Nowy Jork
Autor: Marcin Muszaj Muchalski, przy wydatnej pomocy Kim i Willy'ego Richardson
Big Apple czyli Nowy Jork to nieprzebrane ilości betonu, asfaltu i stali wylane na dziesiątkach kilometrów kwadratowych. Było to jedno z pierwszych nowoczesnych miast, które teraz stało się jednym z najstarszych i najbrzydszych miast przemysłowych. Na tym gęsto zabudowanym obszarze mieszka prawie 20 milionów ludzi, z których większość wszelkimi siłami stara się wycisnąć z jabłuszka jak najwięcej soków (czytaj: kasy). Tu, w owej betonowej dżungli, grupce uczniów Lamy Ole udało się znaleźć odrobinę przestrzeni i założyć ośrodek. Zacznijmy jednak od początku.
Wszystko, co Ole zrobił dla Dharmy w Stanach Zjednoczonych przed przed rokiem 1990, zaprzepaszczone zostało przez członków Dharmadhatu, organizacji założonej przez Trungpę Tulku. W przeciwieństwie do Europy, gdzie Ole mógł działać bez większych przeszkód, w Ameryce ośrodki Kagyu znajdowały się pod kontrolą tej właśnie organizacji. Jej sztywność i skandale wybuchające wśród jej członków na dobre zniechęciły mnóstwo wolnych i inteligentnych ludzi do praktyki Diamentowej Drogi. Tak naprawdę wszystko zaczęło się więc na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to zaczęły odbywać się legendarne już spotkania Lamy Ole z niewielką grupką "poszukujących" w pewnej maleńkiej piwnicy. Owi prekursorzy, zainspirowani energią Lamy, stali się motorem napędzającym koło Dharmy w Wielkim Jabłku. Nowojorska sanga wyskoczyła szybko z ciasnego "podziemia" na kolejny etap rozwoju, czyli zaczęła się tułać po prywatnych mieszkaniach i wynajmowanych salach. Chociaż był to barwny okres, wszyscy czuli, że potrzebny jest ośrodek z prawdziwego zdarzenia. Ze znalezieniem miejsca nie było w gruncie rzeczy problemu. Jedyną i największą przeszkodę stanowiły ceny nieruchomości w New York City. Gromadzenie pieniędzy trwało więc kilka lat i kiedy w połowie 2001 r. na koncie pojawiła się suma 15 tys. dolarów, Nowojorczycy zdecydowali się na następny krok.
Poszukiwania ośrodka przebiegły w ekspresowym tempie. Mimo, że NY to miasto nieograniczonych możliwości, wszyscy byli zdumieni, z jaką łatwością udało nam się znaleźć nowe lokum. Półtora miesiąca przed planowanym kursem Olego w Fishkill, w stanie NY (XI 2001) , na zebraniu sangi usłyszeliśmy dobrą nowinę - w głębi Brooklynu, przy malowniczym Prospect Park, w czarnej dzielnicy, na Flatbush Avenue (centrum brooklyńskiego hip-hopu, gdzie po zmroku dealerzy budzą się do życia) wynajęliśmy lokal na ośrodek medytacyjny.
Miejsce świetne. Jest to liczące ok. 400 m2 studio w bardzo dobrym stanie - pomieszczenie olbrzymie, jak na warunki nowojorskie. Duże okna dają wspaniałą ilość naturalnego światła, co stanowi towar naprawdę deficytowy z powodu ciasnej zabudowy miasta. Ponadto sam budynek robi wrażenie i wszystkim się podoba. Jest to stojący na rogu ulic, dwupiętrowy elegancki dom z pięknymi zdobieniami, które wyraźnie odróżniają go od ciemnej architektury tła. Wreszcie przystępna cena ($2600!) i dogodne położenie blisko metra sprawiły, że byliśmy pewni, iż to będzie to!
