Codzienność joginaAutor: Lama Ole Nydahl
W Tybecie istniała pewna stara linia, zajmująca się przede
wszystkim pudżami. Potem powstała inna, zupełnie nowa, koncentrująca się głównie
na dyskusjach i studiowaniu nauk. Następna szkoła, która pojawiła się nieco
później niż nasza, skupiała się przede wszystkim na naukowym aspekcie Dharmy
i pisaniu ksiąg. Wreszcie nasza tradycja Kagyu, linia Ustnego Przekazu, zajmowała
się głównie praktyką. Jesteśmy linią joginów Tybetu. Naszymi wielkimi przykładami
są tacy mistrzowie jak Milarepa, Marpa i różni Karmapowie. Oznacza to, że oświecenie
nie jest czymś zewnętrznym, pełnym różnych poglądów i idei. Nie jest ono również
niczym abstrakcyjnym lub dalekim od rzeczywistości, lecz dotyka bardzo bezpośrednio
naszego życia. Właśnie dlatego że jesteśmy linią praktyki, a nie tylko szkolą
intelektualną, bardzo ważne jest, żebyśmy w życiu rzeczywiście zadawali pytania,
które w sobie nosimy. Nie powinniśmy po prostu zadawalać się jakąś starą rzeczą
tylko dlatego, że praktykowano ją od tysiąca lat w Tybecie. Musimy pytać samych
siebie, co to wszystko ma wspólnego z nami. Dokładnie tak samo istotne jest,
żebyśmy naprawdę badali rzeczy, abyśmy zawsze od nowa sprawdzali na ulicy to,
czego się nauczyliśmy i wykorzystywali owo zrozumienie z pożytkiem dla innych
i samych siebie. Dzięki temu zobaczymy również, jak daleko zaszliśmy i jak bardzo
pożyteczne są metody Buddy dla naszego życia tutaj na Zachodzie.
Dopiero wtedy staniemy się prawdziwymi dzierżawcami linii,
dopiero w tym momencie zaczniemy przekazywać błogosławieństwo. Błogosławieństwo
nie tkwi w słowach, czy też w starodawnych systemach. To, co naprawdę ważne,
wylania się z doświadczenia: doświadczenia nadmiaru, pewności, mocy, oraz z
tego, co uzyskujemy stosując różne metody pracy z umysłem i co przekazujemy
potem dalej dzięki własnemu zrozumieniu i własnej sile. Dlatego chciałbym najpierw
określić funkcję jogina. Kim jest w ogóle jogin? Jeśli przyjrzycie się tybetańskiej
kulturze, zobaczycie, że istnieją w niej trzy różne poziomy praktyki. Są mnisi
i mniszki ich szczególną cechą jest to, że najintensywniej koncentrują się na
tym, czego należy unikać na zewnętrznym poziomie, zwracają więc bardzo dokładnie
uwagę na działania, słowa i myśli i starają się odizolować od wszystkiego, co
przynosi cierpienie i jest źródłem trudności. Służy im do tego cały szereg ślubowań.
Jeśli jednak wszyscy byliby mnichami i mniszkami, świat by
się nie rozwijał. Nie byłoby dzieci, które zarabiałyby na ich emeryturę, nie
byłoby też gospodarki. W ten sposób nie mogłoby to funkcjonować. Dlatego też
buddyzm zawsze bardzo mocno ukierunkowany jest na tych, których nazywamy ludźmi
świeckimi. Co chcą więc oni, lub też, co my chcemy osiągnąć? W rzeczywistości
chodzi o to, żeby życie właściwie toczyło się na praktycznym poziomie, byśmy
wszyscy, zarówno inni jak też my sami - odnosili z niego jak największy pożytek
i doświadczali szczęścia. Celem ludzi świeckich jest to, by rodzina, społeczeństwo
i przyjaciele stali się lepsi i rozwijali się na ścieżce. W takiej sytuacji
można się tylko do pewnej określonej granicy troszczyć o zewnętrzne rzeczy,
bardzo często trzeba pracować na nieco "szarym" obszarze etyki, jeśli chce się
prowadzić jakąś firmę lub zajmować handlem. I ponieważ dlatego nie jest się
w stanie, na zewnętrznym poziomie zwracać uwagi na wszystkie drobiazgi, zastępuje
się go poziomem wewnętrznym. Poziom wewnętrzny jest poziomem motywacji. Dzięki
niej można "rozbroić" nieco niedokładne i szorstkie zachowanie w zewnętrznym
świecie myśląc: "Oby wszystko co robię przyniosło pożytek wszystkim istotom!"
