Symbolika buddyzmu tybetańskiego. Część pierwsza.Autor: Lama Ole NydahlTłumaczenie: Mira Boboli
Żeby zrozumieć temat dzisiejszego wykładu musimy cofnąć się pamięcią w daleką przeszłość, od czasów dzisiejszych, kiedy to
góry chromowanej stali stojące dookoła każdego z nas wypluwają w przestrzeń setki rodzajów tubek pasty do zębów lub tysiące
samochodów, do epoki, kiedy wszyscy byliśmy biedni, a świat był zaledwie najbliższą doliną. Ludzie nie byli wówczas zbyt wydajni,
ponieważ nie mieli maszyn, które dzisiaj posiadamy, wszystko wykonywali przy pomocy zwierząt. Nieustannie byli zajęci różnymi
obowiązkami i może raz w ciągu całego życia udawali się do miasta. Nie mieli środków transportu, telewizji, gazet, pozbawieni
byli informacji z zewnątrz, a już na pewno nie mieli znali polityki planowanego zużywania się towarów, wymuszającej teraz
ciągłe kupowanie coraz to nowych rzeczy. Tysiące ludzi zbierają się dzisiaj i decyduje, czy spodnie mają być szerokie na górze,
szerokie na dole, szerokie po środku, czy szerokie nigdzie, chodzi o to byście wyrzucili wszystko z szaf i kupili nowe ubrania.
Przyjrzyjmy się więc czterdziestu tysiącom lat rozwoju ludzkości, szczególnie uważnie zaś ostatnim pięćdziesięciu latom i
naszej bogatej, cywilizowanej części świata, powstawaniu odmiennych kultur, symbolizmowi i różnym sposobom wyrażania się ludzkiego
umysłu. Marksiści zawsze będą wam mówić o dominującej roli klas w tworzeniu społeczeństw, zaś biolodzy o uwarunkowaniach genetycznych.
Jednym z powodów, dla którego tak wielu ludzi z innych kultur ma problemy w odnalezieniu dzisiaj swojego miejsca w naszych
wielkich miastach jest ich odmienny genotyp. Po prostu nie pasują do społeczeństwa stworzonego przez północnych Europejczyków.
Ich sposób myślenia jest zupełnie odmienny. Przeprowadzono wiele badań nad jednojajowymi bliźniętami i zaobserwowano na przykładach
rozdzielonych rodzeństw, że często dwaj bracia, nawet jeżeli jeden mieszkał we wschodnich Niemczech, a drugi w zachodnich,
wybierali partnerki o tych samych imionach, podobnie nazywali zwierzęta, stawiali identyczne domy i myśleli w ten sam sposób.
Sądzę więc, że to nie komuniści mają rację, lecz naukowcy, ponieważ ludzie żyją i zachowują się w zależności od tego, jak
są ukształtowani.
Ze wszystkich kultur dzisiejszego świata, zdecydowaliśmy przyjrzeć się bliżej kulturze tybetańskiej. Prawdopodobnie nasze
poprzednie inkarnacje są związane z tą częścią świata, w jakiś sposób jest ona dla nas ważna i interesująca. W kulturze tybetańskiej
symbolika ma duże znaczenie i oddziaływuje na dwóch odmiennych poziomach. Pierwszy z nich to zwykły światowy poziom, uwarunkowany
przez historię, stosunki społeczne, środki produkcji i procesy z tym związane. Drugi dociera do nas w zupełnie inny sposób.
Nie składają się nań odbicia pojawiające się na powierzchni lustra, uwarunkowane zjawiska, lecz stanowi go samo zwierciadło,
bezpośrednie doświadczanie umysłu i jego natury. To właśnie powoduje, że próba zintegrowania kultury tybetańskiej z zachodnią
jest dla nas tak atrakcyjna. Mamy wiele powodów, by czuć się szczęśliwymi w naszej zachodniej kulturze. Nigdy nasze społeczeństwa
nie cieszyły się większą wolnością i poszanowaniem praw jednostki, możliwością kształcenia i korzystania z opieki socjalnej.
