GliwiceAutor: Katarzyna Hamela
Pierwszy ośrodek buddyjski na Śląsku powstał w Katowicach - stamtąd się wywodzimy. Potem, na początku lat 90-tych, pojawiło
się kilku młodych gniewnych także w Gliwicach. Zafascynowani "Moją drogą do Lamów", usilnie szukali kontaktu z sobie podobnymi.
Centrala podawała wówczas namiary na mieszkającego wtedy w naszym mieście Leszka Biolika. To on od samego początku wykonywał
lwią część pracy i organizował dla paru osób spotkania w domu swojej mamy. Chcemy przy okazji bardzo podziękować im obojgu
za tę cenną pomoc. Leszek potrafił przyjeżdżać na sesje i wykłady nawet z drugiego końca Polski (jest muzykiem i często koncertuje),
co dużo mówi o jego zaangażowaniu i dyscyplinie. To była naprawdę zamierzchła epoka - czasy prawdziwie "szeptanego przekazu".
W 1996 roku Daniel rzucił propozycję, że możemy wynająć salę na rubieżach Gliwic, w Łabędach (jakieś 15 min. jazdy od centrum).
Rok później odwiedził nas Ole i z miejsca zawołał: "To musi być nasze". Dzięki jego wsparciu finansowemu rzeczywiście byliśmy
w stanie wykupić pierwszą salę. Potem stopniowo naszą własnością stawały się kolejne sąsiadujące pomieszczenia, jednak o kuchnię
i pozostałe dwie sale stoczyliśmy prawdziwą batalię z telewizją kablową, która miała tam swoją siedzibę. Bardzo wojowniczo
nastawił nas do starcia Karol. Obmyślił szczególną strategię - najpierw zaproponował spółdzielni przetarg, a potem wywindował
cenę za m2 do poziomu wyższego, niż w Nowym Yorku. Konkurencja, będąc przy zdrowych zmysłach, wymiękła ponieważ to ona dokonała
ostatniej licytacji! W rezultacie my zapłaciliśmy ostatecznie cenę wywoławczą. Karolu - chwała ci za to. Dziś władamy całym
skrzydłem ostatniego piętra dawnego Domu Kultury. Po gruntownym remoncie kuchni i zrobieniu łazienki wreszcie mamy swój dom.
Gliwicka sanga w swoim ścisłym składzie liczy 17 osób. W tym miejscu trzeba wspomnieć o naszej grupie do zadań specjalnych.
Tworzą ją trzej panowie - Daniel Wysocki, jak sama nazwa wskazuje, ze względu na przymioty ciała góruje nad resztą. Staje
murem w administracji, walczy z potopami, wyskakuje z najbardziej niemożliwymi pomysłami i jest prawdziwym motorem aktywności
ośrodka. Krzyś dogląda finansów, a ponieważ to najweselszy facet w naszej firmie, nasz budżet zawsze napawa optymizmem i zawsze
możemy rzucać się na rzeczy będące poza naszym zasięgiem - na przykład na mieszczącą się na naszym piętrze salę o powierzchni
300 m2...I wreszcie Tomek - nasz zawór bezpieczeństwa, który nigdy nie traci zimnej krwi i cierpliwości w pracy dla całej
gliwickiej menażerii.
Naszą siłą jest różnorodność i zażyłość. Zdecydowały o tym ostatnie 3 czy też 4 lata - przez ten czas pojawiło się w ośrodku
dużo nowych osób. Razem medytowaliśmy, remontowaliśmy gompę, bawiliśmy się na imprezach i wyjazdach. Dzięki temu coraz lepiej
się znamy i każdy z nas może być użyteczny dla innych w najlepszy dla siebie sposób. Naszym dużym osiągnięciem jest moim zdaniem
to, że praktykujemy coraz systematyczniej. Kłopoty, jeśli się pojawiają, dotyczą zwykle spraw finansowych, ponieważ zdecydowana
większość z nas nie pracuje jeszcze zawodowo. O specyfice gliwickiego ośrodka decyduje także lokalizacja - jesteśmy rozproszeni
po całym Śląsku, dojazd zabiera nam często od 1,5 do 2 godzin, dlatego korzystamy z ośrodka przede wszystkim w weekendy.
Miesiąc temu zakończyliśmy remont dachu - nasze plany na najbliższy miesiąc to wymiana okien i cyklinowanie parkietu w gompie...