Największe znaczenie przypisuje się tutaj czemuś, co nazywamy nastawieniem bodhisattwy.
To jest najważniejsza postawa jaką mamy - rozwijamy ją w pełen mocy sposób.
Poza tym próbujemy obchodzić się z rzeczami mądrze, pożytecznie i praktycznie.
I wreszcie dochodzimy do joginów. Jogini nie są właściwie związani zewnętrznymi
ślubowaniami. Również wewnętrzne poziomy mają w ich przypadku drugorzędne znaczenie.
Ważną cechą jogina jest to, że stale doświadcza on pełni, mocy i intensywności
życia. Pozostaje stale na poziomie, na którym przeżywa się rzeczy jako świeże,
nowe, pełne mocy i możliwości - widzi się po prostu zjawiska z poziomu czystości.
Jeśli chcielibyśmy wyrazić to w popularny sposób, moglibyśmy
powiedzieć,że mnich łamie swoje ślubowania, kiedy nagle okaże się, że założył
rodzinę. Wówczas można zapomnieć o zewnętrznych rzeczach, które obiecał. Człowiek
świecki łamie swoje ślubowania, jeśli przestanie być pożyteczny dla innych i
samego siebie i przeciwnie zacznie przynosić im cierpienie i sprawiać trudności.
Jeśli nie jest w stanie dojść do ładu z życiem, nie jest już więcej lokomotywą
dla społeczeństwa i świata. Wówczas podobny jest bardziej do wagonu, który trzeba
ciągnąć. Jogin natomiast łamie swoje ślubowania, gdy spuszcza nos na kwintę,
kiedy traci dobry humor, świeżość i psychiczny nadmiar, gdy opuszcza go spontaniczna
radość i moc. Wówczas traci grunt pod nogami i przestaje właściwie funkcjonować.
Po tym, jak przyjrzeliśmy się teraz ogólnym zarysom owych poziomów, powinniśmy
również zrozumieć, że wszystko jest tu wzajemnie ze sobą powiązane. Jeśli ciągle
od nowa mamy trudności z zewnętrznym światem, jeżeli nieustannie sprawiamy innym
coraz to nowe cierpienia, wówczas możemy zapomnieć o mądrości i postawie bodhisattwy.
Dlaczego? Ponieważ wtedy nigdy nie osiągniemy spokoju. Nagle okazuje się, że
wszyscy biegają za nami z widłami i chcą nas powiesić na najbliższej suchej
gałęzi, lub też, bez przerwy mamy do czynienia z policją, a przedstawiciele
banku codziennie stukają do drzwi. Jeśli to, co zewnętrzne nie funkcjonuje,
również rzeczy wewnętrzne nie są wiele warte.
W ten sam sposób, jeżeli mamy kłopoty z poziomem wewnętrznym,
to znaczy, jeśli brakuje nam współczucia i mądrości, możemy się pożegnać z czystym
widzeniem. Gdy brakuje nam współczucia, myślimy tylko o samych sobie. Wówczas
jednak największa i najmądrzejsza rzecz, którą się mówi, jest pozbawiona mocy,
rachityczna i mała, ponieważ jej punkt odniesienia stanowi tylko jedna istota,
sytuacja, rodzina, czy też grupa społeczna. Przypomina to trójkąt stojący na
jednym z wierzchołków; niewiele może on na sobie utrzymać. Jeśli jednak w przeciwieństwie
do tego myślimy o innych, wówczas wszystko, o czym myślimy, co mówimy i czynimy,
automatycznie staje się olbrzymie, potężne i pełne znaczenia. Bez mądrości wreszcie
również nie posuniemy się naprzód. Jakiego więc jej rodzaju potrzebujemy? Chodzi
tu o odświeżającą, drogocenną mądrość troszczącą się o to, by rzeczy nie stawały
się w naszym życiu zbyt osobiste, ciasne i lepkie, a więc o mądrość przeżywania
pustości zjawisk. Wie ona, że ani my sami, ani ci, z którymi mamy do czynienia,
czy też rzeczy które robimy, nie są czymś szczególnym lub oddzielonym od siebie,
lecz stanowią aspekty tej samej całości, oraz że żadne " ja" naprawdę nie istnieje
- ani w ciele, ani w myślach czy uczuciach. Mądrość owa dostrzega, że nie istnieje
żadne "ty" lub jakakolwiek sytuacja jako coś trwałego, niezmiennego, lecz że
wszystko jest uwarunkowane, wyłania się z pustej, otwartej przestrzeni, swobodnie
się w niej rozgrywa i z powrotem się w niej rozpuszcza. W ten sposób zjawiska
są nietrwałe. Wgląd ten jest czymś bardzo ważnym. Ponieważ dopiero wówczas,
gdy rzeczy przestaną być lepkie, kiedy nie będą już zbyt personalne, będzie
mogła w pełni się otworzyć i rozkwitnąć cała moc praktyki jogina - jej intuicyjna,
spontaniczna i promieniująca radość.