To dzięki naszej zachodniej demokracji, która szeroko rozprzestrzeniła się po całym świecie, mamy wszystko co najlepsze. Oczywiście
przoduje tutaj Anglia, a inne kraje biorą z niej przykład i podążają za nią. Kiedy jednak siedzimy tak dobrze odżywieni w
naszych wielkich samochodach, starannie wykształceni i posiadający wszystkie te przyjemne, umilające nam życie rzeczy, z telefonami
komórkowymi i internetem dosięgającym krańców świata, powinniśmy pójść dalej i wprowadzać do tego świata aspekt oświecenia.
O ile dobrze pamiętam amerykański prezydent Jefferson powiedział kiedyś: "Ja studiowałem rzemiosło wojenne, moje dzieci studiują
rolnictwo, ich dzieci będą mogły studiować sztukę". My możemy zrobić kolejny krok, o którym Jefferson nie wspomniał, wyjść
poza zwykły świat, przejść od sztuki do poziomu urzeczywistnienia tego, który wszystkiego doświadcza, do realizacji natury
umysłu. Praktykując buddyzm tybetański do tego właśnie zmierzamy.
Kiedy buddyzm na dobre zadomowił się w Tybecie, pojawiły się wraz z nim symbole reprezentujące to, co wydarza się w umyśle.
Jeśli przyjrzymy się dzisiaj temu, co niosą ze sobą te symbole, musimy stwierdzić, że same w sobie nie są one jednoznacznie
przejrzyste i zrozumiałe. Z naszą zachodnią tendencją krytycznego myślenia i posiadając wyćwiczoną w szkole zdolność do pracy
z abstrakcjami, powinniśmy umieć oddzielić wyraźnie od siebie czysto kulturową warstwę nauk koncentrującą się na tym, co pojawia
się w umyśle od tych, które dotykają bezpośrednio jego natury. Powinniśmy również unikać suchych informacji, przeznaczonych
głównie do studiowania, których jest bardzo dużo w tej tradycji, ale które nie przyniosą nam bezpośredniego pożytku i nie
pomogą nam lepiej żyć, lepiej umrzeć i lepiej się odrodzić. W naszych poszukiwaniach i rozwoju musimy być w stanie odróżniać
w ten sposób rzeczy od siebie. Na przykład w medytacji ofiarowania mandali składamy w podarunku dwanaście kontynentów, bogatych
w różne miłe rzeczy, takie jak zboże rosnące samo z siebie, krowy spełniające życzenia, jabłka wpadające do strumienia i wydające
piękne dźwięki itd. Potem ofiarowujemy osiem symboli przynoszących szczęście, oraz siedem znaków specjalnych. Na zewnętrznym
poziomie obdarowują one bogactwem, urodą, długim życiem i innymi dobrymi rzeczami. Ponieważ Tybetańczycy chcieli uniknąć tego,
by wyglądało to zbyt światowo, uznali, że te ofiary mają wyjątkowe znaczenie, ponieważ zostały pobłogosławione przez Buddę.
W ten sposób uniknęli owego rozróżniania na "zwykłe" i "wyzwalające", które my ciągle musimy stosować. Jeżeli coś odwołuje
się do umysłu i jego natury, to musimy sprawdzić, w jaki sposób działa. W tej medytacji występują również piękne boginie ofiar,
które pomagają nam, rozwijają nas i błogosławią obdarowując oświeceniem, jeśli mamy do nich stosunek pełen oddania i szacunku.
Dla mnie osobiście mogłyby odłożyć na bok te wszystkie przedmioty, które trzymają w rękach, kwiaty, girlandy itp. i przyjść
tak po prostu bez niczego (śmiech) . Jeśli pójdziemy dalej, zobaczymy, że stopniowo symbole zaczną nabierać głębszego znaczenia.
