Nie ma żadnego buddyzmu...
Autor: Karol Ślęczek

Współczucie jest aktywnością.

Zastanówmy się najpierw, czy można mieć współczucie i nie być aktywnym. Na pewno nie. Jeżeli ktoś posiada współczucie, jeżeli czuje, że inni są mu bliscy, wówczas w naturalny sposób będzie działał dla ich dobra. Gdyby było inaczej oznaczałoby to, że jego pozytywne nastawienie jest nieprawdziwe, zakłamane. Jeżeli rozejrzymy się dookoła i zobaczymy jak wiele jest wszędzie cierpienia, jak bardzo wszystkie istoty próbują osiągnąć szczęście i jak rzadko im się to udaje, wówczas trudno nam będzie troszczyć się jedynie o samych siebie. Zwykle w naturalny sposób mamy więcej oddania dla tych którzy wiedzą więcej od nas, a mniej posiadamy go dla tych, którzy wiedzą od nas mniej. Oddanie i współczucie są ze sobą powiązane. Im bardziej jesteśmy otwarci przed tymi, od których możemy się czegoś nauczyć, tym więcej mamy współczucia dla tych, którzy mogą się czegoś dowiedzieć od nas. Ta zależność działa również w drugą stronę - im więcej mamy współczucia dla tych, którym powodzi się gorzej niż nam samym, tym silniejsze jest nasze oddanie dla tych, którzy są bliżsi urzeczywistnienia prawdy, niż my. Jest to naturalne, ponieważ to oni dają nam metody i ochronę. Ich współczucie jest nierozerwalnie związane z aktywnością.
Jeśli chcemy rozwijać się dla dobra innych, musimy najpierw zrozumieć, że cierpienie jest jedynie produktem niewiedzy. Powinniśmy uświadomić sobie, że istoty cierpią jedynie dlatego, że nie rozpoznają natury umysłu. Nie ma żadnego innego powodu cierpienia. Oczywiście niektórzy myślą, że wszystkiemu winien jest Szatan, tata i mama, ponieważ nie dają pieniędzy, albo nauczycielka, gdyż zmusza do nauki. W rzeczywistości jednak cierpią tylko ci, którzy są po prostu źle poinformowani. Widząc problemy innych chcemy w naturalny sposób jakoś im pomóc. To działanie jest dowodem prawdziwości naszego współczucia. Współczucie jest aktywnością, prowadzi do aktywności. Dlaczego nie jest po prostu uczuciem? Nie jest nim, ponieważ wykracza poza dualizm - nie ma związku z pozostałymi, dualistycznymi uczuciami, opartymi na przekonaniu, że ja jest rzeczywiste. Jeżeli ego istniałoby naprawdę, wówczas być może rzeczywiście moglibyśmy lubić lub nie lubić tego, kto nim nie jest. Autentyczne współczucie wykracza poza takie rozróżnienia. Jest aktywnością, ponieważ jeśli bodhisattwa widzi, że coś nie funkcjonuje tak jak trzeba, w naturalny sposób stara się jakoś temu zaradzić. Jednocześnie nie ocenia innych, gdyż rozumie, że wszystkie istoty starają się tylko osiągnąć szczęście. Zgodnie z własnym rozeznaniem robią wszystko, by osiągnąć cel. Nie musimy myśleć: "Oj, Zenek, niedobrze..." Zamiast osądzać kogoś albo wmawiać mu, że rzeczy dają szczęście, powinniśmy pomóc mu odnaleźć trwałą radość, wykorzystując jednocześnie jego naturalne dążenie do niej. Problem polega tylko na tym, że ludzie poprzestają na próbach osiągnięcia ograniczonego - "małego" - szczęścia. Bodhisattwa widząc to nie mówi: "Oj, nie tego przecież chcesz", lecz pokazuje tylko, że oprócz zwyczajnych radości istnieje coś więcej.
