak szczodrze dzielił, otwierała tajemny poziom zaufania do chwil natychmiastowego wglądu. Karmapa przekazał Hannah i mnie trzykrotnie nauki Wielkiej Pieczęci (Mahamudry) i mimo całej tej chemii z naszych lat hippisowskich, przekaz ów zapadł w nas, a nasze doświadczenie przez cały czas wzrasta.
Być może któregoś dnia będę mógł się za to odwdzięczyć jego XVII inkarnacji - Taje Dordże - zabierając go na przejażdżkę na tylnym siedzeniu mojego motocykla BMW. Byłby to dla mnie prawdziwy zaszczyt.