Na przykład słońce i księżyc. To dziwne, ale tylko dla Tybetańczyków i Niemców księżyc jest męski, a słońce żeńskie. Nie wiem
jaki rodzaj mądrości przywędrował do Niemiec, ale ta która dotarła do Tybetu mówi, że księżyc jest współczuciem, że jest miły
i uspokajający, słońce zaś jest aktywne, pobudzające, może cię nawet spalić, zmusić do działania, jest mądrością drapieżną.
Ma to coś wspólnego z poglądem, że mężczyźni są bardziej szczęśliwi niż kobiety. Są bardziej nakierowani na siebie, na własne
"świecenie", nie dostrzegają wielu rzeczy, więc łatwiej jest im być szczęśliwymi. Kobiety są bardziej otwarte na zewnątrz,
"świecą" ku innym, więcej widzą, także u siebie, więc dla nich wszystko jest trudniejsze. Słońce i księżyc są rozumiane tutaj
na głębszym poziomie, a nie tylko jako źródła światła. Na końcu ofiarowania mandali pojawia się sztandar zwycięstwa. Pokonałem
swoich wrogów, powiewam nad nimi sztandarem zwycięstwa. Z wrogami jest tylko taki problem, że im więcej ich pokonamy, tych
więcej się ich pojawia. Przychodzą zewsząd. Ponieważ wielu ludzi ma karmę, żeby ich źle traktować, jeżeli kierujesz na zewnątrz
ku światu haki agresji, wrogowie przychodzą do ciebie, kierowani karmą. Sztandar zwycięstwa oznaczać może jeszcze, że pokonałeś
swych wewnętrznych wrogów, przeszkadzające emocje, takie jak gniew, pomieszanie, dumę, przywiązanie i zazdrość. Wtedy nieprzyjaciele
już nie przychodzą, bo żaden pierścień agresji nie ma się o co zaczepić. Zawsze spotykamy ludzi podobnych do nas. Szczęśliwi
spotykają szczęśliwych, gniewni przyciągają gniewnych. Sami stwarzamy świat, w którym żyjemy. Sztandar zwycięstwa zawiera
więc w sobie również aspekt wyzwalający.
Bardziej bezpośredni związek z buddyzmem tybetańskim i jego symboliką rodzi się, kiedy już zrobimy nyndro. Pojawia się w naszych
oczach, brzmi w naszych uszach, jest obecny wszędzie. Tutaj owo przemieszanie się właściwości wyzwalających i światowych jest
już oczywiste. Jak już wspomniałem, sami Tybetańczycy nie oddzielali ich od siebie w jakiś wyraźny sposób i właściwie obeszli
ten problem dookoła mówiąc, że wszystko zostało pobłogosławione przez Buddę. Muszę powiedzieć, że wszystkie te rzeczy mają
w sobie moc. W nocy kiedy umarł Karmapa miałem w Rumteku bardzo czytelny sen, w którym otrzymałem wszystkie bogactwa władcy
wszechświata. Najpierw pojawiła się królowa Danii, Małgorzata, zgrabna i elegancko ubrana. Objąłem ją i zapytałem: "Co robisz
w moim śnie? " To była cenna królowa. Potem byłem unoszony wysoko przez helikopter, to było cenne koło. Następnie siedziałem
na głowie olbrzymiego posągu Buddy, a dookoła mnie fruwały banknoty dolarowe i klejnoty. To były czasy Reagana, kiedy dolar
był silny. Pamiętam, że zastanawiałem się, ile ośrodków moglibyśmy zbudować i ile dobrych rzeczy zrobić za te pieniądze. To
był cenny klejnot. Z kolei pojawił się cenny koń jako motocykl BMW i cenny słoń jako porsche. Wszystkie te rzeczy z ofiarowania
mandali po prostu nieustannie spadały na ziemię. Tuż zanim obudziła mnie Hannah, stałem na płaskiej, jak w Rżdby, ziemi. Nadeszła
jedna olbrzymia fala, potem druga, i wreszcie dookoła pojawiło się zboże rosnące samo z siebie. Ta potrzeba odróżniania rzeczy
światowych od wyzwalających nie oznacza, że należy uważać, iż któreś z nich pozbawione są mocy i przekazu. Nie powinniśmy
mówić, że to co nie dotyczy wyraźnie i bezpośrednio umysłu ma wartość podrzędną, jest czymś w rodzaju pozbawionego błogosławieństwa
"second-handu". Tysiące lat błogosławieństwa niezliczonych buddów, medytacji wielu lamów i joginów stworzyło ich olbrzymie
pole mocy. Prawdopodobnie owo błogosławieństwo i energia będą się przesuwały w kierunku bliższym naszemu dzisiejszemu światu
i temu do czego jesteśmy przyzwyczajeni, w kierunku BMW, porsche, helikopterów itd.
