Jesteśmy architektami własnego życiaAutor: Dzigme RinpoczeTłumaczenie: Kasia Biała
Każda istota ma jakieś wady i słabości, wynikające
z osobistych uwarunkowań. Jednocześnie posiadamy wszyscy pewną doskonałą,
wrodzoną właściwość - naturę buddy. Aby mogła się ona przejawić, musimy jedynie
usunąć zasłony z naszego umysłu. Rzeczywistość, której teraz doświadczamy,
nieuchronnie przynosi cierpienie. Musimy stać się świadomi naszej sytuacji
- dopiero wtedy będziemy potrafili użyć odpowiedniego antidotum przeciwko
swoim słabościom.
Przede wszystkim musimy sobie uświadomić kim i
jacy naprawdę jesteśmy. Tylko wtedy osiągniemy sukces - odnajdziemy drogę
do rozpoznania naszej prawdziwej natury, która nie jest ani powierzchowna
ani pełna emocji. Dlatego powinniśmy podjąć następujące działania:
1. Rozpoznać własną sytuację.
2. Zmienić swoje zachowanie tak, żeby zmniejszyć
cierpienie.
3. Oczyścić umysł i tym samym pogłębić świadomość
jego prawdziwej natury.
Niezależnie od tego, czy znajdujemy się na drodze
duchowego rozwoju, czy też nie, wciąż mamy własne życie do przeżycia. I chociaż
sytuacje zewnętrzne być może pozostaną takie same, możemy zacząć zmieniać
sposób reagowania na nie. Ponieważ nasze umysły znajdują się obecnie pod bardzo
dużym wpływem siły nawyku, każda próba natychmiastowej zmiany wewnętrznych,
ograniczających tendencji, prawdopodobnie szybko zawiedzie. Postęp może nastąpić
wyłącznie stopniowo, małymi krokami. Jeżeli będziemy pracować nad przekształceniem
obecnych nawyków, z czasem nasze rozumienie zjawisk rzeczywiście się pogłębi.
Wielkie zmiany mają miejsce bardzo rzadko, drobne natomiast wydarzają się
z dnia na dzień, co często umyka naszej uwadze. Byśmy mogli odnieść sukces,
musimy się zatem zdobyć na cierpliwość i wytrwałość.
Nasze umysły pokryte są obecnie wieloma zasłonami.
Codziennie podsycamy własne stresy i frustracje. Powinniśmy się starać zmniejszyć
napięcie we wszystkich aspektach naszego życia. Każdy z nas jest inny, dlatego
rezultaty praktyki będą w przypadku każdego z nas odmienne. Zmierzamy do osiągnięcia
oświecenia albo oświeconej postawy. Jeśli przyjrzymy się wielkim bodhisattwom,
którzy dawniej osiągnęli niemal doskonałą oświeconą postawę, może się nam
to wydać prawie nieosiągalne, zbyt dalekie od naszej obecnej sytuacji. Niemniej
jednak mamy te same możliwości - by je w sobie przebudzić, musimy w którymś
momencie zrobić pierwszy krok. Teraz.
Oświecona postawa jest całkowitą otwartością na
to, co nie jest naszym ego. Powinniśmy na wewnętrznym poziomie zaakceptować
wszystko, co się wydarza, niezależnie od tego, czy nam to odpowiada, czy też
nie. Taka otwartość w naturalny sposób zredukuje stres i pogłębi nasze zrozumienie.
To z kolei sprawi, że umysł stanie się przejrzysty, a dzięki temu pogłębi
się nasz wgląd. Proces ten będzie postępował dalej.
W rozwijaniu oświeconej postawy powinien nam towarzyszyć
spokój umysłu. W tej chwili ciągle pielęgnujemy nadzieje i obawy, na skutek
czego nasze działania są splamione. Z jednej strony boimy się niepowodzeń,
natomiast z drugiej mamy określone pragnienia. Myślimy np. : "Muszę osiągnąć
sukces" albo "Nie mogę zawieść".
Wszystko zabarwiamy oczekiwaniami, nadziejami.
