"Garść śmieci i kurzu"
Tłumaczenie: Ewa Zachara.
Gesze Ben wykonywał odosobnienie w górskiej grocie. Pokolenia joginów wyposażyły ją w proste drewniane drzwi, kamienny ołtarz i palenisko, pozostała jednak zwyczajną jaskinią, w której można było praktykować medytację w całkowitej samotności.
Kiedy odosobnienie dobiegało końca, Geshe Ben dowiedział się, że jego sponsorzy przyjdą następnego dnia aby przynieść nowe zapasy i otrzymać błogosławieństwo. W oczekiwaniu gości uprzątnął i odkurzył całą jaskinię, a na ołtarzu pięknie poukładał różnorodne ofiary. Następnie odsunął się o krok i z zadowoleniem podziwiał swe dzieło.
"Ojej!", wykrzyknął nagle, "a to dopiero piękna świątynia hipokryzji"!
Natychmiast sięgnął w ciemny kąt, schwycił garść śmieci i kurzu, poczym rozsypał to wszystko po nieskazitelnym ołtarzu.
"Niech zobaczą pustelnię i jej mieszkańca takimi, jakimi są", powiedział z uśmiechem. "Lepiej nic nie ofiarować, niż robić to tylko dla stworzenia pozorów".
Geshe Ben po prostu zrozumiał, że ofiary te, tak kunsztownie ułożone w świeżo wyszorowanej jaskini, nie były przeznaczone dla oświeconego Buddy, lecz dla jego własnego ego, chcącego zrobić wrażenie na dobroczyńcach.
"Teraz mogą mnie odwiedzić", pomyślał z zadowoleniem. Wiele lat później, kiedy Padampa Sangdzie, budda z Tingri, przybył z Indii i usłyszał tę opowieść, wykrzyknął: "Ta garść brudu była najlepszym ofiarowaniem, jakiego kiedykolwiek dokonano w Tybecie".