Później wspomnę trochę również o sposobach jakie mamy w buddyzmie dla wykorzystywania zmysłów, nakierowania się umysłu ku
jego zawartości. Nawet jeżeli rzeczy wyglądają na typowo zewnętrzne, dzięki zręcznym środkom medytacji i błogosławieństwu
przekazu rozwijają nas i szybko dzięki nim wzrastamy.
Mówiłem na razie dużo o filozofii, teraz jednak skoncentrujmy się na zagadnieniach pożytecznych dla wszystkich, zarówno dla
tych posiadających przekaz, jak też dla tych, których Dharma na razie tylko interesuje. Jeśli przypatrzymy się buddyzmowi
tybetańskiemu z zewnątrz, w pewien sposób intelektualnie, tak jakbyśmy mieli zapoznać z nim innych, okaże się, że jest w nim
dużo rzeczy przydatnych i pożytecznych również dla ludzi nie będących buddystami.
Główną drogą w Kagyu jest utożsamianie się. To ono daje nam moc, podnosi nas w górę, budzi nas. W Diamentowej Drodze zachowujemy
się jak budda, dopóki się nim nie staniemy, rozwijamy głębokie zaufanie do tego, że każdy z nas posiada naturę buddy i staramy
się pozostawać stale w tym stanie świadomości.
Tuż za moimi plecami widzicie tankę Dukar, wielkiego strażnika naszej linii, szczególnie zaś Zachodniego Wybrzeża i ośrodka
w San Francisco, wspaniałej Białej Parasolki. Kupiłem ją przy pomocy przyjaciół w Warszawie, w pewnym bardzo szczęśliwym momencie,
za 777,77 marek. Same siódemki, ale nie znaczy to, że jestem fanem numerologii. Po prostu poczułem płynące od niej bardzo
silne błogosławieństwo.
Chciałbym posłużyć się tutaj jej przykładem, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, bym zapoznał was z jej różnymi
właściwościami. Więc obudźcie się i starajcie się wyglądać inteligentnie (śmiech) .
Ta tanka to jeden z wielu zwojów, jakie namalowano w Tybecie przez ponad tysiąc lat rozwoju tamtejszego buddyzmu. Zostały
one w większości zniszczone po 1959 roku, szczególnie zaś w okresie rewolucji kulturalnej w latach 1960, 1968, kiedy to jedna
czwarta populacji światowej straciła większość swojego kulturowego dziedzictwa. Rozmiar zniszczeń w Chinach, Tybecie i Mongolii
jest trudny do wyobrażenia. Tanki owe szmuglowano z Tybetu, na ogół przez Himalaje. Wiele z nich jest przetartych pośrodku,
ponieważ owijano je dookoła ciała, związywano sznurkiem i przykrywano czubą (kożuchem, przyp. tłumacza) . Ta jest dobrze zachowana,
a artysta był wystarczająco zdolny i wiedział, w którym momencie skończyć pracę, by dodaniem zbyt wielu detali nie zasłonić
linii rysunku. Jest to forma gniewna. Zwykle formy takie są czarne, niebiesko-czarne lub brązowe. W buddyzmie używamy różnych
przeszkadzających emocji, przyjmujemy je i przekształcamy, nie udajemy, że ich nie ma. To co było w jakiś sposób niebezpieczne
i zagrażało nam, staje się ochroną. Odwracamy sytuację i mówimy: "Jeśli jesteś silniejszy, pomóż mi, zostaniesz moim przyjacielem
i będziesz pracował dla mnie".