To nam przesłania prawdziwy stan rzeczy i psuje naszą wizję świata. W konsekwencji
gubimy się w nieustannym usiłowaniu - chociaż próbujemy zrozumieć świat i
właściwie przystosować się do życia, ciągle nam się to nie udaje. Spokój umysłu
to widzenie rzeczy takimi, jakimi są naprawdę. Najpierw powinniśmy jasno zobaczyć,
co się dzieje, a dopiero potem dostosować do wydarzeń własne działania, bez
poddawania się emocjom. Do osiągnięcia takiej umysłowej równowagi niezbędne
jest ćwiczenie umysłu w rozwijaniu dobrych nawyków. Niezależnie od tego, czy
widzimy rzeczy jako dobre czy też jako złe, pomocne albo irytujące, powinniśmy
poświęcić pewien czas na zbadanie każdej sytuacji i zrozumienie, jaka jest
naprawdę. Oświecona postawa, trening umysłu - jego zrównoważenie i przejrzystość
- są ze sobą wzajemnie powiązane. Postępy w rozwoju każdego z tych elementów
będą korzystnie oddziaływać na pozostałe.
Działania podejmujemy zazwyczaj w odpowiedzi na
własne potrzeby - gdy jest inaczej, efekty tego co robimy nie są najczęściej
trwałe ani skuteczne. Podobnie, aby położyć kres cierpieniu, powinniśmy wzbudzić
w sobie pilną potrzebę pozbycia się go. Cierpienie pojawia się w relacjach
z innymi, z naszym otoczeniem. Na przykład w pracy ludzie często zupełnie
niepotrzebnie stwarzają różne nieprzyjemne sytuacje. Można to zmienić. Jednym
ze sposobów jest obserwowanie naszych związków z innymi. Kiedy powstaje konflikt,
powinniśmy widzieć go w następujący sposób:
"Trucizną jest tu moje zaabsorbowanie sobą. "
"Cały konflikt powstał dlatego, że oni nie działają
zgodnie z moimi oczekiwaniami. "
"Czy rzeczywiście mój sposób widzenia jest właściwy,
czy też nie? ".
Przyczyną trudności jest zwykle nasza odruchowa
niechęć do brania pod uwagę innych. Dlatego w relacjach z nimi powinniśmy
ich właśnie stawiać na pierwszym miejscu, nie zaś uważać za przeszkody. Powinniśmy
uznać, że oni również mają pewne dążenia, takie same jak my, chociaż być może
posiadają inne poglądy. Zrozumienie ich sprawi, że nasze wzajemne relacje
staną się łatwiejsze, bardziej otwarte i mniej konfliktowe. Powodem niewłaściwego
funkcjonowania jest przeważnie niewłaściwe nastawienie. Natomiast zainteresowanie
dobrem innych, zamiast własnym, zmienia wszystko na lepsze.
Kiedy nie widzimy rezultatów naszych starań, natychmiast
doszukujemy się w nich błędu. Tymczasem często właśnie ta postawa jest błędem
- być może po prostu nasze oczekiwania były zbyt wielkie.
Czasem, zanim zaczniemy naprawdę działać, czekamy
na nadejście idealnej sytuacji i w rezultacie nigdy nie ruszamy z miejsca.
Chociaż podjęliśmy już decyzję uczynienia czegoś właściwego, w praktyce nic
się nie dzieje, ponieważ brakuje nam konsekwencji. By to zmienić, powinniśmy
przyjrzeć się zwykłej, codziennej trudnej sytuacji i spróbować określić, co
się właściwie wydarzyło. Najpierw postarajmy się rozpoznać własne reakcje
na daną sytuację. Może się okazać, że często działamy na zasadzie: "Nie lubię
tego! " albo "Taki już jestem", nigdy natomiast nie zadajemy sobie pytania
"Dlaczego taki jestem? " albo "Dlaczego zawsze mówię, że czegoś nie lubię?
