Nie-medytacjaKasia Biała
Pewien jogin medytował dwadzieścia lat w jaskini w Golok. Doświadczył wielu głębokich wglądów, a także uczucia szczęścia, przejrzystości i braku myśli. Ostatecznie stwierdził, że osiągnął oświecenie. Wówczas postanowił odwiedzić Dziamgona Kongtrula Lodro Taje, by opowiedzieć mu o swojej realizacji. Gdy po kilkutygodniowej podróży stanął u bram jego klasztoru, poprosił o audiencję. Kongtrul przywitał go uprzejmie. Kiedy jogin opowiedział o swojej długoletniej praktyce i wszystkich doświadczeniach medytacyjnych, Rinpocze wykrzyknął, "Oj, niedobrze! Okropnie. To nie ma jakiegokolwiek znaczenia. Zapomnij o tym wszystkim. Podobnie jak woda górskich wodospadów coraz gwałtowniej spada w dół odbijając się od skał, medytacja umacnia się, kiedy ciągle od nowa ją przerywamy". "Wracaj do Golok", poradził joginowi. " Przez trzy lata pozostań sam w jaskini nie medytując, wystrzegaj się jakiejkolwiek duchowej praktyki. Po prostu utrzymuj wrodzony, naturalny stan, niezależnie od tego co się będzie działo. Beztroska wolność od obu - działania i nie-działania - jest prawdziwym urzeczywistnieniem Dharmy. Dopóki nie porzucisz wszystkiego, nawet aktywności Dharmy, nigdy nie osiągniesz oświecenia w tym życiu. Zapomnij o dwudziestoletniej karierze profesjonalnego pustelnika. Przestań medytować!" Potem przegonił go. Jogin wrócił do miejsca swego odosobnienia w górach w Golok. Na początku trudno mu było zastosować oświecające nauki mistrza o nie-działaniu, ale stopniowo przyzwyczaił się do bezwysiłkowości i naturalności. Niedwoista świadomość, umysł buddy, rozbłysła w nim jak słońce. Po trzech latach wrócił do Kongtrula Rinpocze. Pokłonił się przed mistrzem, ten nie odezwał się jednak ani słowem. W ten sposób potwierdził jego urzeczywistnienie.
(Powyższa historia mówi o końcu praktyki, a nie o początku - przyp. red.)