Życie jest krótkie
Autor: LAMA OLE NYDAHL
Być może zauważyliście, że mam pewną długoterminową strategię dotyczącą naszych ośrodków. Myślę, że ludzki umysł, który nie został rozwinięty, jest naprawdę straszną stratą. Chciałbym aby każdy z was umarł bardziej inteligentny, niż był w momencie narodzin, po tym jak na swojej życiowej drodze pomógł dużej ilości istot. Żeby to mogło się udać, musimy przypuścić frontalny atak na twierdzę niewiedzy, używając każdego rodzaju broni, jaki mamy w arsenale. Wszystko zaczyna się od zdobycia wystarczającej ilości informacji. Oczywiście bardzo bym się cieszył, gdybyście wszyscy mówili po angielsku - mielibyście do niej wówczas bezpośredni dostęp. Jednak nawet jeśli tak nie jest, informacja jest dostępna w ośrodkach w waszym języku. Dlatego bardzo ważne jest, byście odwiedzali ośrodki, wiedzieli, co się w nim dzieje i brali udział w ich pracy. Wtedy wszystko będzie wzrastać, wy sami również. Słyszeliśmy ostatnio, że niektórzy z was lubią przyjeżdżać na kursy, natomiast nie pojawiają się w ośrodkach. Oczywiście najlepsze działanie można określić zwrotem: "Zarówno to, jak też to", jednak jeżeli mielibyście do wyboru albo przyjechać na kurs raz do roku, albo co tydzień odwiedzać ośrodek, to poradziłbym wam wybrać ośrodek.
Jest on miejscem, w którym Dharma przenika do waszego życia, gdzie wszystko rzeczywiście zaczyna działać. Ma to naprawdę duże znaczenie. Wszyscy pracujemy z głębokimi poziomami umysłu, wszyscy jesteśmy ze sobą nawzajem głęboko związani. Łączą nas medytacje i błogosławieństwa, razem gromadzimy dobre wrażenia w podświadomości i zmierzamy do oświecenia.
Jeżeli zaatakujemy iluzję ze wszystkich stron, jeżeli będziemy żyli zgodnie z naukami, czytali je, brali udział w kursach, odwiedzali ośrodek i wspierali go, wówczas z pewnością opuścimy to życie mądrzejsi niż byliśmy wtedy, kiedy się zaczęło. Proszę, zróbcie to dobrze. Sprawcie aby buddyzm stał się waszym życiem, a nie tylko pozostał wakacjami.
Na całym świecie istnieje niewielka grupa ludzi, może kilkaset tysięcy, którzy zajmują się naukami tak, jak my to robimy tutaj. Spośród tych setek tysięcy być może tylko kilka tysięcy wie, co robią. Cała reszta buddystów korzysta z łatwiejszych przekazów, które nie wymagają aż takiej wyobraźni. Nie chodzi o to, że coś jest lepsze, a coś gorsze - po prostu nasze możliwości to coś bardzo osobistego. Jeżeli potrafimy sterować samolotem, właśnie to będzie dobre. Jeżeli nie umiemy latać, ale jesteśmy w stanie poprowadzić samochód, to będzie odpowiednie. Wreszcie jeśli czujemy się najlepiej idąc piechotą, to będzie najwłaściwsze. Cokolwiek możemy zrobić, jakiejkolwiek metody rozwoju potrafimy użyć, właśnie ona będzie w naszym przypadku dobra. Z drugiej strony życie jest krótkie i jeżeli potraficie latać, to powinniście to zrobić.
Buddyzm opiera się na trzech głównych filarach. Pierwszym jest informacja, drugim medytacja, a trzeci to umocnienie i zabezpieczenie tego, co już osiągnęliśmy.
Medytacja sprawia, że to co zrozumieliśmy opada z poziomu głowy na poziom serca - dzięki niej nauki stają się częścią naszego życia. Nad tym będziemy teraz pracować.
Mała Droga
Na pierwszym poziomie nauk Buddy, zwanym Therawadą, Hinajaną, czy też Małą Drogą, chodzi o to, by trzymać się z daleka od problemów. Buddyzm naprawdę zaczyna się w tym momencie, w którym zaczynamy rozumieć, że sami stwarzamy nasze życia. Kiedy uświadomimy sobie, że zbieramy to, co zasialiśmy, nawet jeżeli zabiera to pewien okres czasu, wówczas po raz pierwszy stajemy się odpowiedzialni i po raz pierwszy rzeczywiście zaczynamy się rozwijać. Myślę, że jest to naprawdę fantastyczne.
