Przeniesienie świadomościTłumaczenie: Kasia Biala
Któregoś dnia na wyludnionym pustkowiu południowego Tybetu zmarł pewien koczownik. W okolicy nie było żadnego klasztoru ani
lamów, rodzina zmarłego zastanawiała się więc, gdzie znaleźć kogoś, kto będzie potrafił wykonać odpowiednie rytuały. W pewnym
momencie niespodziewanie spotkali samotnego podróżnika ubranego w łachmany, który wyglądem przypominał jogina albo żebraka.
Okazało się, że jest lamą. Pogrążona w smutku rodzina poprosiła go więc o modlitwę za swego krewnego. Lama spełnił to życzenie.
Kiedy zbliżył się do łóżka zmarłego i zaczął się modlić, wszyscy pełni oddania zapytali go, czy mógłby również przeprowadzić
dla niego poła i w ten sposób przenieść jego umysł do Dełaczen, Czystej Krainy Buddy Amitaby. Lama odpowiedział: "Jestem tylko
biednym, niepiśmiennym praktykującym, nie opanowałem tej tajemnej metody. Posiadam jednak pewną dobrą właściwość - mam nieograniczone
zaufanie do Buddy Karmapy. On jest jak wielka brama do Dełaczen". Następnie zaczął powtarzać mantrę Karmapy - "Karmapa Czienno"
- oznaczającą: "aktywności wszystkich buddów działaj przeze mnie, bądź ze mną jednym." Powtórzywszy setki razy to przywołanie,
dotknął swoją malą ciała zmarłego, przenosząc jego świadomość na czyste poziomy krainy Dełaczen. Po jakimś czasie, każdy z
obecnych zauważył, że pojawiły się znaki powodzenia w praktyce poła. W powietrzu można było poczuć przyjemny zapach, a na
szczycie głowy zmarłego, w miejscu, w którym świadomość opuściła ciało, powstała wyraźnie widoczna szczelina. Wszyscy obecni
byli bardzo uradowani. Zaczęli również sami żarliwie powtarzać mantrę Karmapy, modląc się o urzeczywistnienie ostatecznego
wyzwolenia i błogosławieństwo krainy Dełaczen.
Niedługo potem lama wyruszył w dalszą podróż. Pewnego dnia usłyszał, że Karmapa odwiedził południowy Tybet. Udał się tam więc,
by się z nim zobaczyć. Gdy się spotkali, pierwsze słowa Karmapy brzmiały: "Ta poła, którą wykonaliśmy wtedy razem na południu
nie była łatwa, prawda?" Powiedziawszy to roześmiał się i żartobliwie uderzył lamę swoją malą...