Wywiad z Hannah NydahlTłumaczenie: Joanna Jabłońska
Kagyu Life:
Jak to się stało, że spędziłaś tak wiele czasu w .Azji?
Hannah Nydahl
Pierwszy raz pojechaliśmy z Ole do Azji w latach sześćdziesiątych. Związaliśmy się z buddyzmem i pozostaliśmy tam przez kilka
lat. Wówczas nie było buddyzmu na Zachodzie, więc związki ze Wschodem pozostawały bardzo ważne. Moim zadaniem stało się tłumaczenie
wysokich nauczycieli i pomoc w organizowaniu harmonogramów ich podróży.
Poza tym przez wiele lat, raz na rok lub dwa, wraz z Ole organizowaliśmy pielgrzymki na
Wschód, zabierając na nie do stu osób. To dało mi możliwość częstych kontaktów z Azją. Przez ostatnie pięć lat pracuję także
jako tłumacz tybetańskich nauczycieli w KIBI (Kannapa International Buddhist Institute - Międzynarodowy Buddyjski Instytut
Karmapy) , w New Delhi.
Dzisiaj sytuacja dla ludzi wkraczających na ścieżkę buddyzmu jest zupełnie inna. Można być buddystą w swoim własnym kraju,
uczyć się i praktykować na miejscu. Dla rozwoju może też być pożytecz na pielgrzymka do miejsc szczególnego błogosławieństwa
- takich jak Bodhgaya, gdzie Budda osiągnął oświecenie. Ale nie jest konieczne życie na Wschodzie. Ja sama jeżdżę tam tylko,
gdy mam jakąś pracę do wykonania.
Kagyu Life:
Jak nauczyłaś się tybetańskiego?
Hannah Nydahl:
W późnych latach sześćdziesiątych, kiedy zetknęliśmy się z buddyzmem, tylko bardzo nieliczne teksty były przetłumaczone i
tylko nieliczni nauczyciele mówili po angielsku. Musieliśmy sami nauczyć się tybetańskiego. Ja zaczęłam od nauki alfabetu
od Tarab Tulku na uniwersytecie w Danii. Gdy przebywaliśmy w Indiach, w Himalajach i praktykowaliśmy, musieliśmy sami tłumaczyć
wszystkie teksty do medytacji. Kiedy robiliśmy nyndro, zaczęliśmy od tekstu do pokłonów. Sprawdzałam prawie każde słowo w
słowniku i z wolna tłumaczyłam tekst. Tak samo było z pozostałymi częściami nyndro. Przebywaliśmy wówczas w miejscu odosobnień
i nie rozmawialiśmy wiele z ludźmi, więc nie ćwiczyliśmy wcale mówionego tybetańskiego. Żeby mówić musieliśmy zamieszkać w
obozach tybetańskich, gdzie nikt nie mówił po angielsku. Później zapraszaliśmy lamów do Europy i nie było nikogo, kto mógłby
tłumaczyć, musiałam więc poznać tybetański lepiej. Był to naturalny proces. Tłumaczenie stało się częścią mojej roli, a Ole
skierował się ku aktywności nauczyciela. Jest urodzonym nauczycielem, ale nie urodzonym tłumaczem. (Hannah śmieje się) . Jeśli
próbowałby tłumaczyć, dawałby swoje własne nauki (wciąż śmiejąc się) . Tak to wygląda.
I znów, dzisiejsza sytuacja jest całkiem inna. Obecnie wiele nauk i tekstów jest przetłumaczonych, jest wielu tłumaczy i łatwo
można praktykować buddyzm bez znajomości tybetańskiego.
Jak i kiedy postanowiłaś odrzucić tradycyjną rolę rodziny? Czy zdarzyło się to w początkach waszego małżeństwa?
Kiedy podczas naszego miesiąca miodowego pojechaliśmy do Azji, zetknęliśmy się z buddyzmem, i pozostaliśmy tam przez kilka
lat by intensywnie uczyć się i praktykować. Później cały czas poświęciliśmy pracy dla Dharmy. Jego Świątobliwość XVI Karmapa
w swych instrukcjach dla nas był bardzo dokładny. Chciał, abyśmy wrócili do Europy i pracowali dla Dharmy. Wówczas nie było
możliwe połączenie tej pracy z normalnym życiem rodzinnym - była to kwestia wyboru. Wybór był łatwy - na tym świecie jest
dosyć dzieci, a to co wtedy robiliśmy było ważniejsze niż posiadanie własnych.