Te trzy rzeczy budują jedne na drugich, jednak główny nacisk
można położyć na jedną z nich. Jeśli próbuje się praktykować, będzie się automatycznie
przypisywać temu lub innemu punktowi największe znaczenie. Jeżeli ma się wiele
trudności, jest się zainteresowanym przede wszystkim zewnętrznymi rzeczami.
Widzi się, jak dalece jest się zablokowanym swymi własnymi problemami i próbuje
się, tak skutecznie jak to tylko możliwe, oddalić je od siebie. Jeśli nie lgniemy
już do naszych problemów i nasza energia nie jest już w pełni przez nie pochłaniana,
współczucie i mądrość pojawią się same z siebie. Nagle okaże się, że oto posiadamy
psychologiczny nadmiar pozwalający nam myśleć o innych, coś dla nich robić i
przynosić im pożytek. Kiedy odkryjemy w sobie ów nadmiar, nasz umysł stanie
się tak bogaty, że nagle samo z siebie, od wewnątrz, powstanie w nas zaufanie,
że nawet najdalszy skok jest możliwy: zrozumiemy, iż może rzeczywiście wszyscy
posiadamy naturę Buddy. Nagle, stanie się dla nas jasne, że możemy pracować
z umysłem i osiągnąć trwałe, absolutne rezultaty. Wszystkie te różne rzeczy
funkcjonują razem i tworzą pewną całość.
Istnieje punkt, w którym owe trzy drogi stają się jedną - jest
nim praktyka Mahamudry. Stosując ją spontanicznie i bez wysiłku oraz z motywacją
współczucia i mądrości, widzimy dokładnie jakimi rzeczy są; nie jesteśmy też
jednocześnie ograniczani przez lgnięcie do samego postrzegania. Jeśli spoczywamy
w tym, co jest, i nie jesteśmy zależni od tego, czego doświadczamy, wówczas
wszystko w tym samym momencie, wyzwala się samo przez się. Każde położenie przeżywamy
wtedy z poziomu pojawiającej się równocześnie mądrości. W tej samej chwili,
w której pojawia się sytuacja, ukazuje się również jej rozwiązanie. W każdym
momencie, gdy coś się otwiera, wie się dokładnie, co i jak należy zrobić, zna
się dokładnie całe położenie - w pełni się je rozumie. Wszystko, co się dzieje
stanowi w ten sposób proces odkrywania, w którym stale doświadcza się czegoś
nowego. To jest nasz prawdziwy cel, to właśnie chcemy osiągnąć - najwyższy poziom,
jaki w ogóle istnieje.
Jeśli potrafimy postrzegać wszystko z poziomu czystości, jesteśmy
w stanie zobaczyć również w nas coś czystego i pięknego oraz potrafimy doświadczać
siebie samych jako potencjalnych buddów. Możemy także dostrzec u innych mądrość,
przeżyć ich współczucie, moc, radość i znaczenie. Doświadczamy czym są i co
wyrażają. Jeżeli jesteśmy do tego zdolni, wszystko wzrasta tak jak powinno.
Wtedy w naturalny sposób inne osiągnięcia pojawią się same z siebie. Jeśli odczuwamy
mocno życzenie wszystkich istot osiągnięcia szczęścia i uwolnienia się od cierpienia,
nie możemy po prostu uniknąć czynienia dla nich, w pełen mądrości i miłości
sposób, najlepszych rzeczy, na jakie nas stać. Jednocześnie niemożliwe jest
wykonywanie pozbawionych znaczenia i przynoszących kłopoty działań - nie ma
o tym mowy. W ten sposób jesteśmy w stanie utrzymywać najwyższy poziom, umocnić
go swoją własną siłą i nieustannie na nim budować. Wówczas wszystko inne staje
się po prostu podarunkiem. O to właśnie chodzi. Jak się wówczas żyje? W przypadku
mnicha, tym na co zwraca się szczególną uwagę są rzeczy zewnętrzne, rzeczy których
się nie robi oraz rozwijanie koncentracji. Dla człowieka świeckiego ważne jest,
by właściwie funkcjonował i żeby wszystko toczyło się tak jak powinno, by był
pożyteczny dla innych i dla samego siebie. O co jednak chodzi w przypadku jogina?