" itd. Tymczasem to właśnie taki sposób myślenia prowadzi do powstawania awersji
- nasze niechęci tworzymy sami. Często przenosimy te uprzedzenia na wszystkie
relacje z ludĄmi. Zapytajmy samych siebie, dlaczego tak jest. To może być
punkt zwrotny, od którego rozpoczną się wielkie zmiany w naszym życiu. Metoda
ta nie działa jednak sama przez się - sposobności do jej zastosowania dostarczają
nam dopiero inni.
Kluczem do otwartości jest zadowolenie. Tymczasem
naturalną cechą każdego z nas jest zachłanność. Myślimy: "Rzeczy muszą się
wydarzać tak, jak sobie tego życzę! ". Takie podejście wzmacnia frustracje
i w konsekwencji doświadczamy braku satysfakcji. BądĄmy realistami, rozsądnymi
i skutecznymi w dążeniu do celu. Oświecona postawa to również branie pod uwagę
punktu widzenia innych. Ta zasada zawsze powinna znajdować się w centrum naszego
zainteresowania. Większość sytuacji jest płynna, toteż i my powinniśmy być
elastyczni. Nie jesteśmy komputerami, a zysk i wydajność nie powinny być naszym
jedynym zmartwieniem. Powinniśmy działać w sposób pełen życzliwości, nawet
jeżeli nie jest to jeszcze na razie w pełni spontaniczne. Bycie miłym wobec
ludzi, których lubimy, to żadna sztuka - chodzi o to, żeby ta zdolność objęła
wszystkich, wszystkie istoty. BądĄmy też uważni i wytrwali - w przeciwnym
razie zrezygnujemy po kilku próbach. Naturalna życzliwość nie trwa zwykle
długo, powinniśmy ją umacniać i rozwijać. Prawo przyczyny i skutku działa
bez jakichkolwiek wyjątków, a życzliwość prowadzi do lepszych rozwiązań wszelkich
konfliktów. W obliczu awersji należy zawsze wywoływać w sobie życzliwość.
Nazbyt intelektualne zrozumienie nauk jest niebezpieczne. Spokoju umysłu nie
da się zmierzyć tak jak tętna. Skutki pozytywnych działań są niewątpliwe,
chociaż nie zawsze widoczne na pierwszy rzut oka.
Życzliwość zawsze prowadzi do pozytywnych stanów
umysłu. Jednym z nich jest poczucie wdzięczności. Na przykład, jeśli kupiliśmy
w sklepie ryż i potem w domu gotujemy go na kolację, pomyślmy przez chwilę
o ludziach, którzy go wyhodowali, pomyślmy z uznaniem o ich wysiłku. W ten
sposób nasza życzliwość będzie wzrastać, a to właśnie dzięki niej wykuwamy
wgląd. Za każdym razem, kiedy uświadomimy sobie ten mechanizm, poczujemy się
lepiej.
Przeciwieństwem życzliwości jest napięcie - w tkwiącym
w ułudzie umyśle powstaje ono automatycznie. Powinniśmy sprzeciwiać się tej
tendencji, być świadomi własnych myśli i badać, czy mają one jakiś sens. Im
bardziej jesteśmy skupieni i osadzeni we własnym centrum, tym głębsze będzie
nasze zrozumienie. Zawsze analizujcie znaczenie własnych działań. BądĄcie
ich świadomi i rozwijajcie w ten sposób potencjał umysłu.
Zazwyczaj wydaje nam się, że skoro raz coś usłyszeliśmy,
to już to rozumiemy. Podobny stosunek mamy do ludzi - widzimy ich i wydaje
nam się, że już ich poznaliśmy. Tymczasem nie zawsze jest to takie proste.
BądĄmy otwarci. Zawsze lepiej jest wziąć poprawkę na inne możliwości, niż
się na nie zamykać lub zbyt kurczowo trzymać się własnych poglądów.