I jeszcze coś - współczucie mogłoby być uczuciem, gdyby można było dać komuś prawdziwe szczęście w prezencie. Gdyby trwała radość była jak cukierek, który można dostać, wówczas samo uczucie by wystarczyło. Ponieważ jednak urzeczywistnienie natury umysłu, będące jedynym źródłem nieprzemijającego szczęścia, wymaga własnego wysiłku istot, współczucie bodhisattwy musi być nieprzerwaną aktywnością. Jeśli istoty potrzebują tylko działania, które pomoże im ujrzeć ich prawdziwą naturę, to po jaką... mieszać do tego uczucia? Prawdziwe współczucie jest tylko aktywnością. Nic więcej nie jest potrzebne.

Współczucie jest radością.

Szamar Rinpocze powiedział kiedyś: "Esencją współczucia jest radość". Ten cytat jest bardzo ważny, ponieważ na ścieżce Dharmy łatwo możemy paść ofiarą kategoryzowania. Przyjemnie jest mieć wszystko poukładane w osobnych szufladach, ale z umysłem sprawa nie jest taka łatwa. Oczywiście mówimy, że umysł jest nieustraszony, radosny i aktywnie współczujący. Ale koncepcja, że istnieje pomiędzy tymi cechami jakaś czarna kreska, jakiś podział, jest rzeczywiście dziełem Szatana. Nie ma żadnego oddzielenia. Absolutna natura umysłu jest jednością. Próbujmy pokazać innym tę prawdę na różne sposoby. Jeśli ludzie mają zaciśnięte pięści i zęby, opowiadajmy im o współczuciu, jeżeli są smutni, mówmy o radości, a gdy się czegoś boją, uświadommy im, że umysł jest w swej naturze całkowitą nieustraszonością. Róbmy to by zobaczyli, że oprócz szaleństwa, którego właśnie doświadczają, istnieje coś takiego jak natura umysłu. Ów codzienny obłęd ma jakąś nazwę, jest do czegoś podobny i znany, absolutna prawda nie jest jednak podobna do niczego, prócz samej siebie. Nie da się jej z niczym porównać. Wszystkie próby opisania esencji zjawisk są tylko jej produktami. Tę fabrykę można pokazać tylko jako całość, ponieważ każdy jej fragment będzie tylko fragmentem. Oczywiście jeżeli się dobrze przeanalizuje jakąś jej część, można wówczas zrozumieć całość, ale wymaga to wielkiej inteligencji. Dlatego każda próba pokazania absolutnej natury umysłu przy pomocy relatywnych pojęć i słów jest zawsze nieudana. Podejmując taki wysiłek relatywny umysł mówi: "Oj, tu był błąd". Mówiąc to popełnia inny błąd i tak toczy się to dalej. W końcu jednak doprowadzimy do tego, że straci ochotę na kolejne okrążenie i zacznie medytować.
W rzeczywistości nie można znaleźć niczego takiego jak współczucie. Jeśli zaczniemy go szukać, zobaczymy że jest puste. Jak można je więc zrozumieć? Czym jest? Ktoś może pomyśleć sobie tak: "Ależ jestem współczujący. Czy przypadkiem nie jestem jednak zbyt ckliwy i smutny? Może powinienem być również radosny? Wtedy zapraszaliby mnie również na imprezy, a nie tylko do szpitala albo prosektorium". W takim podejściu byłoby wiele racji. W rzeczywistości esencją współczucia jest radość. Zrozumienie tego jest bardzo ważne, ponieważ wielu ludzi prawdopodobnie sądzi, że człowiek współczujący to taki litościwy święty z laseczką, który idzie i kiwa głową nad biednymi duszami. To jednak nie ma nic wspólnego z buddyjskim współczuciem. Jeżeli ktoś ma współczucie, lecz sam jest nieszczęśliwy, to jest to nieporozumienie. Cóż może dać innym, jeśli brakuje mu radości? Przecież to właśnie na nią czekają wszystkie istoty. Ktoś kto ma prawdziwe współczucie musi być również generatorem radości. To ona jest esencją współczucia. Budda mówił, że udziela nauk, ponieważ wszystkie istoty chcą osiągnąć szczęście.