W rzeczywistości chodzi tu o wewnętrzne nastawienie, o to, co utrzymujemy w
umyśle w czasie dnia. Jeśli jesteśmy w stanie widzieć rzeczy z poziomu czystości,
nie będzie końca temu, co będziemy w stanie praktycznie zrobić.
Kiedy budzimy się rano, co najpierw robimy? Kończymy naszą
medytację snu, którą rozpoczęliśmy wieczorem, podejmujemy decyzję, iż będziemy
świadomi swoich snów i utrzymujemy doświadczenie śnienia żywym we wszystkim,
co się wydarza. Wstając nie czynimy wyraźnego podziału między tym, co minęło,
i tym, co teraz nastąpi. Nie mówimy: "To było tyle to a tyle snu, śniłem o tym
i owym, a teraz znowu wszystko jest kwadratowe i ciasne", lecz utrzymujemy uczucie
otwartości, nierzeczywistości i pełni możliwości. Doświadczamy wszystkiego tak
intensywnie, jak to tylko możliwe i cieszymy się wszystkim: ostatnim objęciem
dziewczyny, wstawaniem i wszystkimi przeżyciami, które temu towarzyszą. Niezależnie
od tego, co to jest i co robimy w czasie wstawania: pozostawiamy żywym poziom
radości, świeżości i fascynacji. Kiedy wchodzimy pod prysznic jesteśmy świadomi
tego, że zmywamy z siebie wszystko, co negatywne, że stajemy się w ten sposób
oczyszczeni i przejrzyści. Możemy wówczas powtarzać swoje mantry oczyszczające
Dordże Sempa; pod prysznicem jest to bardzo dobre. Kiedy idziemy do toalety
dzieje się dokładnie to samo. Czujemy światło padające z góry i wypychające
ku dołowi i na zewnątrz wszystko, co szkodliwe. Kiedy następnie wychodzimy,
jesteśmy całkowicie uwolnieni i oczyszczeni. Przy śniadaniu możemy wizualizować
lamę lub Buddę. Tybetańczycy utrzymują go w czasie jedzenia najczęściej w sercu
lub w gardle. My, ludzie Zachodu, myślimy jednak trochę inaczej. Tybetańskie
matki żują zwykle najpierw jedzenie, a potem wtłaczają je do ust dzieciom, dlatego
podobny sposób medytacji nikomu tam chyba bardzo nie przeszkadza.
Każdy musi sam zdecydować, opierając się na swoich odczuciach
i zapleczu kulturowym czy ofiarowanie lamie czegoś przeżutego jest czymś naturalnym,
czy też nie. Jeśli możemy to zrobić, wówczas ofiarowujemy lamie cały strumień
pożywienia i wszystko co w nim dobre: siłę, witaminy, proteiny itd. Jednocześnie
myślimy o wszystkich istotach, które niczego nie dostają, o duchach, które być
może są obecne w przestrzeni, o wszystkich możliwych świadomościach pogrążonych
w stanach skrajnego przywiązania, które nie posiadają co prawda stałego ciała,
jednak doświadczają tego, że istnieją rzeczywiście. Możemy sobie wyobrażać,
że teraz otrzymują one coś do jedzenia. Kiedy następnie wychodzimy z mieszkania,
możemy zrobić to na dwa sposoby. Są ludzie, którzy rano robią wszystko w ostatniej
chwili, inni organizują sobie na to trochę więcej czasu. Niezależnie od tego
jak to robimy: czy wskakujemy do samochodu napięci jak stalowa sprężyna i zostawiamy
za sobą zapach przypalonej gumy opon pędząc w dół ulicy, czy też wychodzimy
statecznie i wszystko sprawdzamy z lekkiego dystansu: najważniejsze jest to,
byśmy byli w pełni świadomi tego, co robimy. Przeżywamy to i jesteśmy w pełni
obecni w tym, co się dzieje. Odczuwamy swoje ciało i to jak poruszają się mięśnie.
Jesteśmy świadomi pierwszego zapachu dnia. Widzimy co robią inni. Odczuwamy
wszystko panoramicznie i szeroko. Nawet, jeśli nie obserwujemy czegoś umyślnie,
powstaje w nas uczucie wchłaniania wrażeń całym ciałem, odbierania ich wszystkimi
zmysłami; otrzymujemy pełną informację. Kiedy siedzimy już w - oby dobrze -
jadącym samochodzie, wyobrażamy sobie tłoki poruszające się w dół i w górę.