Zanim przejdziemy dalej powinienem jednak powiedzieć coś o wyobrażeniach Buddy. Jak wiecie Budda nauczał cztery grupy ludzi.
Wielu z nich było zainteresowanych tak wieloma rzeczami, że nie mieli nawet czasu, by uświadomić sobie, że posiadają umysł.
Tym udzielił nauk krija tantry, którą znacie z praktyki njungne. Podczas jej wykonywania nie jecie, nie pijecie, nie kochacie
się, tylko mówicie mantry. Nie żartuję. To jest bardzo silna medytacja - Ęma głębokie znaczenie, przynosi szybkie efekty
i daje prawdziwą moc. Jest to jednak poziom, na którym Budda jest duży, a wy mali. Dopiero stopniowo rozwijacie się, by spojrzeć
mu w twarz. Inni praktykujący postępowali dalej i odkrywali, że dzięki znajomości prawa przyczyny skutku mogą robić rzeczy
dające szczęście i unikać przynoszących cierpienie. Oni otrzymali nauki i inicjacje czarja tantry. Natomiast tym, którzy sami
ze sobą czuli się już dobrze i rozwinęli wystarczająco dużo energii, by myśleć również o innych, coś dla nich zrobić, oraz
odbierać wszystko mniej osobiście, Budda udzielił nauk joga tantry. Kiedy mówicie mantrę Kochających Oczu, a on siedzi nad
waszymi głowami, jest to poziom czarja tantry, gdy zaś Czenrezig łączy się z wami i jesteście nim, jest to już poziom joga
tantry. Niektórzy uczniowie nagromadzili tak dużo dobrych wrażeń w umyśle, że kiedy zetknęli się bezpośrednio z buddami i
innymi formami medytacyjnymi, od razu poczuli z nimi bliski, głęboki związek. Oni otrzymali inicjacje form zjednoczonych,
nauki mahaanuttarajoga tantry. Nazwa ta oznacza, że nie istnieją już żadne wyższe instrukcje. Słabością większości ludzi jest
niezdolność do widzenia seksualności na najwyższym, czystym poziomie. Tylko wtedy, kiedy osiągnęło się wysoki poziom zrozumienia
i dzielenia się radością z innymi, można postrzegać męskiego partnera jako diament, żeńskiego jako lotos, a ciało jako mandalę.
To wymaga czasu i nie jest łatwe, ponieważ rozgrywa się na obszarze, na którym przeżywamy największe radości i najtrudniejsze
problemy.
Istnieją różne metody symbolicznego wyrażania zjednoczenia na najwyższym poziomie. Nie zawsze łatwe jest odróżnienie ich od
form z poziomu krija, czarja i joga tantry, bo czasami przedstawione są tylko jako pojedyncza postać męska lub żeńska. Na
przykład wydaje się, że Dordże Pamo występuje samotnie, tymczasem jej partnera symbolizuje katłanga (trójząb, przyp. tłum.).
Musimy połączyć ze sobą męską połowę i żeńską, współczucie i mądrość z poziomu mahajany, oraz radość i przestrzeń z poziomu
wadżrajany. Dlatego na poziomie najwyższym buddowie są zawsze w zjednoczeniu, podczas gdy w krija, czarja i joga tantrze są
rodzaju męskiego lub żeńskiego.
