Odosobnienia dystans do codziennościAutor: Karola Schneider
Pierwsze
doświadczenia
Dokładnie
pamiętam, jak dumna byłam z mojego pierwszego odosobnienia. Lama Ole i Hannah
zabierali w owych czasach wiele osób na pielgrzymki, by pokazywać nam miejsca
pobłogosławione przez wielkich mistrzów medytacji.
Po
pielgrzymce, która prowadziła przez Rumtek - klasztor XVI Karmapy- do
Dardżylingu i Nepalu, miałam po raz pierwszy w życiu wykonać czterotygodniowe
zamknięte odosobnienie - chciałam medytować wolna od zbyt wielu rozpraszających
wrażeń. Skończyłam właśnie podstawowe praktyki - Nyndro - i miałam ochotę na
więcej.
Na
targu kupiłam worek prażonej mąki jęczmiennej, głównego składnika pożywienia
Tybetańczyków. Ponieważ przeczytałam historię życia Milarepy, który medytował w
najsurowszych warunkach w jaskiniach Himalajów i w ten sposób osiągnął
oświecenie w ciągu jednego życia, chciałam - zainspirowana jego entuzjazmem-
wszystko zrobić jak najlepiej. Pomyślałam, że odrobina ascezy (czytaj:
zadowolenie się tą tak naprawdę obrzydliwą papką jęczmienną) na pewno mogłaby
wspomóc mój rozwój. Kiedy Tenga Rinpocze, pod którego przewodnictwem
wykonywałam moje odosobnienie, zobaczył mnie z moim workiem, był szczerze
rozbawiony. Zapewnił, że dobre jedzenie będzie o wiele lepsze dla mojej
medytacji. PóĄniej często przychodził do mnie wieczorami i tak długo stroił
sobie żarty, aż w końcu nawet ja - a miałam wtedy wiele "świętych" wyobrażeń na
temat buddyzmu i Tybetańczyków - musiałam się śmiać, aż łzy ciekły mi po
policzkach. Niektóre z poniższych wyjaśnień pochodzą od Tengi Rimpocze. Choć
dzisiaj wspiera on stronę chińskiego kandydata, Urdziena Trinleja, jestem mu
wdzięczna za jego nauki.
Pogląd,
medytacja i współczujące działanie
Od
przyjęcia schronienia w 1979 roku poznałam różne formy odosobnień. W ostatnich
latach miałam na nie niestety coraz mniej czasu. Wykształcenie, praca i
aktywność w ośrodku pochłaniały lwią część mojego dnia. Ponieważ większość
ludzi na Zachodzie jest ciągle zabiegana, szczególnie dla nas ważne jest
pytanie, w jaki sposób możemy włączyć medytację w nasze życie, tak by stała się
jego częścią.
W
każdym przypadku nasz rozwój powinien wspierać się na trzech kolumnach:
-
zrozumieniu buddyjskich nauk, które określa się mianem poglądu,
-
medytacji, będącej kluczem do rzeczywistego wglądu w naturę rzeczywistości,
poznaną poprzednio poprzez pojęcia
-
aktywności czyli świadomego działania dla dobra wszystkich w codziennym życiu.
Ten
ostatni punkt oznacza zastosowanie w praktyce wyrażonych w czasie medytacji
życzeń, aby wszystkie istoty były szczęśliwe i by dobrze im się powodziło.
Pogląd, medytacja i współczujące, świadome działanie są równoprawnymi aspektami
naszego rozwoju. Jeśli któregoś z nich brakuje, nie będziemy mogli w pełni
zrealizować naszego potencjału.
Nie
zawsze łatwo jest o pewność, że jesteśmy na właściwej drodze. Z tego względu
bardzo pomaga nam w rozwoju wiedza na temat tych trzech kolumn. Czasem miałam
wątpliwości, myślałam, że muszę wykonać wiele dłuższych odosobnień, aby
osiągnąć oświecenie. Robiłam je też raz po raz. Jednak Lama Ole, który jest
moim rdzennym lamą, odradził mi kolejne odosobnienia "tak długo, jak długo jest
coś do zrobienia" - on sam żyje w myśl tej zasady, lecz z pewnością nie poleca
jej wszystkim swoim uczniom. Dziś wiem, o co mu chodziło. Słuchanie nauk,
wspólny czas z nauczycielem, praca w ośrodku ze wszystkim, co się z tym wiąże,
były wtedy ważniejsze dla rozwoju mojego i innych.
