Współczucie może być zaraźliwe
Tłumaczenie: Wojtek Tracewski
Region Kham we wschodnim Tybecie był jeszcze do niedawna dziczą zamieszkaną przez nieliczne, najczęściej bardzo rozproszone klany, które często toczyły między sobą krwawe walki. Paradoks polega na tym, że z jednej strony pomiędzy walczącymi rodami panowało prawo pięści, z drugiej zaś okolica ta była ośrodkiem duchowości, gdyż w majestatycznej ciszy Himalajów wielu ludzi często spontanicznie pogrążało się w medytacji.
W Kham zatrzymywał się często Patrul Rinpocze, wielki mistrz dzogczen. Kiedyś medytował wysoko w górach w pobliżu Markhong, pośrodku stromej ścieżki łączącej ze sobą dwie doliny i dlatego używanej często przez zwaśnione klany do urządzania zasadzek.
Mistrz miał zamiar po prostu wędrować przez jakiś czas po owej okolicy. Kiedy jednak poczuł intensywność panujących w niej pełnych agresji energii, które wręcz zatruwały obie doliny i wznoszący się ponad nimi wspaniały górski szczyt, postanowił połączyć swą przebudzoną świadomość z owymi wrogimi wibracjami i zobaczyć, co z tego wyniknie.
Rozpalił więc ognisko na ścieżce, ugotował sobie herbatę, zjadł coś i kiedy poczuł, że ktoś wspina się pod górę, położył się w poprzek szlaku, tak by każdy przechodzący musiał na niego nastąpić lub go przeskoczyć. Wkrótce oba wojownicze klany usłyszały o szalonym zachowaniu obcego podróżnego leżącego na ich ścieżce i najwyraźniej mającego zamiar urządzić się tam na dłużej. Wysłano więc trzech uzbrojonych po zęby jeźdźców, by usunęli niepożądanego gościa z przełęczy.
Patrul położył się właśnie przy ognisku, kiedy mały oddział nadjechał. Żołnierze zeskoczyli z koni i krzyknęli: "Zwariowałeś czy jesteś chory? A może masz trąd? Po co tu leżysz - chcesz nas może zarazić?" "Nie bójcie się", odpowiedział Rinpocze mrugając okiem. "Na ile was znam nie zarazicie się . Mój stan nazywa się "bodhiczitta" i zwykle nie przenosi się na zdrowych, młodych wojowników."
Potrząsając głowami trzej jeźdźcy wsiedli na konie i odjechali. Nie byli w stanie wyrządzić krzywdy ubranemu w łachmany człowiekowi o dobrych oczach.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki trwające od kilkudziesięciu lat walki pomiędzy oboma klanami w Markhong zakończyły się niedługo potem podpisaniem pokojowego paktu, na co nikt już nie miał nadziei. Wkrótce po okolicy rozeszła się pogłoska, że trzej krwiożerczy młodzi wojownicy zarazili się bodhiczittą od oświeconego włóczęgi, potem zaś wirus przeniósł się na wszystkich, z którymi mieli kontakt.
Nikt nie widział już potem nigdy człowieka, który sprowadził na okolicę zarazę współczucia. Patrul Rinpocze opowiedział jednak całą ową historię sam udzielając pewnego dnia nauk dużej grupie poszukiwaczy prawdy: "Może przebudzona świadomość rzeczywiście jest zaraźliwa... chociaż trzeba przyznać, że objawy tego stanu nieczęsto pojawiają się w pełni."
Słuchacze rozumieli, co Patrul rozumiał pod słowem "objawy": zdolność współodczuwania z innymi i miłość odnajdującą własne serce w sercach wszystkich istot. Potem Rinpocze zakończył rozmowę modlitwą: "Oby wszystkie istoty bez wyjątku zaraziły się nieograniczoną bodhiczittą."