Niektóre z jego wskazówek są jednak początkowo trudne do zrozumienia - na przykład ta która mówi, że rzeczy mogą być różne od siebie i jednocześnie w swej naturze pozostawać tym samym. Zwykle wydaje nam się, że albo są odmienne albo takie same - tak jednak nie jest. Dowcip polega na tym, że wszystkie zjawiska są i takie, i takie. Jedna z pięciu podstawowych buddyjskich mądrości - mądrość rozróżniająca - pokazuje, że każde zjawisko, mimo że manifestuje się niezależnie, nawet na moment nie przestaje być częścią całości. Właśnie ta mądrość może pomóc nam właściwie zrozumieć współczucie. Nie musi ono wcale być oddzielone od radości. Rozróżniająca mądrość - jeśli ją rozwinęliśmy - pokazuje nam, że gdy jesteśmy współczujący to wcale nie stajemy się smutasami. Wręcz przeciwnie. Manifestowanie się współczucia nawet przez chwilę nie wyklucza radości. Dlatego Szamar Rinpocze powiedział, że esencją współczucia jest radość - by nikomu nie przyszło do głowy, że jedno wyklucza drugie. Radość jest esencją wszystkiego. Kiedy mówimy o absolutnej naturze umysłu, staramy się wyjaśnić coś, co Budda czasami przekazywał milcząc. Kiedy pytano go o absolut, nie odzywał się ani słowem. Nie dlatego, że nic nie wiedział ani niczego nie doświadczał. Chciał tylko pokazać pewien problem - to, że jeśli cokolwiek by powiedział, to już otwierając usta popełniłby w rzeczywistości błąd. Absolut można ostatecznie zdefiniować tylko jedną rzeczą - nim samym. Jeżeli ktoś chce zdefiniować absolut przy pomocy słów i pojęć, nigdy mu się to tak naprawdę nie uda. Mniejszego nie można założyć na większe.
Nasze współczucie musi być nieoddzielne od radości, ponieważ jeżeli jej nie mamy, nie mamy niczego do zaoferowania innym. Istoty pragną tylko szczęścia. Jeżeli chcemy współczuć naprawdę, musimy sami być szczęśliwi i pełni radości, bo to ona powoduje, że jesteśmy rzeczywiście bogaci i dzięki temu możemy coś zrobić. Myślę, że radość bierze się z przezwyciężenia dwóch skrajnych poglądów: nihilizmu i materializmu. Realista chodzi sobie zmartwiony po świecie i myśli: "Teraz liście są zielone, potem zrobią się brązowe, a jeszcze później zgniją. Mamusia i tatuś umrą - to wszystko jest takie prawdziwe ". Nihilista, który chętnie zrujnowałby cały świat, idzie i rozpacza: "Tu zniszczyłem, tam zburzyłem, ale tu znowu odrosło, a tam ktoś coś znowu odbudował". Te dwie skrajności nie dają nam ciągle spokoju. Gdy pojawia się cierpienie, sądzimy, że przydałaby nam się szczypta nihilizmu. Chcemy by cała sytuacja się rozpuściła, zniknęła. Gdy pojawia się szczęście, myślimy inaczej: "No, dawaj beton, zabetonujemy to. To nie może odejść". W ten sposób umysł nigdy nie jest usatysfakcjonowany. Gdy odkryje, że te dwie koncepcje są tylko jego własnymi pomysłami, tylko różnymi skrajnymi sposobami myślenia i mają się nijak do rzeczywistości, zacznie wszystko przeżywać jako interesujące, ponieważ zniknęły wszelkie ograniczenia. Lama Ole wyjaśnił to kiedyś tak: "Przestajemy patrzeć na świat jak przez dziurkę w wychodku".
Absolutne współczucie jest absolutne ponieważ jeśli ktoś urzeczywistnił ten poziom, niczego już nie potrzebuje. Ma wszystko. Dlatego nie stawia innych w poniżającej sytuacji, nie oczekuje niczego w zamian. Jest całkowicie szczęśliwy. Może sobie na to pozwolić, ponieważ współczucie jest czyste - jest tylko aktywnością która wyraża radość, pokazuje ją umysłowi. Nie po to, żeby ją dostał i się odczepił, lecz dlatego, że stanowi jego esencję.