Dlatego
każdy z nas powinien się od czasu do czasu ponownie zastanowić, która z tych
kolumn jest w danym momencie najważniejsza, ewentualnie w jaki sposób można je
zintegrować z codziennym życiem. Im więcej mamy doświadczenia i wiedzy na temat
buddyjskiej drogi, tym łatwiej jest nam rozstrzygnąć, co powinniśmy robić w
danym momencie. W innym przypadku na pewno dobrze jest zapytać lamy.
Medytacja
w odosobnieniu nie jest żadną ucieczką przed światem, lecz rozszerzeniem
horyzontu naszych doświadczeń, prezentem dla nas samych i świata. Myślę, że
dojrzałość i psychologiczny nadmiar są niezbędną podstawą przede wszystkim dla
dłuższych odosobnień, w czasie których rzeczywiście konfrontowani jesteśmy z
wieloma wrażeniami, które dawniej były głęboko ukryte w naszym umyśle, lub
które z niego wypieraliśmy. Gdy pojawiają się one na powierzchni, na
odosobnieniu nie musimy robić dobrej miny do złej gry, tak jak to ma czasami miejsce
w codziennym życiu - możemy pozwolić sobie na to, by wewnętrzne węzły po prostu
rozsupłały się. Mogą nam w tym bardzo pomóc przyjaciele z ośrodków
odosobnieniowych, którzy wiedzą, co się z nami dzieje. To, kiedy nadchodzi
właściwy czas na odosobnienie i jak długo powinno ono trwać, jest kwestią
indywidualną.
Codzienna
praktyka
Przed
pójściem na odosobnienie powinniśmy się najpierw przyzwyczaić do codziennej
medytacji. Medytacja daje przestrzeń pozwalającą uwolnić się od negatywnych
wrażeń - w umyśle powstaje nieskończenie wiele dobra i coraz bardziej potrafimy
być świadomi, spoczywać w świeżości chwili. Nie chodzi o to, by się fizycznie
odprężyć, liczyć na przyjemne doznania lub "odwalić" tak dużo mantr, jak to
tylko możliwe. Medytacji trzeba się nauczyć, jest to ćwiczenie umysłu. Dlatego
nasi nauczyciele polecają na przykład powtórzenia jako metodę w podstawowych
praktykach. Czasem łatwo jest powtórzyć jakieś ćwiczenie 100 razy, a czasem
jest to bardzo trudne. Nie zależy to od samej praktyki, ale od naszego sposobu
przeżywania.
Bardzo
pomaga zorganizowanie sobie dobrego miejsca do medytacji - małego ołtarza z
aspektem buddy, na który medytujemy, namalowanym lub w formie posążka, z
przygotowaną poduszką - tym wszystkim, co tworzy spokojną, przejrzystą atmosferę.
Pomocny jest też uregulowany plan dnia. Doświadczenie mówi, że łatwiej jest
przeprowadzać poranne sesje medytacyjne, ponieważ wtedy tylko my sami o
wszystkim decydujemy, a wydarzenia dnia nie wywierają na nas jeszcze wpływu.
Wieczorem często jesteśmy zmęczeni i nie mamy dość dyscypliny, by usiąść do
medytacji.
Kiedy
wyrobiliśmy sobie już nawyk codziennej medytacji, możemy zaplanować większą
ilość sesji w któryś z weekendów. W ten sposób przyzwyczajamy się powoli do
odosobnień. Celem odosobnienia jest świadome uniezależnienie się od tych wrażeń
zmysłowych, które sprawiają, że nasz umysł staje się "dziki" - niespokojny i
rozproszony. Im mniej wpływją na nas zewnętrzne wrażenia, tym bardziej umysł
staje się skupiony. Możemy obserwować zarówno pojawiające się sytuacje jak i
wychodzące na powierzchnie nagromadzenia zmagazynowane w podświadomości. Mając
taką podstawę, będziemy rzeczywiście w stanie unikać przynoszących cierpienie
poglądów, przeszkadzających uczuć i nawyków. W ten sposób coraz lepiej uczymy
się utrzymywać te "wewnętrzne" odosobnienia także podczas codziennych sytuacji
- pozwalamy ciału biegać w kółko, ale umysł utrzymujemy w jednym miejscu.Taki
jest sens wszystkich medytacji, także tych krótkich. Jest to szczególna cecha
buddyzmu. Chodzi w nim zawsze o mądrość połączoną ze współczuciem, nie tylko o
samo współczucie. Często "leczniczo" działa na nas obserwacja, jak chwiejne
jest nasze nastawienie i wgląd w codziennym życiu - dopiero co wykonaliśmy w
medytacji mocne życzenia szczęścia dla wszystkich istot, a kiedy tylko
znaleĄliśmy się na ulicy, wyprowadziła nas z równowagi pierwsza lepsza
okoliczność. Łączenie ze sobą medytacji i praktyki w życiu codziennym jest
bardzo dobrym ćwiczeniem.