Dzisiaj sytuacja jest inna. Stanie się buddystą nie oznacza zmiany stylu życia, jak było w naszym przypadku.
Kagyu Life:
Ty i Ole jesteście tymi, którzy rzeczywiście przynieśli buddyzm tybetański do Europy.
Hannah Nydahl:
Byliśmy za to odpowiedzialni, gdyż w tamtych czasach buddyzm tybetański był w Europie niedostępny. Nasz rozwój nie był typowy,
mieliśmy szczególną funkcję w szczególnym czasie.
Jak zachowujesz równowagę, gdy tak wielu ludzi domaga się twojego czasu, a każdy twój ruch jest postrzegany jako znaczący?
Absorbowanie czyjegoś czasu jest w porządku, tak naprawdę to nie jest duży problem. Co do obserwowania przez ludzi każdego
poruszenia, chciałabym zwrócić uwagę na coś o znaczeniu ogólnym. Mamy na Zachodzie tendencję do popadania w sztuczność i fanatyzm
wobec naszych nauczycieli. Patrzymy na nauczyciela, śledzimy każdy jego ruch i nadajemy specjalne znaczenie każdemu słowu,
którego używa. W Europie ta skłonność jest wyraźna, nie wiem jak jest w Stanach. Powinniśmy próbować być bardziej naturalni
wobec naszych nauczycieli, wobec Rinpocze. Nasze oddanie powinno być utrzymywane wewnętrznie - nie musi manifestować się na
zewnątrz, w krańcowy sposób. Niekoniecznie trzeba być fizycznie blisko nauczyciela czy ciągle na niego patrzeć. Jeżeli posiada
się ufność i oddanie, nie musi się go demonstrować zewnętrznie.
Jest ważne byśmy jako buddyści przywiązywali wagę do wrażenia jakie wywieramy na innych, ponieważ ludzie mają za mało czasu
by zrozumieć czym jest buddyzm, a my nie chcemy być myleni z licznymi powstającymi obecnie sektami.
Jak zachowujesz równowagę, żyjąc w cieniu tak potężnych mężczyzn jak Ole i Szamar Rinpocze? Nie ma problemu! (Hannah śmieje
się) Nie mam takich ambicji. Nie postrzegam siebie jako żyjącej w czyimś cieniu. Jestem po prostu sobą.
Kagyu Life:
Jakie stopnie rozwoju zaobserwowałaś u siebie w trakcie 25 lat praktykowania buddyzmu?
Hannah Nydahl:
Od momentu, gdy pierwszy raz zetknęłam się z naukami buddyjskimi, to było jak objawienie. Od dzieciństwa miałam zawsze wiele
pytań - interesowało mnie co to znaczy istnienie i temu podobne rzeczy. Dania to kraj chrześcijański, lecz mało religijny,
i to chrześcijaństwo, które spotkałam nie dało mi odpowiedzi, których szukałam. Nie mogłam zaakceptować koncepcji jednego
boga stwórcy, retoryki mówiącej, że jeśli nie wierzysz w boga, to jesteś potępiony na wieki, a ludzie, którzy nie uwierzyli
są straceni. Nigdy nie miało to dla mnie sensu. Zawsze też interesowało mnie, co dzieje się z umysłem po śmierci. Dużo myślałam
o tych sprawach, gdy byłam bardzo młoda. Później, w okresie dojrzewania byłam zaangażowana w wiele światowych aktywności (śmieje
się). Byłam rozproszona i te pytania nie zajmowały mnie nadmiernie. Wtedy spotkałam Olego i zaczęliśmy zażywać psychodeliki.
Dla mnie był to dalszy ciąg poszukiwania odpowiedzi i szczególna próba zbadania umysłu. Lecz oprócz złamania twardych wyobrażeń
o solidności i realności świata i odczucia smaku iluzorycznej natury rzeczy, środki psychodeliczne także nie przyniosły żadnych
odpowiedzi. Kłopot polegał na lgnięciu do tych doświadczeń jako czegoś rzeczywistego, co było wręcz gorsze i trudniejsze do
oczyszczenia. Pierwsze bezpośrednie nauki buddyjskie przeczytałam w roku 1968, w książce "Joga tybetańska i sekretne doktryny".
