Rozwój naszej linii na zachodzie
Tłumaczenie: Wojtek Tracewski
Augsburg, październik 1995 Zarówno w czasie wykładów, jak również w codziennym życiu ośrodków przede wszystkim w dużych miastach --- wyraźnie widać, jak szybko wzrastamy. Ole opowiedział nam, jak bardzo poruszyła go ostatnia wizyta w zagłębiu Ruhry, kiedy nagle prócz zwykle przychodzących na wykłady ludzi o zawodach humanistycznych, na sali pojawiło się wiele osób z kręgów przemysłu i handlu. Naprawdę chcieli się czegoś dowiedzieć, a potem przyjęli schronienie. Był to duży krok naprzód. Podobnie było na dotychczasowym duchowym "ugorze" - w byłej NRD. Ole skomentował to następująco:
"To, że dotarliśmy ostatnio do centrum społeczeństwa nie zdarzyło się dlatego, że się zmieniliśmy, lecz ponieważ dojrzałość i samodzielność ludzi ciągle wzrasta. Dogmatyczne religie i materializm ciągle za wodzą. Na wet chrześcijańscy badacze sekt nie traktują już nas jak wrogów. Zrozumieli, że ludzie przychodzący do nas i tak nie poszliby do nich, że mamy czyste ręce. Ostatecznie w wolnym społeczeństwie naturalne i nieuniknione jest to, iż wybór światopoglądu, podobnie jak wszystko inne, opiera się na podaży i popycie".
Podczas gdy w dawnych buddyjskich krajach Azji krzyże wypierały często świątynie, u nas na Zachodzie Nauka zyskała w ciągu tylko dwudziestu lat dobre imię i wielu ludzi ma do niej zaufanie. Nawet niektóre poważne skandale, pokazujące w jaki sposób wysoko utytułowani lamowie potrafią zakpić z zaufania uczniów lub też chybione artykuły prasowe wspierające chińskich okupantów Tybetu, nie zaszkodziły naszej opinii reprezentantów zdrowego rozsądku. Również dawniejsze, napisane przez nie medytujących laików książki opisujące cel buddyzmu jako nihilistyczne "zgaśnięcie w nirwanie" nie były w stanie zapobiec temu, że coraz więcej nowoczesnych ludzi mówi podobnie jak kiedyś Albert Einstein: "Jeśli byłbym religijny, buddyzm byłby mi najbliższy".
W romańskiej Europie nauka stała się co prawda w dużym stopniu sztywnym kościołem opartym na klasztorach, mnichach i mniszkach, jednak pomiędzy Renem a Władywostokiem ponad sto ośrodków rozwija się dzięki swobodnej ścieżce ludzi świeckich i joginów. W Tybecie, w którym nie istniały środki antykoncepcyjne, w U i Tsang - centrum kraju opanowanym przez szkołę Żółtych Czapek (Gelugpy) do 40% męskiej ludności stanowili mnisi. Z tego powodu dzisiaj na Zachodzie niektórzy ludzie sądzą, że prawdziwy buddysta musi sypiać sam. W przeciwieństwie do tego w dawnych Indiach rozwinęła się bogata tradycja joginów i ludzi świeckich. Również we Wschodnim Tybecie istniały "komuny Mahamudry" - praktykujący z naszej, a także z dwóch pozostałych szkół Czerwonych Czapek, mieszkali razem pod znakiem duchowego rozwoju. Naturalnie dla przetrwania wszystkich aspektów buddyzmu ważne jest, by na przykład we Francji gdzie odpowiada to przyzwyczajeniom ludzi - istniały klasztory. Ich mieszkańcy nie muszą troszczyć się o zarabianie pieniędzy i życie rodzinne. Ich zadaniem jest zachowanie tych tradycji Dharmy, które nie pasują do codziennego życia i w przeciwnym wypadku zostałyby być może utracone. Położone na wschód od Renu ośrodki Karma Kagyu, pracujące pod duchową opieką XVII Karmapy Taje Dordże, uważają za swoje najważniejsze zadanie jak najszersze przybliżenie buddyzmu Zachodowi, a tutaj niewielu samodzielnych ludzi chce prowadzić życie mnicha albo mniszki. Ponieważ nauka Buddy powinna udostępniać możliwą do wykorzystania duchową drogę przede -wszystkim krytycznym ludziom, którzy bez niej nie weszliby na żadną ścieżkę rozwoju, niejako automatycznie schodzi na dalszy plan to co kulturowe i tybetańskie, a na pierwszy wysuwa się istota i cel drogi Buddy.
Dharma powinna stać się źródłem odczuwalnie bardziej wartościowego życia, a nie prowadzić do wyobcowania i niezręcznej egzotyki. Z tego powodu lama Ole traktuje wszystkie pojawiające się skandale jak podarunki. Zmuszają one bowiem ludzi do samodzielnego myślenia i w ten sposób chronią nasze ośrodki przed opartą na wierze nudą. Tak czy owak, gdzie indziej ludzie potrafią znacznie lepiej "bawić się w kościół". Lama Ole stwierdza z radością, że w stu siedemdziesięciu ośrodkach na całym świecie pracujących zgodnie z tymi zasadami, nauka Buddy wzrasta szybciej niż gdziekolwiek indziej, oraz że ma silniejsze korzenie. Bardziej niż wyraźnie widać, iż błogosławieństwo Karmapy towarzyszy zachodnim nauczycielom Dharmy. Stojąc obiema nogami w codziennym życiu, zarabiając na nie własnymi rękami i doświadczając przestrzeni i radości wraz ze swymi partnerami, rozumieją innych najlepiej i są im w stanie bezpośrednio pomagać nawet bez wielu rytuałów. Chińsko-komunistyczne wysiłki mające na celu zniszczenie Diamentowej Drogi wraz z Tybetem odniosły zupełnie odwrotny skutek - uczyniły ją bliską życiu i rozprzestrzeniły po całym świecie.