Odosobnienia
mogą mieć różną długość - od jednego weekendu do wielu miesięcy. Możemy
wykonywać je sami, z partnerem lub w grupach. Kiedy medytujemy samotnie,
jesteśmy bardziej skoncentrowani - inni nie odwracają naszej uwagi, w większym
stopniu jednak jesteśmy zdani na samych siebie. Kiedy pojawiają się silne uczucia,
możemy pozwolić im swobodnie przepływać przez umysł. Z drugiej jednak strony na
odosobnieniach grupowyach uczestnicy często pomagają sobie nawzajem w
przezwyciężeniu trudności. Dzięki wspólnej praktyce zachodzi między nimi
wymiana energii, czerpią korzyści z wzajemnej obecności - doświadczenia
poszczególnych osób inspirują wszystkich.
Nawet
wtedy, gdy chcemy praktykować samotnie, mamy dwie możliwości - nasze
odosobnienie może być otwarte albo zamknięte. W pierwszym przypadku w przerwach
pomagamy w ośrodku i korzystamy z jego oferty - wykładów lub wspólnych
medytacji. Podczas zamkniętych odosobnień nie rozmawiamy z nikim, lub
kontaktujemy sie tylko ze specjalnie wybranymi osobami, które udzielają nam
wskazówek. Ta ostrzejsza forma odosobnienia godna jest polecenia dopiero wtedy,
gdy już dobrze zapoznaliśmy się z podstawowymi praktykami lub już je
zakończyliśmy.
Zasługa
i mądrość
Dlaczego
w ogóle mamy ptaktykować przez dłuższy czas na odosobnieniu? Czy codzienne
medytacje nie wystarczają, by uzyskać wgląd w naturę rzeczywistości?
To
zależy. Wielcy mistrzowie, dawni a także współcześni, jak np. Lobpyn Tseczu
Rimpocze, spędzili na odosobnieniach wiele lat. Inni wykazali, że bliski
związek z nauczycielem i praca dla innych także prowadzą do rozwoju i wyzwolenia.
W swojej esencji te dwie drogi - wieloletniego odosobnienia oraz łączenia
medytacji ze współczującym działaniem w życiu - nie różnią się od siebie.
Oświecenie
jest jednością mądrości i współczucia. W wielkiej drodze (mahajanie) medytację
postrzega się jako klucz do poznania, natomiast życie z jego różnorodnymi
wyzwaniami jako trening współczucia, najistotniejszej cechy bodhisatwy.
Bodhisatwa ma odwagę podążać ku
oświeceniu gdyż rozumie, że cierpienie nie jest rzeczywiste, lecz podobne do
snu, z którego każdy może się obudzić.
W
diamentowej drodze (wadżrajanie) współczucie i mądrość rozwija się dzięki
wykonywaniu fazy budowania i fazy spełniającej w medytacji. Aby móc te fazy
właściwie stosować, potrzebujemy wprowadzenia nauczyciela. Na podstawie tego
wprowadzenia w prawdziwą naturę przeżywającego i zjawisk, które są przeżywane,
ćwiczymy w medytacji wgląd i próbujemy go utrzymać, także po jej zakończeniu.
Faza budowania, która związana jest z wyobrażeniami buddów i ich pól mocy,
ćwiczeniami ciała i mantrami, przynosi rozwój współczucia i zrozumienie, że
umysł nieustannie gra z samym sobą. Faza spełniająca daje nam dostęp do
mądrości podobnej przestrzeni - ponadczasowej, niezmiennej natury umysłu.