Na początku tej książki był tekst Gampopy "Klejnotowa ozdoba wyzwolenia", tłumaczony przez EvansaWenza. Jest to zbiór nauk
prezentowanych w formie rad, który rozpoczyna się na zwykłym, względnym poziomie i prowadzi cię do nauk absolutnych. Znalazłam
odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. Było to dla mnie bardzo silne doświadczenie, jak powrót do domu. Potem spotkaliśmy
naszego nauczyciela Karmapę i zaczęliśmy praktykować. Od tamtej pory ciągle trwa proces prób zintegrowania nauk w największym
możliwym stopniu. Zdumiewające, jak rozległe i głębokie są nauki. Nie mają końca. Każde pouczenie i praktyka, jakie otrzymałam
potwierdzały prawdziwość nauki Buddy i dawały mi ich głębsze zrozumienie. Czując jak bardzo Dharma mi pomogła i widząc jak
wiele dobra przynosi także innym, jestem ogromnie wdzięczna, że mogę wykorzystywać moje życie, tak jak to robię.
Kagyu Life:
Czy kiedykolwiek wątpiłaś lub byłaś zniechęcona Dharmą?
Hannah Nydahl:
Nie. Wszystkie rozczarowania i nieprzyjemne zdarzenia jedynie potwierdzają nauki o nietrwałości i zmiennej naturze tego, co
uwarunkowane. Miałam szczęśliwe dzieciństwo, co może nie zawsze jest dobrym przygotowaniem do radzenia sobie z trudnościami,
lecz pozwoliło mi osiągnąć pewną wewnętrzną stabilność, przydatną w moje) późniejszej pracy.
Kagyu Life:
Jak można utrzymywać czyste widzenie nie popadając w naiwnośc?
Hannah Nydahl:
Pomaga w tym Dharma. Bez Dharmy ma się tendencję do życia wśród nierealnych iluzji i myślenia, że rzeczy są takie, jakimi
nie są. Przypisuje się im trwałe istnienie, którego nie mają. Można myśleć, że coś jest piękne, a potem nagle przestaje takie
być. Albo dostrzega się usterki, zaczyna się osądzać i myśleć, że wszystko jest okropne, nie ma wyjścia, a potem chce się
popełnić samobójstwo lub coś w tym stylu. Mogę zrozumieć, jak ludzie nie znający Dharmy popadają w desperację - ci, którzy
patrzą na świat, nie widząc całego obrazu, mogą być przerażeni tym, co dostrzegą. Lecz gdy się pozna Dhannę nie jest tak źle.
Można zobaczyć w ludziach potencjał, uzyskać właściwą perspektywę. Nawet gdy zdarzają się wojny i katastrofy, wiadomo przynajmniej
w teorii, że rzeczy tak naprawdę nie są takie. Wystarczy, żeby każdy zrozumiał prawdziwą naturę rzeczy aby to cierpienie ustało.
Gdy spotyka się ludzi, którzy dziwnie się zachowują, nie bierze się tego osobiście. Raczej myśli się co można im doradzić.
To już nie jest prywatna sprawa. To sposób, w jaki Dharma nam pomaga. Czyste widzenie oznacza widzenie, jakimi rzeczy są w
swojej istocie.
Kagyu Life:
Co z sytuacją, gdy bliskle ci osoby zwracają się przeciwko tobie?
Hannah Nydahl:
Nauki mówią, że możemy zrozumieć nietrwałość, obserwując jak przyjaciele zmieniają się we wrogów, a wrogowie w przyjaciół.
To bardzo prawdziwe. Oczywiście, to smutne, jeśli dobry przyjaciel zwraca się przeciwko tobie, coś ulega zniszczeniu, lecz
nie spotyka mnie to tak często, jak Olego. Ze względu na swoją funkcję i dominujące zachowanie Ole często znajduje się w sytuacji,
gdy ludzie adorują go lub nienawidzą. Niektórzy lubią widzieć w nim swego idola i próbują go naśladować. Czasem są to dokładnie
ci sami ludzie, którzy zwracają się przeciwko niemu z powodu dumy lub zazdrości - nagle zamieniają Olego w diabła. Ole nie
bierze tego osobiście. Szkoda, że się to zdarza, ale przez to wiele się uczymy. Można dowiedzieć się czegoś o ludzkiej umysłowości
i różnych wzorach zachowań. Można nauczyć się lepiej rozwiązywać problemy, wchodzić z ludźmi w relacje i zapobiegać ponownym
zdarzeniom tego typu. Można dostrzegać pewne tendencje w ludziach i bardziej zwracać uwagę na rodzaj związków z nimi - dla
ich własnego dobra.