Ludzie, którzy praktykują na tym poziomie, często zostali zranieni przez życie. Dlatego chcą nauczyć się, jak unikać zasiewania nasion, owocujących problemami. Zauważyli oczywiście, że jest to bardzo trudne. Wiedzą, że by postępować naprzód, powinni medytować, ponieważ dopiero wtedy będą w stanie rozwinąć dystans do tego, co się wydarza. Wreszcie starają się ochronić samych siebie dzięki przyjęciu określonego stylu życia. W Małej Drodze tak wyglądają owe trzy filary - pierwszy to zrozumienie przyczyny i skutku, drugi stanowi uspokojenie umysłu, a trzecim jest unikanie trudnych sytuacji dzięki określonemu stylowi życia. Ślubowania mnichów i mniszek należą właśnie do tego poziomu. Budda udzielił ich po to, by ludzie byli w stanie bezpiecznie pracować z umysłem. Chociaż główne z tych obietnic mówią o tym, by nie kraść, nie kłamać, nie zatruwać organizmu i nie prowadzić żadnego życia nocnego, oprócz nich istnieją także inne. Dotyczą one np. tego, jak mnisi powinni jeść, sikać, jak powinno być przygotowane jedzenie itd. Ktoś komu wpadłyby w ręce te nauki, mógłby pomyśleć, że Budda był szalonym biurokratą - mistrzem w wymyślaniu sposobów kontrolowania życia innych ludzi. Jeżeli jednak przyjrzymy się historii, okaże się, że było zupełnie inaczej. Za każdym razem, kiedy w mnisiej społeczności powstawały jakieś problemy, Budda chwytał się za głowę i pytał: "To niemożliwe, znowu?" Mówił na przykład mnichom, żeby nie grali w piłkę. Udzielił im tego ślubowania, ponieważ kiedy grali w piłkę, szaty latały im z góry na dół i dziewczęta z wiosek mogły dokładnie poznać szczegóły mnisiej anatomii. To powodowało pewne określone trudności...Pewnego dnia Budda oświadczył wobec tego: "Gra w piłkę odpada". Istnieje również ślubowanie, które mówi, że warzywa na talerzu mnicha muszą zawsze leżeć na ryżu - powodem było to, że w jednym z klasztorów kucharz nakładał więcej warzyw tym, których lubił, a tych których nie znosił, trzymał na ścisłej diecie. Budda wprowadził więc przepis, że warzywa muszą być widoczne na ryżu, żeby wszyscy widzieli, ile kto dostał. Mnisi nie mogą używać drewnianych butów, nie wolno im rozmawiać kiedy jedzą, ponieważ to utrudnia jedzenie innym, nie powinni słuchać świeckiej muzyki itd. Prawdopodobnie wiele z tych wskazówek dotyczyło konkretnych sytuacji. Potem pojawił się ktoś z kawałkiem papieru, spisał je i dokładnie wszystko zorganizował. Nagle okazało się, że wszyscy musieli się do tych reguł stosować. Z jednej strony przepisy te wszystko porządkują i pozwalają kontrolować życie, z drugiej jednak niszczą bardzo wiele dobrej energii, którą można by się w tym życiu podzielić z innymi.
Nauki o przyczynie i skutku nigdy nie są dogmatami - Budda zawarł w nich jedynie wskazówki pozwalające jak najlepiej używać ciała, mowy i umysłu.
W medytacji na tym poziomie chodzi ogólnie o uspokojenie umysłu i stworzenie pewnego dystansu do zjawisk. W Małej Drodze stosuje się praktyki, których można używać również w Wielkiej i Diamentowej Drodze - w obrębie tych ścieżek są po prostu inaczej opakowane i służą innemu celowi. Nazywają się "siamatha" i "wipassana", a kiedy medytujemy na formy buddów, noszą nazwy "czierim" i "dzogrim". Te dwa ostatnie słowa oznaczają fazę narodzin buddy i fazę dojścia buddy do doskonałości. Niezależnie od tego, czy używamy różnych przycisków, przy pomocy których wprowadzamy pewne treści do podświadomości, pobudzamy w sobie współczucie lub najwyższą mądrość, czy też używamy wdzięczności i oddania dla form buddów lub też dla form nauczycieli, w rzeczywistości wydarza się ciągle to samo - przy pomocy tych różnych metod skupiamy umysł na jednej rzeczy, utrzymujemy go w jednym miejscu. Potem z tego spokoju wyłaniają się różne rodzaje ponadosobistego zrozumienia. Wszystkie buddyjskie medytacje składają się z dwóch takich kroków. Teraz spróbujemy poczuć smak tych dwóch poziomów medytacji Małej Drogi.
Pierwszy rodzaj medytacji stara się utrzymać umysł w jednym miejscu przy pomocy wrażeń zmysłowych. Na przestrzeni tysięcy lat nos i oczy dowiodły, że są skuteczną pomocą w medytacji. Najpierw zajmiemy się więc nosem:

Czujemy bezkształtny strumień powietrza, który wchodzi i wychodzi przez czubek naszego nosa. Uświadamiamy sobie, że teraz medytujemy po to, byśmy w przyszłości uzyskali zdolność pomagania innym. Pozwalamy swobodnie przepływać wszystkim wrażeniom, nie zajmujemy się nimi - tak czy owak do nas powrócą. Po prostu czujemy, jak powietrze wchodzi i wychodzi przez nasz nos.
Teraz staramy się liczyć oddechy. Liczymy wdech i wydech jako jedno - od 1 do 21.

Spróbujemy jeszcze jednej medytacji uspakajającej. Chodzi w tym wszystkim o to, byście uzyskali pewien pogląd na działanie waszego umysłu.

Czujemy bezkształtny strumień powietrza, który wchodzi i wychodzi przez czubek naszego nosa. Nie zajmujemy się myślami ani uczuciami. Teraz w odległości połowy ramienia przed nami, trochę poniżej linii wzroku, pojawia się mała, złocista forma buddy. Jeżeli nasz umysł w naturalny sposób pracuje z obrazami, wówczas mamy odczucie, że forma ta rzeczywiście jest przed nami. Jeżeli natomiast nasz umysł pracuje z abstrakcjami, wiemy że nie można oddzielić od siebie prawdy i przestrzeni, że kiedykolwiek pomyślimy o oświeceniu, ono się pojawia. W obu przypadkach jesteśmy świadomi tego, że przed nami znajduje się złocisty, przejrzysty Budda, piękny i atletyczny. Teraz ta forma jest obiektem naszej medytacji - koncentrujemy się na niej najlepiej jak potrafimy.
Teraz znowu odczuwamy nasze ciało i wszystko co nas otacza.

Jeżeli lepiej koncentrowaliście się na oddechu, wówczas w waszej medytacji Diamentowej Drogi faza koncentracji na oddechu powinna być dłuższa, natomiast jeżeli łatwiej jest komuś z was skupić się na formie, wówczas powinniście szybciej przechodzić do medytowania na formy buddów. Zobaczcie sami, co jest dla was najlepsze.
Wielka Droga
Dzisiaj zajmiemy się poziomem Wielkiej Drogi. Jeżeli chodzi o różne drogi w buddyzmie, różnice pomiędzy nimi dotyczą raczej motywacji, a nie samych nauk. Nawet proste rodzaje uspokojenia umysłu ("szine", "siamatha"), na poziomie Małej Drogi mogą nas doprowadzić do różnych rodzajów przejrzystego wglądu ("laktong", "wipassana") i w ten sposób przynieść wyzwolenie. Jeżeli myślimy tylko o sobie, o swoim własnym rozwoju, wówczas nie będziemy mieli wystarczającej siły aby przebić się przez całą ścieżkę. Przebędziemy pewien odcinek, poczym motor nam zgaśnie, ponieważ już będziemy usatysfakcjonowani tym, co otrzymaliśmy dla siebie. Dlatego bardzo ważny jest ów drugi krok - praca dla dobra innych istot. Żeby przyniósł owoce, musimy rozwinąć zrozumienie pustki, ponieważ dopóki myślimy, iż zjawiska są rzeczywiste, prawdziwe będą również starość, choroba, śmierć, cierpienie i utrata. Jeżeli uważamy rzeczy za realne, przypominamy rybę w garnku z klejem, jeśli zrozumiemy jednak, że zjawiska są jak sen, wówczas będziemy w stanie po prostu obserwować dobre i złe sny i jednocześnie kontynuować drogę. Dzięki temu któregoś dnia doświadczymy tego, co jest rzeczywiste. Wielka Droga jest po prostu większa, rozleglejsza. Główna różnica pomiędzy Hinajaną a Mahajaną polega na tym, iż na tym drugim poziomie rozpoczynamy medytację od życzenia przyniesienia pożytku wszystkim istotom, natomiast kończąc każdą sesję dzielimy się z nimi dobrą energią, którą właśnie nagromadziliśmy. Medytacje Wielkiej Drogi oparte są na współczuciu i mądrości. Teraz chciałbym was wrzucić na szeroką wodę, przechodząc od razu do medytacji. Jest ona związana z emocjami, a jej celem jest rozwinięcie współczucia. Jest to nowoczesna wersja tonglen, praktyki dawania i brania.