W rozwoju naszego potencjału bardzo pomocna jest
formalna medytacja. Jej celem jest pogłębienie przejrzystości umysłu. Umysł
sam w sobie posiada zdolność dotarcia do swej pierwotnej jasności. Medytacja
niczego tutaj nie dodaje, ani nie zmienia - usuwa jedynie zasłony, które utrudniają
umysłowi dostrzeżenie własnej prawdziwej natury. Rozproszony umysł nie potrafi
się skupić, lecz błądzi lub podąża za łańcuchami najróżniejszych skojarzeń
i poglądów. Dzięki medytacji możemy pomóc mu powrócić do Tu i Teraz. Medytacja
nie jest robieniem czegoś. To przebywanie w przytomności umysłu - spoczywaniu
temu towarzyszy spokój. Cokolwiek się wydarza, wewnątrz lub na zewnątrz, nie
zatrzymujemy tego, ani nie odpychamy. Ponieważ nie ma to żadnego znaczenia,
po prostu puszczamy to. Nastawienie umysłu podczas medytacji powinno być wolne
od oczekiwań i koncepcji, od pragnienia, żeby coś się wydarzyło. Wtedy będzie
ona skuteczna.
Często trzymamy się pewnych ustalonych poglądów
na naturę umysłu, albo medytację - mamy na ten temat sporo błędnych koncepcji.
Na przykład myślimy: "Umysł jest pusty" albo "Muszę powstrzymać myśli i uczucia.
" Jesteśmy przeświadczeni, że koniecznie musimy coś zrobić, ale to jest w
rzeczywistości przeciwieństwem medytacji. Na przykład kiedy podczas medytacji
nie bardzo wiemy jak medytować, po kilku sekundach zaczynamy się rozglądać
dookoła i pytamy samych siebie: "Czy ja aby na pewno dobrze medytuję? Czy
w tym pokoju jest dostatecznie cicho? Kiedy wreszcie skończą się te hałasy?
"
Tymczasem prawdziwą przeszkodą są właśnie owe obawy
i oczekiwania. Powinniśmy się rozluĄnić. Cokolwiek się wydarza, puśćcie to.
Tak naprawdę nie istnieje "dobra" albo "zła" medytacja. Nie przejmujcie się
w ogóle tym, czy zajmujecie się kontemplowaniem czegoś, czy też nie. BądĄcie
po prostu świadomi własnego funkcjonowania. Po prostu bądĄcie - niczego nie
róbcie ani nie dodawajcie. Medytacja jest jak każde inne działanie - najpierw
potrzebna jest teoria, a potem następuje jej zastosowanie w praktyce. W rzeczywistości
jest ona przejrzystym stanem pozbawionym oczekiwań.
Mamy skłonność do oceniania wszystkiego, co zrobiliśmy
w przeszłości i odrzucania tych działań, które uznaliśmy za negatywne. Tymczasem
skuteczniejsze byłoby spojrzenie na dane doświadczenie pod kątem tego, jakie
korzyści przyniosło. Powinniśmy postrzegać to, co przeżywamy nie jako Ąródło
konfliktu z samym sobą, lecz jako sposobność lepszego zrozumienia siebie.
Wszystkie "złe" medytacje są w rzeczywistości "dobrym"
wsparciem dla lepszego spoczywania w umyśle. Warunkiem takiego osadzenia jest
nie stwarzanie, nie produkowanie niczego. Świadomość jest po prostu przytomna
i otwarta na cały wachlarz zjawisk. Nawet samo sprawdzanie, czy rzeczywiście
nie ma w tym żadnego stwarzania, jest już właśnie stwarzaniem. Naturalnie
medytacja nie jest stanem, który można opisać w zwykły sposób, ponieważ słowa
i określenia nie są "tym" stanem - spoczywaniem w tym, co się wydarza.
Dobrą techniką jest pozostawienie ciała i umysłu
w uspokojeniu. Tak jak w przypadku wzburzonej wody - kiedy ją zostawimy w
spokoju, wszystkie zanieczyszczenia opadną na dno i stanie się znowu przejrzysta.
Zredukujcie stwarzanie myśli - puśćcie je wolno i przebywajcie w chwili. Nie
usiłujcie czegokolwiek robić. Tak jak w przykładzie z wodą - jeśli staramy
się coś z niej usunąć, zmącimy ją i straci przejrzystość. Dlatego nie ingerujmy.