Poprzez praktykowanie obu faz powstaje w nas zrozumienie, że podstawą
przeżywania jest zawsze umysł, a zatem nie można oddzielić medytacji od fazy
pomedytacyjnej, zwanej też inaczej życiem codziennym. Tym, co nas ogranicza, są
nawyki i przeszkadzające uczucia, a na subtelniejszym poziomie - kurczowe
trzymanie się wyobrażeń na temat rzeczywistości. Medytacja tworzy pozytywne
przyzwyczajenia przeciwdziałające tym z nich, które przynoszą cierpienie -
działa nawet wtedy, jeśli na początku nie rozumiemy do końca mechanizmu jej
funkcjonowania.
Zaletą
krótkich medytacji jest to, że łatwo możemy je włączyć do naszej wypełnionej
zajęciami codzienności, jednak być może nie zawsze poruszają nas one w
wystarczającym stopniu i nie dość głęboko przeobrażają nasz wgląd. Nie
uzyskujemy wystarczającego dystansu do naszych projekcji i nawykowych schematów
w myśleniu i działaniu. Przy dłuższych medytacjach możemy zdobyć inne
doświadczenia. Może się na przykład zdarzyć, że dopiero po kilku dniach
zauważamy, jak trudno jest nam uspokoić umysł i doprowadzić do tego, by
przestał wreszcie biegać to tu, to tam. Tego rodzaju doświadczenia z reguły nie
powstają podczas krótkich sesji medytacyjnych. Dłuższe odosobnienia dają
większy dystans do codzienności. Opuszczamy znajome otoczenie i osoby, do
których jesteśmy przyzwyczajeni i nagle rzeczywiście zostajemy sam na sam ze
swoim umysłem. Milarepa powiedział kiedyś, że porzucenie ojczyzny jest
pierwszym krokiem na drodze do oświecenia. Ojczyzna oznacza tu przede wszystkim
przyzwyczajenia, nie konkretny kraj. Niemniej jednak opuszczenie własnego
podwórka na jakiś czas bardzo wspiera nasz rozwój. Dużo można się również
nauczyć choćby tylko podróżując, poznając obce nam wyobrażenia i sposoby, w
jakie kształtuje ludzi inne społeczeństwo. Jeżeli udamy się na odosobnienie do
miejsca oddalonego od domu, najlepiej pobłogosławionego, będzie to bardzo,
bardzo korzystne.
Przebieg
odosobnienia
Pobłogosławione
miejsca to takie, w których stoi stupa, gdzie medytowali, udzielali nauk czy
inicjacji urzeczywistnieni nauczyciele lub gdzie dużo już praktykowali przyjaciele
z sangi. Wiele z naszych ośrodków posiada pomieszczenia przeznaczone na
odosobnienia - szczególnie dobrze nadają się do tego celu ośrodki położone z
dala od miast. Mamy tam czyste powietrze, piękny widok, otoczeni jesteśmy
naturą, w czasie krótkich spacerów nikt nam nie przeszkadza. Zgodnie z
tradycją, podczas odosobnienia dzień podzielony jest na cztery sesje
medytacyjne: krótką przed śniadaniem, dwie dłuższe: przed i po południu oraz
krótką wieczorem. Aby przyzwyczaić się do odosobnień, należy zacząć od
krótszych okresów, trwających jeden weekend lub dwa razy po dwa dni z jedym
dniem przerwy w środku. PóĄniej można medytować przez tydzień lub dwa.
Na
początku odosobnienia spisujemy sobie plan dnia, który powinien być możliwy do
zrealizowania. Nie należy popełniać błędu i obiecywać sobie zbyt wielu rzeczy,
bo i tak nie uda się tych obietnic dotrzymać. Nawet drobne przyrzeczenia
noworoczne, jak np. "schudnę pięć kilo i rzucę palenie" nie są bez znaczenia.
Kiedy choćby raz nie dotrzymaliśmy słowa, tracimy zaufanie do samych siebie.
Nasz
plan powinien być zgodny z tym, czego sobie rzeczywiście życzymy - najlepiej
jest powiesić go tak, by ciągle wpadał nam w oko. Podział dnia na cztery sesje
medytacyjne nie jest obowiązkowy. Kiedy jednak trzymamy się tego schematu,
zaczynamy odosobnienie od popołudniowej sesji. Ta pora dnia przyporządkowana
jest aktywności chroniącej w pełen mocy sposób, dlatego rozpoczynanie
odosobnienia po południu uważane jest za dobry znak, mówiący że praktyka
przebiegnie bez przeszkód. Odpowiednio kończymy odosobnienie po śniadaniu,
który to czas związany jest z aktywnością pomnażającą - jest to znak, że
poprzez ofiarowanie pozytywnych wrażeń z medytacji, które wykonaliśmy, dobro
zwielokrotni się i będzie wzrastać.