Czujemy bezkształtny strumień powietrza, który wchodzi i wychodzi przez czubek naszego nosa.
Przyjmujemy Schronienie w buddzie, w celu, który chcemy osiągnąć,
w jego naukach, w naszych przyjaciołach i tych, którzy pomagają nam na ścieżce. Przede wszystkim zaś przyjmujemy je w lamie, którym w naszym przypadku jest Karmapa.
Teraz uświadamiamy sobie, że siedzimy na powierzchni kuli, która porusza się przez nieograniczoną przestrzeń. Niesie ona ze sobą nieskończoną ilość istot, które pragną osiągnąć szczęście i chcą uniknąć cierpienia. Wyobrażamy sobie, iż nasz świat jest bardzo wielki, jeżeli to nam odpowiada lub mały, jeżeli to jest nam bliższe. Widzimy oceany i lasy pełne istot, które pożerają się nawzajem, a także miasta i ludzi, którzy je wszędzie zamieszkują. Myślimy o więzieniach i szpitalach, o wszystkich miejscach, w których panuje cierpienie - o uciskanych kobietach w krajach islamu, o kanibalizmie i wielkim cierpieniu z powodu chorób i głodu w Afryce. Widzimy całe to cierpienie jako czarne chmury.
Teraz kiedy wdychamy powietrze, wszystkie te chmury z całego świata wpływają do naszych nozdrzy, a następnie docierają do serca. Dzięki naszemu zrozumieniu tego, iż wszystko jest puste i doskonałe w swojej naturze, mamy wystarczającą ilość siły, żeby całkowicie przekształcić wszystkie te negatywności.
Teraz ciemne chmury cierpienia stają się jasnym światłem. Wypływa ono przez nasze nozdrza, przenika świat i daje szczęście wszystkim istotom. Teraz będziemy przez jakiś czas koncentrować się na tym tak dobrze, jak tylko potrafimy. Cokolwiek jest dla nas najbardziej bolesne - więzienia czy też szpitale - właśnie te cierpienia przede wszystkim przyjmujemy. Przekształcamy czarne obłoki w jasne światło i wysyłamy je z powrotem, by przyniosło wszystkim pożytek.
Teraz znowu zaczynamy odczuwać miejsce, w którym się znajdujemy. Pragniemy aby całe dobro, które właśnie powstało, stało się nieograniczone, by dotarło do wszystkich istot wszędzie, rozpuściło całe ich cierpienie i dało im jedyną trwałą radość - rozpoznanie natury umysłu.

Teraz zrównoważymy tę medytację. Ponieważ przed chwilą przyjęliśmy Schronienie, przejdziemy bezpośrednio do następnej.

Koncentrujemy się na naszym ciele. Teraz, począwszy od ośrodka serca, staje się ono coraz bardziej przejrzyste. Wreszcie rozpuszczają się nasze ręce, nogi i głowa. Czujemy pustkę każdego włosa na naszej głowie i każdego pora skóry. Nasze ciało po prostu znika jak tęcza. Rozpuszcza się również zewnętrzny świat i pozostaje tylko promieniująca przestrzeń, bez centrum ani granic. Wszechogarniająca świadomość, która nie jest świadoma czegoś. Jesteśmy tą przytomnością wolną od przedmiotu. Doświadczamy tego z wielką mocą, nie jako nieprzejrzystego, ospałego stanu, podobnego do białej ściany, lecz jako intensywnie promieniującego diamentu. W ten sposób doświadczamy przestrzeni - przestrzeni, którą jesteśmy. Spoczywamy w tej wszechogarniającej przytomności wolnej od przedmiotu. Niezależnie od tego, czy czujemy gorąco w ciele, czy też ucisk na szczycie głowy, nie zajmujemy się tym, jesteśmy po prostu całkowicie świadomi. Staramy się nie popaść w ospałość, ani w rozproszenie.
Wreszcie znowu odczuwamy nasze ciało, przyjaciół i wszystko, co nas otacza.