Widzimy iskry zapłonu, czujemy moc silnika, gdy przekręcamy kluczyk w stacyjce
i ruszamy. Myślimy o tym, że nie powinniśmy jechać zbyt szybko, dopóki motor
jest jeszcze zimny. Przeżywamy moment współczucia i otwartości dla swojego samochodu
i myślimy: "Teraz troszczę się o tę rzecz i dbam o to, by właściwie pracowała.
Czyni ona tak wiele dla mnie, teraz ja zrobię coś dla niej." Kiedy silnik się
już rozgrzeje i zaczynamy dodawać gazu, czujemy jego pełną moc. Cieszymy się
ze zdolności inżyniera, który zbudował tak dobrą autostradę, a także z tego,
iż tak wielu ludziom udaje się utrzymać owe skomplikowane pudelka prosto na
szosie. Przeżywa się to rzeczywiście jako pewien rodzaj mądrości, jako coś ciekawego,
coś, co w jakiś sposób jest interesujące. Zimą, gdy długo jest ciemno wchłaniamy
w siebie głębokie barwy i światła neonów. Jeżeli natomiast jest lato i jest
jasno, "chwytamy" świadomie kolory nieba i formacje obłoków, ofiarowujemy to
wszystko i pragniemy, aby inni również mogli zobaczyć coś równie pięknego. Przeżywamy
siebie samych jako boga lub bodhisattwę w jego małej czystej krainie z kierownicą
i wszystkimi innymi dodatkami, otoczonego innymi znajdującymi się w podobnych
sytuacjach. Doświadczamy tego i widzimy wszystko jako procesy mądrości, jako
coś doskonałego. Kiedy parkujemy samochód myślimy z radością: "Och! Jak to dobrze!
Buddowie znowu uważali. Jeszcze raz się udało." Idąc na górę do biura, cieszymy
się wszystkim, co się w nim dzieje. Przyglądamy się ludziom, którzy nas otaczają
i sprawdzamy, kto właśnie dobrze się wykąpał, kto dobrze pachnie. Staramy się
następnie przebywać w pobliżu niego, unikamy natomiast tych, których policzki
pokrywa trzydniowy zarost. W ten sposób przebywamy w najczystszym i najpiękniejszym
otoczeniu, przeżywając co chwila coś przyjemnego.
Jadąc windą myślimy po drodze jak interesujące są mechanizmy,
dzięki którym podróżujemy oto w dół lub w górę, jak ciekawie pracują ciężary
równoważące się nawzajem. Jednocześnie utrzymujemy Karmapę w sercu i promieniujemy
światłem na wszystkich dookoła. Robienie tego w windzie jest łatwe, w samochodzie
jednak nie zawsze jest dobre. Dopiero wtedy, kiedy staniemy się dobrymi joginami,
będziemy mogli pozwolić sobie na pozostawienie kierowania autem ciału. Do tej
pory jednak powinniśmy używać do tego wszystkich zmysłów. W windzie możemy również
pozwolić Buddzie opaść do naszego serca. Myślimy, że siedzi on nad naszą głową
na czymś podobnym do kawałka drewna, który następnie wyciągamy i wówczas buum!
- Budda opada do serca i zaczyna promieniować. Potem wchodzimy do szefa i wyjaśniamy,
dlaczego znowu spóźniliśmy się pól godziny. Wysłuchujemy wszystkiego, co ma
nam w związku z tym do powiedzenia, cieszymy się, iż posiadł w tak doskonałym
stopniu zdolność artykułowania swoich poglądów, rozumiemy, że z pewnością wielokrotnie
przedtem to trenował i owoc wszystkich tych ćwiczeń prezentuje teraz z naszego
powodu. Jesteśmy tym głęboko poruszeni i wdzięczni za zainteresowanie, które
nam poświęca, a także pełni satysfakcji, że najwyraźniej jesteśmy ważną figurą
w firmie. Następnie podchodzimy do swojego biurka, wybieramy natychmiast pięć
najciekawszych rzeczy do załatwienia w ciągu dnia, a resztę kładziemy szybko
na biurku kolegi - kiedy nie patrzy. Potem sprawdzamy, do kogo i kiedy powinniśmy
zadzwonić, nastawiamy budzik, żeby przypomniał nam o tym we właściwym czasie
i przystępujemy z radością do pracy. Próbujemy naturalnie robić to jak najlepiej.