Można
robić też tylko trzy sesje - lub też więcej, za to krótszych. Także kwestia
surowości odosobnienia jest bardzo indywidualna. Zasadniczo podczas
podstawowych praktyk zamknięte odosobnienia nie są konieczne. Powinno się po
prostu unikać tego co nas rozprasza, przede wszystkim małostkowych,
nieoświeconych poglądów. Pod tym względem rozmawianie w przerwach z
przyjaciółmi, którzy też praktykują dharmę, może być bardzo pożyteczne,
rozluĄnia nas i wspomaga. Jednak gdy coś nadmiernie absorbuje naszą uwagę, np.
plotki lub oglądanie telewizji, będzie nas to tylko rozpraszać i dlatego
podczas odosobnienia lepiej z tych rzeczy zrezygnować. Sensowne jest natomiast
gruntowne przeanalizowanie jakiegoś określonego buddyjskiego tematu. Kiedy na
przykład wykonujemy praktykę Diamentowego Umysłu, dobrze jest poświęcić uwagę
objaśnieniom na temat przyczyny i skutku oraz czterech oczyszczających mocy,
które umożliwają oczyszczenie wszelkich negatywnych wrażeń z podświadomości.
Ochrona
i wdzięczność
Poniższe
wyjaśnienia przeznaczone są przede wszystkim dla tych, którzy chcą medytować na
zamkniętym odosobnieniu - nie są one niezbędne podczas krótkich i otwartych
retreatów. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych mogą one brzmieć nieco
tajemniczo. Mimo to chciałałabym o nich wspomnieć, aby ten tekst stał się
kompletny.
Kiedy
już rozgościliśmy się w naszym pokoju, zaopatrzyliśmy się we wszystkie
potrzebne drobiazgi i napisaliśmy sobie plan, możemy ofiarować drobne smakołyki
miejscowym energiom i strażnikom czterech stron świata.
Najpierw
dziękujemy lokalnym mocom. Mam tu na myśli zarówno ludzi, jak też inne istoty.
Dla tych ostatnich wystawiamy na zewnątrz talerz z owocami, ciastkami i
kadzidłami i dziękujemy im za piękne miejsce. Mówi się, że są one w stanie
przyjmować tego rodzaju pożywienie. Osoby zaś, które wspomagają nasze
odosobnienie, a więc gotują, udostępniają nam pomieszczenie itd., dzielą z nami
zasługę z naszej praktyki. Można po ukończeniu odosobnienia np. dać im jakiś
prezent, aby im podziękować - robimy to według własnego uznania.
Następnie
przywołujemy strażników czterech stron świata. W Azji, w buddyjskich
klasztorach, są oni namalowani obok wejść lub też stoją przy bramach w postaci
rzeĄb. Są to istoty posiadające w umyśle bardzo wiele dobrych wrażeń - mają z
tego powodu dużą moc. Strażnicy ci obiecali pomagać praktykującym na
odosobnieniach. Dlatego też na początku odosobnienia składamy im dary w postaci
czegoś do jedzenia. Oba talerze wystawiamy na zewnątrz, nie przechowujemy ich w
pokoju. Na końcu odosobnienia powtarzamy całą procedurę jeszcze raz i
dziękujemy za otrzymane wsparcie. Wreszcie ofiarowujemy zasługę zgromadzoną
poprzez odosobnienie - czynimy życzenia, aby dzieki niej wszystkie istoty
osiągnęły szczęście i oświecenie. Każde ofiarowanie wynosi wszystko na
ponadosobisty poziom i sprawia, że dobro płynące z naszej praktyki staje się
ponadczasowe.
Mam
nadzieję, że moje wywody zachęcą Was do wykonywania odosobnień, dzięki którym
będziecie mogli rozwinąć więcej duchowej swobody. Życzę nam wszystkim, abyśmy w
tym życiu odkryli, że nie ma żadnej różnicy między medytacją a fazą
pomedytacyjną, nazywaną też życiem codziennym.