To co przed chwilą robiliście nie jest łatwe. Sekwencje filmów w telewizji, np. w MTV, nie trwają więcej niż 3 minuty, ponieważ wielu ludzi nie jest w stanie dłużej utrzymać koncentracji - wy byliście skupieni przez znacznie dłuższy okres czasu. To bardzo dobrze. Kiedy medytujemy, możemy napotkać dwie trudności. Pierwsza z tych przeszkód to przeszkadzające uczucia - przez cały czas myślimy na przykład: "Jutro złamię szefowi nos". Drugi problem to lenistwo, stan w którym nie potrafimy zebrać wystarczającej ilości mocy. Z obiema tymi rzeczami można pracować na różne sposoby. Jeżeli jesteśmy zbyt podnieceni, wówczas możemy zjeść coś ciężko strawnego np. dużo chleba albo ziemniaków, i to nas "osadzi". Jeśli natomiast jesteśmy zbyt śpiący, być może pomoże nam kawa. To są normalne, zwyczajne sposoby. Możemy sami stwierdzić, jaki mamy dzień, czy powinniśmy zjeść więcej tego, co na chlebie, czy też więcej samego chleba. Szczególnie jeśli mało śpimy, ważne jest, byśmy nie jedli zbyt wielu ciężkostrawnych rzeczy.
Jeśli będziecie medytować na ciemne formy, uspokoją was one, jeżeli natomiast skoncentrujecie się na świetlistych i jasnych, w efekcie poczujecie się ożywieni. Istnieją również specjalne praktyki, które podnoszą energię. Oczywiście może się zdarzyć, że pewnego dnia po powrocie do domu rzeczywiście będziecie chcieli wysłać szefa do szpitala. Wtedy być może przyda się wam następująca medytacja:
Najpierw uświadamiamy sobie, jaka przeszkadzająca emocja nas rozprasza - czy jest to zazdrość, pomieszanie czy też gniew.
Następnie siadamy w pozycji medytacyjnej i staramy się poczuć zewnętrzną część naszego ciała, jego powierzchnię, cały ów pojemnik.
Jest on pełen ciężkiego, przejrzystego oleju. Nie mamy wewnętrznych organów, jesteśmy tylko pojemnikiem z gęstym, przezroczystym olejem wewnątrz. Teraz nasze przeszkadzające uczucie - na przykład gniew - gromadzi się na poziomie naszego serca i przybiera formę czarnej kulki, która jest w naturalny sposób ciężka. Teraz kulka stopniowo zaczyna poruszać się ku dołowi. Olej jest gęsty, ale kulka ciągle się porusza. Teraz znajduje się na poziomie pępka. Jesteśmy świadomi tego, że cały nasz gniew jest tą kulką. Opada ona jeszcze niżej i zbliża się do dolnego otworu naszego ciała. Stopniowo wydostaje się na zewnątrz nas i zaczyna opadać coraz głębiej w ziemię - na 5 metrów, na 10 metrów. Dociera do różnych formacji geologicznych i gdzieś na poziomie prekambru znika - w ten sposób się jej pozbywamy.
Jeżeli natomiast przeszkadza nam ospałość, możemy wykonać nieco inną medytację. Wygląda ona tak:
Nasza forma pełna jest gęstego, przezroczystego oleju. Koncentrujemy się na tym, że nasze lenistwo przyjmuje postać białej kulki w centrum serca. Jest ona naturalnie lekka. Stopniowo zaczyna się ona poruszać ku górze - najpierw przez centrum naszej klatki piersiowej, potem przez gardło i głowę. Wreszcie dociera do otworu na szczycie naszej głowy, który znamy z poła i wydostaje się przezeń na zewnątrz. Czujemy, jak coraz bardziej się unosi. Po chwili znika wśród obłoków.

I jeszcze inny sposób uczynienia umysłu świeżym.
Pomiędzy naszymi brwiami pojawia się opalizujące światło - na czole, dokładnie u podstawy nosa. Próbujemy patrzeć przez to światło. Nie przez oczy, lecz przez miejsce pomiędzy oczami. Jesteśmy świadomi opalizującego światła, które znajduje się pomiędzy naszymi oczami. Teraz znowu czujemy więcej energii i przejrzystości.
Możecie używać tych środków - zawsze dobrze jest mieć pod ręką kilka dobrych narzędzi. Oczywiście kiedy medytujecie na formy buddów, to i tak otrzymujecie to, czego naprawdę potrzebujecie. Ponieważ jednak robienie nowych rzeczy jest dobrą zabawą, podałem wam teraz również te krótkie metody.