Jest to naprawdę ważne. Po Japończykach i kilku innych dalekowschodnich rasach,
wy Niemcy (wykład ten wygłosił Lama Ole w ośrodku w Wuppertalu - przyp. tł.)
wiecie o tym chyba najlepiej na całym świecie. Miały na to z pewnością swój
wpływ owe wojny co każde dwadzieścia lat, pozwalające rozwinąć rzetelność i
skuteczność w odbudowywaniu kraju i nadające kierunek w życiu. W rzeczywistości
robienie czegoś daje wiele radości. Bycie efektywnym to wspaniała rzecz! Niezależnie
od tego, co się robi: warto robić to dobrze. Jeśli nie robi się nic, nie otrzymuje
się również żadnych rezultatów. My Duńczycy, na pytanie "Co właściwie robisz?",
odpowiadamy: "Tak niewiele, jak tylko się da." I mogę wam powiedzieć, że z tego
powodu będzie nam w przyszłości coraz trudniej uzyskać jakiekolwiek pożyczki,
gdyż wiadomość o podobnym nastawieniu szybko się rozchodzi.
W rzeczywistości najważniejsze na ścieżce jogina jest robienie
dobrze, tego co się robi. Jeśli się kochamy, kochamy się w pełen mocy sposób,
jeśli pracujemy, również jesteśmy w tym skuteczni. Robimy to, nie myśląc o niczym
innym, nie jesteśmy rozproszeni. Skupiamy się całkowicie na tym, w czym bierzemy
udział i doprowadzamy do końca to, co raz zaczęliśmy. Takie nastawienie jest
naprawdę konieczne i ma głębokie znaczenie. Jedyne rzeczy, na które jogin w
żadnym wypadku nie może sobie pozwolić, to niedołęstwo, bylejakość, nieprzejrzystość
i niepewność. Jest się wówczas jak stary koń, który nie wie czy ma zrobić krok
naprzód, czy do tyłu, zostaje więc tam gdzie był i tylko zabiera miejsce. Jogin
nie może tego robić. Cokolwiek mamy na celowniku, cokolwiek chcemy zrobić, powinniśmy
robić to dobrze, ze świadomością tego co się dzieje, z pełną energią. Wówczas
uzyskamy również właściwe rezultaty. By skutecznie działać, potrzebujemy wytrwałości.
Jak można ją w sobie wykształcić? Po prostu będąc wytrwałymi! Wytrwałość ćwiczy
się właśnie tak. Pragniemy coś zrobić, ponieważ daje to moc i ponieważ czujemy,
iż jest to przyjemne. Wytrwałość natomiast rozwijamy właśnie ćwicząc ją, po
prostu będąc wytrwałymi. Nie znam żadnego innego sposobu.
Naszą motywacją w działaniu jest radość. Kiedy myślimy: "Jak
wspaniale, znowu mogę zrobić coś sensownego. Zamiast być tylko coraz starszy,
będę również coraz mądrzejszy." Wszystko, co jogiczne przychodzi najłatwiej
dzięki radości. Przynajmniej ja tak to rozumiem i tak tego też nauczam. Nigdy
nie pojawiam się grożąc moralizatorsko palcem, zawsze mówię: więcej mocy, ruszyć
do przodu, wziąć to, co się pojawia, docisnąć gaz. Po tym również poznaje się
jogina. Zwyczajny wystraszony zając stara się przede wszystkim wszystko zatrzymać
i najbardziej chciałby umrzeć, zanim przyjdzie mu cokolwiek zrobić. Jogin najchętniej
chwyta tygrysa w pełnym galopie. Jest to naprawdę olbrzymia różnica. Jogin czuje
się najlepiej w zmianach, zwykły człowiek natomiast w uciszaniu wszystkiego
i kontrolowaniu. Bycie joginem to chwytanie energii wtedy, kiedy się pojawia,
wzmacnianie jej i kierowanie tam, dokąd chcemy. Ciężka praca i bycie joginem
w najmniejszym stopniu się nie wykluczają. Jednak próżniactwo, nieróbstwo i
ogrzewanie tylko stołka przez cały dzień nie mają z nim zupełnie nic wspólnego.
Nie oznacza to, że mamy się zachowywać tak, jak Chińczycy w czasach Mao, kiedy
często nie było nic do zrobienia. Wówczas połowa ludzi kopała dół, a druga połowa
w chwilę później go zasypywała po to, żeby wszyscy mieli zajęcie. Nie o to chodzi.