Kagyu Life:
Czy planujesz napisać książkę?
Hannah Nydahl:
Otrzymywałam różne propozycje. Jedni sugerowali napisanie ksiązki o doświadczeniach Dharmy, inni - o kobietach w buddyźmie.
Mogłoby to być pożyteczne, lecz problemem jest czas. Napisanie książki pochłania czas. Ole lepiej potrafi wykorzystać każdą
pojedynczą sekundę - może tworzyć książki jednocześnie wykonując inne aktywności. Ja tego nie umiem, więc zobaczymy, co da
się zrobić.
Kagyu Life:
Czy możesz powiedzieć coś o specjalnej roli kobiet w Dharmie?
Hannah Nydahl:
Praktyka buddyjska to bardzo indywidualna sprawa i nie jest aż tak istotne, czy jest się kobietą, czy mężczyzną. Każda jednostka
ma własne zdolności i uwarunkowania - zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Na Zachodzie nie widzę dużej różnicy pomiędzy
mężczyznami a kobietami. W kulturze Wschodu role kobiet i mężczyzn bardzo różnią się między sobą. W metodach buddyjskich nie
ma dużych różnic, trzeba je po prostu stosować. Ogólnie biorąc, kobietom trudniej jest rozpuścić przywiązanie, a mężczyźni
muszą więcej pracować z agresją - lecz jest to bardzo indywidualne. Wszyscy jesteśmy istotami ludzkimi i większość doświadcza
mieszanki przeszkadzających uczuć. Tak więc, gdy zaczyna się praktykować Dharmę, nie ma dużej różnicy pomiędzy mężczyzną,
a kobietą.
Kagyu Life:
Zyskałaś ogromną wiedzę i mądrość, tłumacząc i przebywając od tylu lat w otoczeniu nauczycieli. Dlaczego nie udzielasz częściej
nauk?
Hannah Nydahl:
Czas jest ograniczony, a ja już jestem zaangażowana w wiele aktywności różnego typu. Kiedy coś się zaczęło, trzeba robić to
właściwie. Nie mam nic przeciwko nauczaniu, lecz gdy jestem z Ole jest bardziej naturalne, że to on uczy. Gdy z nim nie jestem
przeważnie tiumaczę i organizuję podróże lamów z Tybetu. Tak więc nauczanie jak dotąd nie było częścią mojej aktywności. Poza
tym jego Świątobliwość bardzo podkreślał, jak istotne jest byśmy pracowali wspólnie z Ole - gdybym miała niezależny program
nauczania w dodatku do tego wszystkiego, czas który spędzamy razem, i tak za krótki, byłby zredukowany do zera.
Każdy nauczyclel ma odrębny styl. Może to sprawiać trudności, jeżeli mamy tendencję do wyróżniania jednego stylu ! negowania
innych.
Pomieszanie może wynikać z braku rozróżnienia pomiędzy różnego typu nauczycielami i założeniu, jakie robimy zanim zadamy sobie
trud wysłuchania nauk, źe każdy nauczyciel musi być rinpocze lub kimś bardzo znanym. Naszym głównym nauczycielem w naturalny
sposób zostanie ktoś, kogo lubimy i do kogo mamy zaufanie. To normalne i psychologicznie uzasadnione, że lepiej uczymy się
i jesteśmy bardziej pilni, jeżeli nauczyciel działa w takim stylu, że czujemy się jak w domu. Ale wydaje się, że nie zawsze
rozumiemy, że musimy poznawać podstawowe nauki, tak aby zrozumienie i praktyka były właściwe. Dlatego słuchajmy nauczycieli,
niekoniecznie oświeconych lub szczególnie charyzmatycznych. W takich przypadkach najważniejsze jest, aby wiedzieli o czym
mówią. Jeśli bardziej skoncentrujemy się na Dharmie niż na osobie, która jej naucza, uchronimy się przed duchową manipulacją,
co dla każdego będzie korzystne.