MAHAMUDRA '99Autor: Rafał Żwirek
W kalendarzach polskich buddystów i sympatyków buddyzmu coroczny, letni kurs w Kucharach jest datą szczególną i najważniejszą.
Niektórzy już dużo wcześniej rezerwują urlopy i miejsca, ciułają kasę, pożyczają namioty i namawiają znajomych na wspólny
wyjazd. Dla większości z nas jest to jedyna okazja spędzenia kilku dni w roku blisko nauczyciela - możliwość wspólnej medytacji,
słuchania wykładów i zadania niekiedy bardzo przemyślanych, a niekiedy bardzo... spontanicznych pytań. Poza tym Kuchary to
wyjątkowe miejsce, kto choć raz je odwiedził, ten wie.
Tekst ten powstał raczej z kronikarskiego obowiązku - chyba wszyscy braliśmy udział w tym niezwykłym wydarzeniu...
Zapowiadało się ono atrakcyjnie już od dawna - miał to być pierwszy kurs mahamudry w Polsce, w dodatku połączony z długo oczekiwaną
wizytą Lobpyna Tseczu Rinpocze. Dlatego przez Kuchary przewinęło się ponad 1500 osób -prawdopodobnie więcej, niż podczas największego
dotychczas europejskiego kursu Dharmy w Kassel. Cyfra ta, połączona z absolutnie profesjonalną (choć nadal opartą głównie
na idealizmie) organizacją kursu, pokazała rzeczywistą siłę polskiego buddyzmu Kagyu... Ale o tym wszystkim słów kilka na
końcu - zdecydowanie najważniejszą sprawą była wizyta naszych nauczycieli.
Kurs rozpoczął się "wejściem smoka" - w piątkowy poranek, Lobpyn Tseczu zdecydował, że pierwszą inicjacją, której udzieli,
będzie przekaz mocy Guru Rinpocze. W wielkim cyrkowym namiocie zawrzało...Guru Rinpocze to jedna z najważniejszych postaci
buddyzmu tybetańskiego. To właśnie on, około 750 roku jako pierwszy przeniósł Dharmę z Indii do Tybetu i założył szkołę Njingma.
Dzięki swemu barwnemu, niekonwencjonalnemu i wypełnionemu cudami życiu - a także związkom z inspirującymi partnerkami - uważany
jest za pierwowzór pełnego mocy, świeckiego jogina. Dla współczesnych praktykujących, unikających mnisich szat, wprowadzenie
w mandalę Padmasambhawy było więc doniosłym wydarzeniem. To, że Rinpocze udzielił tej inicjacji, dowodzi, iż Dharma na dobre
zakorzeniła się w Polsce. Była to jedyna inicjacja, w czasie której otrzymaliśmy błogosławieństwo na pięciu poziomach: ciała,
mowy, umysłu, właściwości i mocy Guru Rinpocze. W ciągu następnych dwóch dni, Lama Tseczu udzielił kolejnych, tym razem już
"trzypoziomowych" inicjacji. Były to przekazy: Diamentowego Umysłu, Buddy Medycyny, oraz Buddy Długiego Życia. W czasie inicjacji
Lama Ole zabłysnął przed polską publicznością jako tłumacz. Przekładał słowa Rinpocze z tybetańskiego, a także wyjaśniał znaczenie
poszczególnych części ceremonii, dzięki czemu dla wielu osób stały się one mniej egzotyczne, bliższe życiu i praktyce. Tak
wyraĄnie widoczna bliska współpraca obu Nauczycieli, była bardzo inspirująca. Darzą się wzajemnie wielkim zaufaniem - gdy
okazało się, że Rinpocze będzie musiał opuścić Kuchary przed końcem inicjacji, o udzielenie błogosławieństw Buddy Tsepame,
poprosił Lamę Ole.
Pewną nowością był porządek panujący, w czasie całego kursu, w namiocie. Stojąc spokojnie w wielogodzinnej kolejce i nie próbując
nikogo stratować (pamiętacie Hamburg i Graz?), tym razem wykazaliśmy jako naród podziwu godny szacunek dla wiekowego Rinpocze,
na którym duszne powietrze, mijający czas i niewygodna, pochylona pozycja, zdawały się nie robić żadnego wrażenia. Po wielogodzinnym
udzielaniu błogosławieństw, jak gdyby nigdy nic wstał, przyjrzał się posążkom na ołtarzu, chwilę pożartował i dopiero wtedy
poszedł odpocząć, po drodze zatrzymując się jeszcze, by porozmawiać z niektórymi z nas. Każdy dzień kończył wieczorny wykład
Lamy Ole. "Nie szukajcie żadnych nauk wyższych niż te, gdyż takie nie istnieją" - zdaniem samego Buddy, mahamudra jest esencją
całej naszej praktyki, najwyższym przekazem...Spotkania z Lamą Ole trwały tradycyjnie do póĄnej nocy, a jego komentarze brzmiały
równie ponadczasowo, jak sam rdzenny tekst III Karmapy. Naprawdę było to coś wielkiego, na wszystkich możliwych poziomach.
Kurs zbiegł się z premierą "Wielkiej Pieczęci", przetłumaczonej przez Wojtka - dzięki temu oraz dobremu planowi dnia, wszystko
układało się w przejrzystą całość - rano odbywała się inicjacja, w czasie wolnego popołudnia można było przeczytać dokładnie
omawiany poprzedniego wieczoru fragment tekstu i pomyśleć o pytaniach, a po zmroku przychodziła pora na kolejną porcję czystego
poglądu i zrozumienia.
Na koniec kilka słów o organizacji - był to najtańszy kurs tego lata. Strzałem w dziesiątkę było rozbudowanie infrastruktury
kawiarniano - gastronomicznej: czynna przez prawie 24 godziny na dobę pizzeria, dostarczała niezapomnianych kulinarnych wzruszeń,
a roztańczone dziewczyny serwujące kawę w dawnej letniej gompie, poruszały wyobraĄnię. Na tym tle Marburg, w którym na frytki
trzeba było czekać 25 minut, wydawał się reliktem minionej epoki. Wolny czas wypełnić można było na kilka sposobów, największą
atrakcję stanowiła jednak motolotnia: lot nad Kucharami dostarczył z pewnością wielu z nas niezapomnianych wrażeń. Na ziemi
również nikomu się nie nudziło - odbywały się pokazy wspinania, spontaniczne sparringi przy dużym aplauzie dziewcząt i inne
działania, pozwalające wyrazić i wyładować nadwyżki energii i radości. Na zakończenie ostatniego wykładu Lama Ole udzielił
błogosławieństwa dla par, po czym wybuchła tradycyjna impreza w delikatnym, polskim stylu, połączona jak zwykle ze skokami
z kolumn nagłaśniających i nieopanowanym, ogólnym rozpasaniem.
Gdy nad ranem wyjeżdżałem z Kuchar, ochroniarz najpierw sprawdził dokumenty mojego samochodu, a póĄniej, uśmiechając się,
życzył mi...dobrej nocy i szerokiej drogi. Ze swojej strony życzę Kucharom, żeby kurs w 2000 roku był jeszcze lepszy, gorszy
jednak niż ten w 2001.