Ten stan spokoju i przytomności jest doskonałą obecnością - by to lepiej zrozumieć,
możemy się posłużyć przykładem magnetofonu, który nagrywa wszystko, bez selekcjonowania
i oceniania. Nie chodzi bynajmniej o zakrywanie oczu, czy zatykanie uszu.
Jeśli na przykład podczas medytacji zmieni się światło i pomyślimy: "Chmurzy
się coraz bardziej, może zacząć padać" - to w tym komentarzu nie ma już medytacji.
Jeżeli słyszymy rozmowy i zastanawiamy się: "Co też oni mówią? ", wtedy również
nie medytujemy. W takim przypadku powinniśmy powrócić do medytacji i nie podążać
za myślami. Patrzmy na podobne zjawiska po prostu jak na przedstawienie.
Dogodne warunki do medytacji to spokojne miejsce,
w którym nie słychać na przykład muzyki, natomiast kompletna cisza nie jest
niezbędna przez cały czas. Stopniowo nauczycie się integrować ze swoją medytacją
wszystkie zewnętrzne wydarzenia, takie jak rozmowy innych itd. Wszystkie te
zjawiska po prostu są takie, jakie są - ani dobre, ani złe. Na początku będziecie
wciąż na nowo wpadać w pułapkę niezbyt głębokiego osadzenia w koncentracji.
Jednak jedyną prawdziwą przeszkodą w medytacji jest reagowanie na myśli i
ocenianie ich jako dobrych lub złych. Stopniowo integrujcie z medytacją wszystko,
co się wydarza podczas sesji medytacyjnej. Jeśli będziecie czasami rozproszeni
i uświadomicie to sobie, rozproszenie odejdzie. Częstą przeszkodą jest praktykowanie
medytacji dla osiągnięcia postępu czy określonego rezultatu. Mamy skłonność
do sprawdzania, czy coś jest dobre, czy złe, lepsze czy gorsze. To są jedyne
prawdziwe przeszkody w medytacji. Nawet jeśli wasza medytacja była spokojna,
a potem oceniliście ją jako dobrą, oznacza to, że wcześniejsza sesja nie była
taka dobra, albo następna nie będzie.
Tak naprawdę ważna jest zdolność rozpoznawania
- kiedy widzicie coś nieprawidłowego, oznacza to również, że jesteście w stanie
to zobaczyć. Dostrzeganie tego oznacza, że zdolność rozpoznawania jest obecna.
Sama świadomość, że tak jest, redukuje napięcie. Wówczas cokolwiek się wydarza,
jest dobre, ponieważ potwierdza, że umysł jest obecny i przytomny.
Medytacja i życie codzienne nie są tym samym. To,
co się wydarza podczas sesji medytacyjnej, nie ma znaczenia samo. Powinniśmy
przenieść ten trening osadzenia w umyśle na codzienne życie. Jeśli staramy
się być zawsze obecni w Tu i Teraz, stopniowo wytworzymy nawyk przyjmowania
z otwartością każdej życiowej sytuacji.
Jak uspokajamy umysł? Jak wytyczamy mu "nowe szlaki"
i budujemy w nim pożyteczne nawyki? Czynimy to poprzez świadomy trening. Na
początku wyznaczcie sobie na medytację pewien czas, nawet tylko kilka minut
- praktykujcie dopóki jest to przyjemne i wolne od napięcia. Chodzi o to,
żeby poczuć rozluĄnienie i wygodę - luksus "nie robienia niczego". Jeżeli
pojawia się niepokój i całe doświadczenie przestaje być przyjemne, zakończcie
sesję. Jednocześnie medytacja wcale nie powinna się na tym kończyć. Kontynuujcie
ją w codziennym życiu, tak jak to opisałem wcześniej. Odważnie i głęboko wchodĄcie
w różne życiowe sytuacje, zbliżcie się do innych ludzi, bądĄcie bardziej otwarci
i rozwijajcie własne zrozumienie. Jeśli utrzymujecie oświeconą postawę tylko
w teorii i nie będziecie stosować jej w życiu, nie przyniesie to rezultatów.