Jeśli nie mamy akurat nic do zrobienia w biurze lub w innym miejscu pracy, możemy
z powodzeniem inaczej wykorzystać pożytecznie ów czas. Pomyślcie o tych wszystkich
ludziach, którzy ucieszyliby się być może, dostając od was list. Uświadomcie
sobie wszystkie dobre rzeczy, które możecie zrobić dla swojego ciała - o wyprostowaniu
pleców czy napięciu trochę mięśni. Również na tym poziomie możecie być w pełni
świadomi, możecie zrobić coś dobrego dla siebie i innych. Pomyślcie również
o tym, że czas, w którym nie ma nic innego do zrobienia można z powodzeniem
wykorzystać na powtarzanie mantr. Możecie ich używać nawet w czasie pracy, jeśli
nie wymaga ona zbyt mocnej koncentracji. Możecie wykorzystywać w ten sposób
pewien określony poziom waszego umysłu. Również wtedy, gdy nie jesteście akurat
bardzo zajęci, możecie na chwilę się rozluźnić, pozwolić by Karmapa pojawił
się w waszym sercu i promieniował światłem na wszystkich wokół.
Próbujcie więc, odpowiednio do swoich zdolności, być świadomi
na wielu poziomach. Starajcie się rzeczywiście w pełni wykorzystywać czas, który
macie. Jednym z powodów, dla których ja i moi koledzy powtarzamy wszystkim:
"Zróbcie nyndro jeśli możecie", jest to, że potem wszystko jest łatwe. Wszystko
przychodzi samo z siebie i wydarza się tak jak powinno. W czasie dnia możemy
również medytować na objawy zmęczenia. Jeśli kogoś bolą kości w czasie pracy
fizycznej lub też jeżeli jesteśmy przemęczeni na skutek intensywnego używania
szarych komórek, możemy sobie to uprzytomnić i uczynić z objawów owego zmęczenia
obiekt medytacji. Możemy być całkowicie świadomi tego co się dzieje, kiedy sięgamy
po filiżankę kawy lub dwie filiżanki herbaty i najchętniej wyszlibyśmy dokądkolwiek
lub po prostu stanęli na głowie w rogu pokoju. Można przeżyć wiele radości zwodząc
zwykłe naturalne procesy które w nas zachodzą. Z drugiej strony bardzo zabawne
jest koncentrowanie się na tym, jak stajemy się coraz mniej aktywni i jak opuszczają
nas siły. Równie interesująca jest walka z objawami zmęczenia czy senności.
To jest moja własna recepta jogina: kiedy pracujemy, możemy
widzieć siebie samych jako silnik, który staramy się jak najefektywniej wykorzystać:
zmieniamy biegi odpowiednio do tego, co musimy akurat zrobić. Jesteśmy przez
cały czas świadomi tego, iż mamy wiele rzeczy do zrobienia i przechodzimy zgodnie
z tym z poziomu na poziom. Znam to ze swojego własnego życia: jeśli głowę mam
przejrzystą, jestem wyspany i wypiłem wystarczająco dużo herbaty, najpierw zabieram
się za odpisywanie na trudne, osobiste listy - muszę wówczas być w stanie ogarnąć
jednocześnie sens jednej lub dwóch stron pełnych znaków zapytania. Kiedy jednak
nagle do pokoju wejdzie ktoś, by porozmawiać o swoich problemach, lecz również
nie o tych najtrudniejszych, przechodzę od listu do kartek pocztowych. Jednocześnie
pewna część mojego umysłu zajmuje się rzeczami, które słyszę i przygląda się
gościowi. Inna natomiast, nie biorąca bezpośredniego udziału w całej sytuacji,
koncentruje się na pisaniu łatwych pozdrowień lub czegoś podobnego. Jeśli sytuacja
wymaga więcej uważności, przechodzę do pisania adresów, jeśli zaś jest naprawdę
dużego kalibru, angażuję się w nią wszystkimi dziesięcioma tysiącami woltów
i wchłaniam ją całym sobą. Kiedy po południu wychodzimy z pracy, możemy uczynić
znowu kilka dobrych życzeń, żeby wszystkim dobrze się powodziło aż do kolejnego
spotkania następnego dnia. Możemy sobie krótko wyobrazić Buddę siedzącego nad
ich głowami, który po chwili opada do ich serca i zaczyna promieniować światłem
we wszystkich kierunkach. I z błogosławieństwem, które dzięki temu powstało,
uruchamiamy samochód i jedziemy do domu. Jeśli natomiast wsiadamy do tramwaju,
widzimy wszystkie kobiety jako żeńskich buddów, a mężczyzn jako strażników,
heruków lub męskich buddów. Utrzymujemy ten poziom i próbujemy wszędzie dostrzegać
to, co ciekawe i piękne. Jeśli siedzi obok nas ktoś o naprawdę pełnych mocy
rękach, możemy cieszyć się z olbrzymiej mądrości, jaka w nich tkwi. To samo
dotyczy pary pięknych, doskonale uformowanych dziewczęcych nóg - cieszymy się
z ukrytej w nich mądrości.