Natychmiast, po uregulowaniu formalności, przystąpiliśmy do dzieła odnowy. Prace trwały zaledwie miesiąc, wszyscy uwijali się jak mrówki. Reprezentacja Polski w Dharmie też dołożyła swoją cegiełkę. Po wydzieleniu z całego pomieszczenia części mieszkalnej pozostało ponad 120 m2 powierzchni medytacyjnej, na której odtąd kilkunastu joginów regularnie zmaga się ze swymi umysłami. Wspólnymi siłami udało nam się zakończyć wszystko przed przyjazdem Olego, tak że zaraz po kursie w Fishkill, Lama mógł naszą kwaterę główną pobłogosławić i nadać jej dumną nazwę "Center of Accomplishers". Jeszcze tej samej nocy ochrzciliśmy nowe locum, urządzając spektakularną i magiczną imprezę. Niezwykle opiekuńcza policja nie była w stanie nam przeszkodzić w dobrej zabawie, do której różnymi sposobami chciały się przyłączyć rzesze nieznajomych, obserwujących nas z zewnątrz. Lama Ole jak zwykle zdumiewał towarzystwo swą energią i przez cały czas demonstrował nieograniczoność swoich możliwości, szczególnie podczas swego pogo w iście punckowym stylu do muzyki Rolling Stones!
Naładowani inspiracją po spotkaniu z Lamą, zaczęliśmy intensywnie wykorzystywać przestrzeń ośrodka. Szybko jednak zdaliśmy sobie sprawę, że gompa, ulokowana przy najruchliwszej ulicy na Brooklynie, ma swoisty urok: nieustanne trąbienie klaksonów i wycie silników autobusowych przy akompaniamencie rytmicznego rapu. Na szczęście większość z nas lubi muzykę, a słońce świecące na nieprzerwanie błękitnym niebie wprawia wszystkich w doskonały nastrój, którego nic nie jest w stanie zakłócić.
Medytacje Trzech Świateł prowadzone są właściwie codziennie oprócz czwartków, które zarezerwowane są dla Diamentowego Umysłu. W weekendy, podobnie jak w polskich ośrodkach, odbywają się całodniowe sesje nyndro. W co drugą środę natomiast, Tasso (pasowany przez Olego na nauczyciela) prowadzi wykład i odpowiada na pytania. Oprócz wykładów, medytacji i imprez dzieją się w gompie również inne rzeczy. Wszyscy, którzy pragną pogłębić swą wiedzę w takich dziedzinach jak rysowanie tanek, kung-fu czy joga, mogą wziąć udział w bepłatnych zajęciach prowadzonych przez członków sangi.
Ponieważ Nowy Jork jest miastem ogromnym, niektórzy mają utrudniony dojazd do gompy. W celu ułatwienia im uczestnictwa w grupowej medytacji, raz w tygodniu spotykamy się w wynajmowanej do tego celu sali w sercu Manhattanu, zaraz obok Empire State Building i najgorszej pizzerii w mieście. Daje to nowym ludziom możliwość łatwego nawiązania kontaktu z naukami i poznania medytacji na Karmapę.
Nowy Jork to miasto jedyne w swoim rodzaju, co w doskonały sposób odzwierciedla sama sanga. Skupia ona ludzi z całego świata, tworząc nieprawdopodobną mieszankę, w której Amerykanie stanowią mniejszość. Można tu znaleźć przedstawicieli Brazylii, Francji, Grecji, Haiti, Niemiec, Polski, Rosji, Serbii, Szwajcarii, Węgier, Włoch i Uzbekistanu - z pewnością nie są to wszyscy. Zebrała się zatem niesamowita grupa ludzi o niespożytej energii i wielkiej radości. Metropolia ta to trudne, a z drugiej strony chyba idealne miejsce do praktyki Diamentowej Drogi. Trzy cechy NY - hiperaktywność, niespotykana różnorodność i nadzwyczajna szybkość wydarzeń - sprawiają, że nowojorska gompa, choć naprawdę śliczna, przeważnie świeci pustkami. Mówi się, iż tutaj żyje się, by pracować, a nie pracuje, żeby żyć. Na chroniczny brak czasu cierpią tu niemal wszyscy. Nowojorskich uczniów Olego cechuje natomiast prawdziwa moc wobec dramatycznej zmienności wszelkich warunków, skrajnych temperatur i przytłaczającego, nieustannego ruchu, które nie rozpieszczają tu nikogo.
Rozwój pracy Lamy Ole w Nowym Jorku widać gołym okiem. Już od chwili założenia ośrodka ciągle pojawiają się w nim nowe osoby, wzbogacając całą sytuację. W tej chwili sanga liczy ok. 40 indywidualistów, z których regularnie na medytacje przychodzi połowa. Oczywiście pozostaje jeszcze wiele do zrobienia, ale właśnie na tym polega cała zabawa.