Moim zdaniem nie ma żadnego buddyzmu. Jest tylko to, jakimi rzeczy są. Mądrzy buddyści często nawet nie wspominają o buddyzmie. Jest tylko jedna religia. Nazywa się prawda. Nie ma żadnej innej. Oczywiście są różne słowa i nazwy. Budda powiedział kiedyś, że ludzie są jak ślepcy, którzy spotkali słonia. Jeden dotknął trąby, drugi ogona, a trzeci ucha, żaden jednak nie zobaczył go całego. Każdy myśli inaczej i sądzi, że tylko on ma licencję na prawdę. Ale poza tym, jakimi rzeczy są, nie ma żadnej innej prawdy.
Kłopoty z umysłem pojawiają się wtedy, gdy staje się on skrajny, jednostronny - jakby garbaty, albo ślepy na jedno oko. Użyjmy przykładu: istnieją przyrodnicze filmy o orłach, pokazujące jakie to piękne, dzielne i odważne ptaki. Być może po projekcji takiego filmu wielu ludzi zapisze się nawet do klubu miłośników orłów. Kiedy jednak pewnego dnia jakiś sadysta pokaże w nim inny film, na którym widać wyraźnie jak orzeł pożera małego ptaszka i jeszcze się oblizuje, wielu miłośnikom przyrody się to na pewno nie spodoba. Być może powiedzą nawet: "Nie chcemy więcej oglądać takich filmów". Zdaniem niektórych ludzi kotki są śliczne i milutkie, ale dla miłośników myszek będą prawdziwymi potworami, ponieważ zjadają ich idoli. Tak właśnie wygląda cały świat - ludzie widzą zwykle tylko część prawdy i chętnie zapominają o tej jej części, która nie pasuje do ich schematu. Po prostu nie chcą nic o tym wiedzieć. Dlatego fundamentalna niewiedza, będąca przyczyną każdego cierpienia, jest raczej przeszkadzającym uczuciem, niż brakiem informacji. Gdyby umysł chciał, to by się dowiedział. Budda mógł zostać Buddą, ponieważ rozpoznał swój umysł. Było to możliwe, gdyż prawdę można zrozumieć i można jej doświadczyć. Niektórzy nie chcą przyjąć tego faktu do wiadomości, mówią że prawda jest tajemnicą. Upierają się przy tym, ponieważ kochają tajemnice. Oczywiście prawda tajemnicza może się wydawać ciekawsza niż ta którą można poznać. Ale jeśli prawda ostateczna jest czymś rzeczywistym, to można jej doświadczyć.
"Świat można pokonać przy pomocy jego własnych metod", jak mówi Lama Ole. Problem polega jednak na tym, że prawda relatywna jest tylko prawdą jednostronną. Uczeń który jest doskonały z matematyki, często nie chce uwierzyć, że może być również świetny z polskiego, a ten który jest bardzo dobrym polonistą zwykle mówi, że matematyki nie można zrozumieć. Tymczasem potrzebna jest i rybka i akwarium. To właśnie nawyk postrzegania zjawisk na zasadzie "albo, albo" powoduje, że widzimy świat w krzywym zwierciadle. Przyzwyczajenie to sprawia, że sami ograniczamy możliwości naszego umysłu. Im bardziej się starzeję tym lepiej widzę, iż mądry człowiek tym się różni od głupiego, że uważa, iż nawet ktoś o ilorazie inteligencji nie przekraczającym 50 może powiedzieć coś ciekawego. Ktoś kto jest głupi sądzi natomiast, że zawsze wszystko wie najlepiej. Na tym polega różnica.
Na każdy problem, który pojawia się w umyśle, istnieje jakiś sposób, ponieważ bierze się on z braku równowagi, jest efektem jakiegoś błędu. Gdy ktoś jest przywiązany możemy powiedzieć mu coś o pustce, o tym, że zjawiska nie są takie rzeczywiste, jakie wydają się być. Wówczas istnieje szansa, że jego przywiązanie osłabnie, albo zupełnie się rozpuści. Kiedy ktoś czegoś się boi możemy mu pokazać, że wszystkie zjawiska przychodzą i odchodzą, są bardzo interesujące, a świat nie jest żadnym zagrożeniem. Na wszystko istnieje jakieś antidotum.

