"Milicjanci przypominali poetów..."
Autor: Lama Ole Nydahl
Naprawdę mamy powody do świętowania. I nie tylko my, ale cały obszar, który kiedyś był za żelazną kurtyną, dawny Układ Warszawski. Pamiętam jak Władysław Czapnik napisał mi, że pewnego dnia, gdy spojrzał rano w lustro zobaczył w nim tańczącą czerwoną damę. Natychmiast zainteresowało go, kim ona była. Dowiedział się, że to był żeński budda. Zaczął rozpytywać naokoło jak to jest możliwe, skąd biorą się nadzy czerwoni, żeńscy buddowie, jak można ich spotkać. Pytając usłyszał o mnie. Najpierw usłyszał, że jestem człowiekiem z Zachodu, że jestem Europejczykiem, ale dowiedział się też, że mogę w najszybszy sposób sprowadzić buddyzm do Polski... W tym samym czasie do Europy przyjechał szesnasty Karmapa. Gdy byliśmy w Genewie powiedziałem mu, że mam zaproszenie do Polski i że chciałbym tam pojechać. Poprosiłem też o błogosławieństwo na tę podróż. Wówczas Karmapa na chwilę pogrążył się w medytacji, a później powiedział, że to będzie bardzo istotny wyjazd. Powiedział: "Z Polski będziesz w stanie otworzyć tą całą wschodnią część świata" i następnie popatrzył na mnie i zapytał:, "Jakie masz imię dharmy?" Moje imię brzmi "Karma Lodrie Dziamtso" - "Ocean mądrości". Wówczas Karmapa powiedział: "To będzie imię pierwszego ośrodka w Polsce".
Przyjechaliśmy i spotkaliśmy się z rodziną Czapników. Na początku nie było nas zbyt wielu. Szybko jednak pojawiali się kolejni przyjaciele, najpierw z Krakowa, a wkrótce z innych miast. Były to Radom i Warszawa potem zachodnia Polska, Opole, Katowice i oczywiście Gdańsk... I tak stopniowo dzięki temu pierwszemu spotkaniu nawiązały się następne kontakty i następne. I rzeczywiście cały wschód zaczął czerpać korzyści z tego pierwszego krakowskiego spotkania. Gdy, kupiliśmy Kuchary to stamtąd nasza aktywność rozprzestrzeniła się dalej na Węgry. Mieliśmy już wcześniej kontakty z Czechami, ale w tamtym okresie nic specjalnego z tego nie wyszło, teraz jest o wiele lepiej. Potem przyjechali pierwsi Rosjanie. I po kolei, począwszy od Krakowa przez całą Polskę i dalej na Wschód, udało nam się rozprzestrzenić dharmę aż do Władywostoku w Rosji.
Kiedy przyjechałem po raz pierwszy do Polski byłem naprawdę pod wrażeniem. Jechaliśmy tu przez kraje, których rządy rzeczywiście traktowały swoich obywateli jak bydło. Widząc to byłem naprawdę zły, naprawdę prawie eksplodowałem. I kiedy przejechałem przez polską granicę, polscy milicjanci przypominali młodych poetów, mundury mieli trochę krzywo zapięte, mówili o różnych rzeczach. Spodobało mi się. Pomyślałem, że to jest dobry styl. Później wielokrotnie miałem okazję zobaczyć waszego wolnego ducha. Po upadku Solidarności w czasach stanu wojennego miałem wykład na uniwersytecie w Gdańsku. Tomka Lehnerta i jego siostrę, którzy organizowali to wszystko odwiedzili panowie z SB zapowiadając, że jeśli powiem coś nie tak, to trafią do więzienia. A ja powiedziałem wszystko nie tak. Powiedziałem, że Polacy powinni być szczęśliwi, że żyją w systemie, który nie funkcjonuje, więc nie ma powodu by gonić za powierzchownymi wartościami, ponieważ i tak nie mogą ich zdobyć, a zamiast tego mogą skoncentrować się na umyśle. I nigdy nie zapomnę takich dwóch panów w cywilu należących do tajnej policji, którzy w tym momencie wstali i wzięli do rąk długopisy i notesy, i najpierw bacznie się przysłuchiwali, a potem zrozumieli: "Aha, ten człowiek ma przecież rację", i usiedli z powrotem. Nic się nie wydarzyło. To naprawdę zrobiło na mnie mocne wrażenie. To był prawdziwy humanizm, wykraczający poza sztywne przepisy. Byłem naprawdę zaskoczony. Niedługo po tym jak strzelano do robotników w Nowej Hucie, nie można było spotykać się w większej grupie niż trzyosobowa i to właśnie wtedy spotykaliśmy się w Krakowie i wszyscy dostali ślubowanie bodhisatwy. Powiedziałem, że ludzie powinni powstrzymać rząd i działać przeciw niemu, gdy to tylko możliwe lecz nie powinni rządu nienawidzić ponieważ przyczyną rządowych działań jest głupota i pomieszane uczucia, nic więcej.
I wtedy, w pomieszczeniu pojawiła się tak silna energia, że miałem trudności z wróceniem do ciała. A potem upadł mur berliński...
W wolnej Polsce wibracja zmieniła się z tej przypominającej ciężki gulasz, z podsłuchem w środku, na taką podobną do bąbelkującego szampana i taka zresztą pozostała aż do dzisiaj.
Naprawdę się cieszę widząc waszą dojrzałość, która w równym stopniu wynika z pokonania wielkiego wroga, jak też z przejrzystego myślenia. Z drugiej strony rozłożyliście ramiona i zagarnęliście do tej sytuacji całe bogactwo, całą wolność Zachodu. Dzielenie się tym z wami było dla mnie naprawdę wielką inspiracją. Cieszę się również, że utrzymaliśmy nasze związki, że wielu przyjaciół 76-go roku jest ciągle z nami i tak naprawdę nasza sprawa coraz lepiej się rozwija.
Na koniec chciałem wam jeszcze powiedzieć, że gdziekolwiek spojrzymy, czy będzie to Nowy York, czy San Francisco, Australia, czy Nowa Zelandia to wszędzie tam w ośrodkach są nasi starzy przyjaciele. Wszyscy oni potrafią połączyć ze sobą dwie rzeczy: własne spoczywanie w przytomności umysłu z bogactwem kraju, w którym się znaleźli. Taka rzecz naprawdę jest czymś wspaniałym. Pozwólmy sobie na kolejne 50 lat wspólnej pracy!