W każdym momencie powinniśmy przypominać sobie
jasno, że naszym ostatecznym celem jest osiągnięcie stanu buddy. Zanim osiągniemy
ten cel, musimy usunąć wszystkie splamienia umysłu. To jak żyjemy i jak doświadczamy
naszego życia obecnie, jest bardzo ważne i pomoże nam w osiągnięciu celu.
Przyjrzyjcie się wszystkim wydarzeniom jakiegoś dowolnie wybranego dnia. Zauważycie,
że niektóre łatwo jest sobie przypomnieć, a inne bardzo trudno. Oznacza to,
że w ciągu dnia nasz umysł był przytomny i obecny tylko czasami - pomiędzy
tymi chwilami byliście zupełnie nieobecni. Uważna obserwacja może nam uzmysłowić,
że bardzo często jesteśmy rozproszeni - błądzimy myślami w przeszłości albo
w przyszłości, nie potrafimy rzeczywiście spoczywać w teraĄniejszym momencie.
W takich chwilach na scenę wkraczają emocje. Jeżeli pracujemy z umysłem, staje
się on przytomny zarówno w medytacji, jak też w codziennym życiu. Im bardziej
jesteśmy obecni w Tu i Teraz, tym mniej cierpimy. Ta przytomność będzie się
w nas stopniowo umacniała. Proces ten oczywiście zabiera dużo czasu, ale również
nasze zewnętrzne warunki będą się jednocześnie zmieniać na lepsze - postęp
będzie widoczny wszędzie.
Medytować można zawsze, jednak niektóre okresy
dnia uważane są za korzystniejsze dla praktyki, a inne za mniej sprzyjające.
Bardzo dobry jest wczesny ranek. Zaczynamy dzień bez natłoku myśli, jest to
również stan wolny od tendencji do ponownego popadnięcia w senność. Umysł
jest wtedy bardziej przejrzysty i świadomy, niż w innej porze dnia. Rano powinniśmy
przyjąć Schronienie i wzbudzić w sobie oświeconą postawę. Następnie podczas
dnia rzeczywiście podejmujemy prawdziwe wysiłki przynoszenia pożytku każdemu,
kogo spotkamy. Wówczas powoli i sukcesywnie, dzień po dniu, nasze życie będzie
się stawało coraz lepsze.
Kończymy dzień w podobny sposób - ofiarowujemy
nasze dobre działania wszystkim istotom, życząc im jednocześnie osiągnięcia
oświecenia. Przed samym zaśnięciem powinniśmy znów przywołać ten stan umysłu.
Należy go wzmacniać w każdym momencie, najważniejsze jest jednak to, żebyśmy
zaczynali od niego i kończyli nim każdy dzień.
Istnieje
pewna pospolita trudność, którą trudno jest przezwyciężyć - jest nią myślenie:
"Nie mam czasu". Tymczasem wystarczy kilka minut rano i wieczorem. Istotne
jest jak "nastroimy" umysł. Naprawdę to wszystko jest bardzo relatywne. Przyjrzyjmy
się, ile czasu codziennie marnujemy. Wieczorem zastanówmy się, co tak naprawdę
zdołaliśmy w ciągu dnia zrobić. Jeżeli bez trudu przypominamy sobie nasze
działania i inne wydarzenia, oznacza to, że nasz umysł był obecny i przytomny
- należy to uznać za dobry znak. Oczywiście każdemu może się zdarzyć gorszy
dzień - to normalne.
Starajcie się sprawdzać samych siebie i dążyć do
osiągnięcia pewnej równowagi. Spróbujcie osiągnąć zrozumienie i dzięki niemu
widzieć przejrzyście. Ogólnie mówiąc, negatywne działania przypominają odpadki
porzucone w piwnicy - jeżeli o nich zapomnicie, po pewnym czasie zaczną śmierdzieć.
Rozsądnie jest przyjrzeć się sobie każdego wieczora i następny dzień zacząć
od pewnych zmian. W przeciwnym razie w każde nowe jutro wnosimy wczorajsze
śmieci.