Dawanie

Zwykłe dawanie polega na tym, że mamy czegoś za dużo i dajemy to innym. Jest to najprostszy rodzaj współczucia. Opowiadając o nim Ole używa czasami przykładu Meksyku, któremu Stany Zjednoczone udzieliły pomocy ekonomicznej, gdyż miały w tym swój interes. Najwyższy rodzaj współczucia pojawia się jednak dzięki zrozumieniu pustki. W gruncie rzeczy wszyscy potrzebują potwierdzenia, że nic strasznego nie może się wydarzyć. Potrzebują tego, by ktoś im pokazał, że prawdziwa natura umysłu istnieje. Gdy ludzie bardzo cierpią, są zestresowani, a zewsząd lecą bomby, wówczas wątpią, że istnieje jakieś ostateczne wyjście z sytuacji. Tymczasem właśnie wtedy najbardziej jest im potrzebna pewność, że istnieje jakiś absolutny stan. Myślę że najwyższym rodzajem współczucia jest danie innym tego przekonania - świadomości, że wszyscy mogą osiągnąć poziom wolny od cierpienia oraz całkowite urzeczywistnienie.
W umyśle kogoś, kto rozumie jakimi rzeczy są, współczucie pojawia się samoistnie. Działa to również w drugą stronę - ten kto ma współczucie rozwija również mądrość, rozpoznaje, że to co nas łączy jest prawdziwe, a to co nas dzieli jest iluzoryczne. Ostatecznie, jedno bez drugiego nie ma sensu, gdyż jeśli ktoś chce pomóc innym, jednak nie wie jak to zrobić, wówczas nic z tego nie wynika. Jeżeli natomiast wiemy co trzeba zrobić, lecz nie robimy nic, jest to również nieskuteczne. Współczucie bez mądrości, albo mądrość bez współczucia są bezużyteczne. Jak to się dzieje, że ktoś kto ma współczucie staje się mądry? Musi po prostu wiedzieć, jak pomagać innym. Z tego automatycznie wynika chęć rozwinięcia mądrości. Jest wiele rzeczy, które możemy zrobić chcąc pomóc innym, ale niewiele z nich ma sens. Jeżeli ktoś rodzi się i następnie całe życie poświęca na zdobywanie pokarmu, to niewiele z tego wynika. Ważna jest nie tylko ilość, lecz również jakość. Jeżeli mamy współczucie, chcemy się dowiedzieć, co rzeczywiście powinniśmy zrobić dla innych. Budda rozwiązał ten problem sprawdzając najpierw, jak może pomóc samemu sobie. Przede wszystkim spróbował zrozumieć skąd biorą się problemy, potem zaś wypróbował różne metody pozwalające się ich pozbyć. Dzięki temu mógł później zaofiarować coś rozsądnego innym, ponieważ kłopoty wszystkich istot są do siebie bardzo podobne. Jeśli nauczyciel nie potrafi uczynić szczęśliwym samego siebie, w jaki sposób może uszczęśliwić nas?
Podobno komuniści różnią się od naukowców tym, że naukowcy robią eksperymenty na zwierzętach, a komuniści na ludziach. My natomiast jako buddyści staramy się uczyć na własnych doświadczeniach, zamiast robić eksperymenty na innych. Jednocześnie próbujemy utrzymywać dobrą motywację - jeżeli nam się to udaje, wówczas nasze działania przyniosą dobre skutki. Cały zewnętrzny świat jest jednym wielkim życzeniem. To nasza motywacja powoduje, że rzeczy są pozytywne albo negatywne - jeżeli jest właściwa, to już wymierzyliśmy we właściwe miejsce. Wystarczy tylko nacisnąć spust. Można by pomyśleć, że fabryki w Warszawie, albo gdzie indziej są czymś rzeczywistym. Lecz istnieją one tylko dlatego, że ludzie wierzą, iż przyniosą im szczęście. Współczucie jest źródłem informacji na temat tego, co powinniśmy zrobić dla innych, daje nam możliwość kontaktu z informacją zawartą w przestrzeni, powoduje, że, na początku widzimy rzeczy, które pomagają innym na krótki dystans, o potem dostrzegamy również te, które przynoszą długofalowy efekt. Jeżeli mamy dużo współczucia, wówczas staramy się urzeczywistnić coś, co ma absolutne znaczenie, by być w stanie wskazać innym drogę do tego poziomu. Dopiero to naprawdę pomaga.