Czegokolwiek byśmy nie widzieli lub nie przeżywali, widzimy
to jako czyste, życzymy innym wszystkiego, co najlepsze i jesteśmy przez cały
czas w pełni świadomi tego, co nas otacza. Kiedy natomiast podchodzi do nas
starsza kobieta lub starszy mężczyzna, widzimy dojrzałą mądrość, którą w sobie
noszą. Patrzymy na ich twarze i wiemy, jak wiele przeżyli. Jednocześnie życzymy
im: "Oby rzeczywiście stali się mądrzy dzięki temu, czego doświadczyli!" Jeśli
posłuchamy, o czym mówią ludzie dookoła, okaże się być może, że niektórzy z
nich rozmawiają o wojnie. Możemy wówczas pomyśleć, że walczyliśmy wtedy, posiadając
sześć procent ludności świata przeciwko pozostałym dziewięćdziesięciu czterem
procentom i że wytrzymaliśmy to przez pięć lat. Z jednej strony możemy powiedzieć:
"Cóż za eksplozja mocy działania!", z drugiej jednak: "Jakie to głupie, jak
bezsensowne, ile cierpienia, jakże straszne!" Mamy więc obie rzeczy.
Jeśli przyjrzymy się niemieckiemu narodowi, dostrzeżemy zdolności
organizacyjne oraz pewne podstawowe zaufanie, doświadczymy narodowego charakteru
ludzi siedzących dookoła. Co sprawia, że są Niemcami? Co sprawia, że inni są
Turkami? Próbujemy sprawdzić, co mają oni ze sobą nawzajem wspólnego, staramy
się być świadomi tego, co się wokół nas dzieje. Nie powinniśmy oceniać innych,
jednak możemy w pewien sposób starać się zrozumieć, co rozgrywa się na naszych
oczach, jak ludzie funkcjonują, jakich radości i cierpień doświadczają oraz
jak wygląda świat ich przeżyć. Potem wracamy do domu, gdzie czeka na nas partner
lub partnerka. Wówczas będzie chodziło o to, żeby wszystko było świeże, byśmy
rzeczywiście potrafili spotkać się nimi, przeżyć całą pełnię i miłość, których
z ich strony doświadczamy. Nie powinniśmy również myśleć sztywno: "Dopiero 0
dziesiątej, kiedy pójdziemy do łóżka." Możemy się sobą nawzajem cieszyć również
przed i po jedzeniu, możemy też zadzwonić do paru przyjaciół. Chodzi o to, byśmy
nie wchodzili do domu z bagażem sztywnych poglądów i by wszystko nie rozgrywało
się według ustalonych szablonów, lecz żebyśmy byli bardzo otwarci w stosunku
do naszego partnera i rzeczywiści przeżywali nasze bycie razem jako wielki eksperyment.
To, byśmy byli w stanie naprawdę przeżyć piękno, świeżość i moc innych, jest
naprawdę bardzo ważne. Nie powinniśmy myśleć, że musimy odgrywać jakieś przedstawienie,
w którym wszystko musi się odbyć w określonym czasie. To od tego zależy, czy
sytuacja pozostanie całkowicie świeża i otwarta, i czy odbierzemy wszystkie
sygnały partnera.
Od czasu do czasu powinniśmy może pójść wcześniej do łóżka.
Możemy również nastawić budzik tak, by obudzić się w środku nocy. Będziemy mogli
wówczas usiąść i spędzić godzinę lub pół w głębokiej medytacji, czy też znowu
cieszyć się sobą nawzajem. Potem możemy wykonać różne medytacje prowadzące do
tego, iż wstając rano będziemy w stanie doświadczać rzeczy w świeży i pełny
mocy sposób. I tak mieliśmy wspaniały dzień i doskonałą noc. Wszystko było pełne
znaczenia, nic nie pozostało tylko przyzwyczajeniem. Nic nie zaistniało tylko
dlatego, że nie stało się nic innego, lecz każda chwila miała sens.
W ten sposób jogin może bardzo dobrze żyć swoim życiem, przechodzić
od jednego dnia do następnego. Każdy z nich będzie wówczas ciekawy i świeży.