Pierwszych trzech klas tantr Budda nauczał w swojej złocistej, stojącej formie, emanując wypromieniowaniami i w zależności
od możliwości umysłowych i właściwości słuchaczy. Niezależnie od tego, czy mieli więcej mądrości, współczucia czy aktywności,
inspirował ich pokazując im ich własny potencjał i najsilniejsze właściwości na czystym poziomie. Wibrował mantrami, które
temu odpowiadały, tworząc most łączący pole energii wewnętrznych z zewnętrznymi. Pokazywał również, jak można stapiać się
z nim i stawać się od niego nieoddzielnym. Na poziomie najwyższym, mahaanuttarajoga tantry było podobnie, z tym że transformował
swoje ciało w formy zjednoczone. Wówczas ludzie czuli, że działo się z nimi coś wyjątkowo, tak jakby zaczęli nosić w sobie
dziecko mądrości. Po pewnym czasie zaczęli się zmieniać, ponieważ metody stosowane przez Buddę nie zatrzymują się na powierzchni,
ale docierają głęboko do podświadomości i przekształcają ją. Z kolei inni obserwując te pozytywne zmiany też chcieli podążyć
ich śladem, przychodzili do nich i prosili o przekaz. Tak w małych społecznościach zaczęło pojawiać się zaufanie do nauk Buddy.
W ten sposób powstały w Indiach dwie tradycje. Jedna polegała na studiowaniu Dharmy na dużych uniwersytetach takich jak na
przykład Nalanda czy Wikramaszila, druga zaś była drogą joginów. Znamy wiele historii, opowiadających o tym, jak tuż przed
śmiercią nauczyciela pojawiał się u niego uczeń, szybko otrzymywał nauki w bardzo osobisty i bliski sposób, po czym mistrz
znikał. Jedną z przyczyn, dla których buddyzm był dawniej tak silny było to, że przekazywano tylko te nauki i praktyki, które
były dobrze znane i wykonywane, dodatkowo wzbogacając je swoją energią i doświadczeniem. Po około 1500 latach rozwijania się
w Indiach, nauki Buddy dotarły do Tybetu. Tu sposób przekazu uległ pewnym zmianom. Tybetańczyków nie ograniczały przepisy
systemu kastowego, byli też lepiej zorganizowani niż Hindusi, bardziej otwarci i mądrzejsi w szeroko rozumianym sensie. W
Indiach przyjmowano jedną inicjację i praktykowano ją przez całe życie jako swojego jidama, tu było inaczej. Inicjacje powiązane
były w długie cykle, takie jak np. Kagyu Nagdze. Największym z nich był Rinczen Tardze, dwa tysiące inicjacji udzielanych
od siódmej rano do siódmej wieczorem przez sześć miesięcy. Wielka rzecz. Przyjęliśmy je z Hannah w 1983 roku i nigdy nie byliśmy
już tacy jak przedtem. Tym, którzy przyjęli wiele inicjacji mogę powiedzieć, że w rzeczywistości istnieje tylko jeden damtsing,
jedno zobowiązanie i jest to zobowiązanie w stosunku do buddy, ponieważ wszystkie te formy, wszystkie jidamy wyrażają stan
Buddy. To naprawdę jest bardzo ważne. By wzmocnić aktywność i siłę działania w życiu wykonujecie praktyki strażników, w naszym
przypadku Mahakali, a dla rozwijania umysłu praktykę jidama lub lamy jako jidama. Lama jest tu źródłem błogosławieństwa i
utrzymywania wokół sobie intensywnego pola mocy. Nawet jeżeli otrzymujecie inicjacje innych strażników, musicie wiedzieć,
że wszyscy oni należą do mandali Czarnego Płaszcza i że nie są z tego powodu nieszczęśliwi. Nie są zazdrosnymi bogami, takie
myślenie możecie pozostawić chrześcijaństwu i islamowi. Mają tę samą esencję i jeśli medytujecie na jednego z nich, medytujecie
na wszystkich. Ich sposób manifestowania się jest trochę odmienny, ale wszyscy są odwagą, współczuciem i radością wszechświata.
Kiedy wykonuje się praktyki innych strażników, nasz też tam jest, ale dla bliższego związku z naszą linią lepiej jest pozostać
przy Mahakali. Dobrze się rozwijamy, więc myślę, że warto.
Koniec części pierwszej.